piątek, 19 czerwca 2015

Rozdział 15

  Przed odcinkiem chciałabym Wam obiecać, że od teraz będą się pojawiały tak  jak powinny, czyli według reguły, co jeden i dwa dni :D.
Jeśli chodzi, o jakieś obsunięcia związane z edukacją, czy zbliżającymi się wakacjami - na razie żadnych nie  przewiduję ...: D
_____________

 Lana: Bruno, odbierz !! Proooszę ....
Rzuciłam okiem na zegar nad drzwiami i nacisnąwszy  magiczny przycisk   ,, Wyślij "
zsunęłam telefon w róg biurka... 
Boże, czy w piątki czas musi płynąć tak niemiłosiernie wolno ?
W końcu nie mogąc usiedzieć w miejscu podniosłam się, zebrałam z biurka wszystkie wykonane dzisiaj notatki, poukładałam wszelkie teczki i segregatory tak, aby stały w równym rządku , uprzątnęłam szafkę pod biurkiem , po czym zerknęłam na ekran telefonu i z uśmiechem wsunąwszy go do  kieszeni jeansów, ruszyłam do drzwi.

                                                *       *       *
- Gdzie się tak spieszysz McCarthy? Narzeczonego niema w domu to można sobie ugłaskać Hernandeza, co?
 Nawet nie musiałam się odwracać by, wiedzieć  kto poszczycić się mógł tak idiotycznym komentarzem, dlatego jedynie potrząsnęłam włosami przecząco kiwając głową  w geście irytacji.
- Wiesz, chyba czas wymyślić nową gadkę ...
- Co ?
- Słyszałeś, trzymaj się.- Odparłam zamykając za sobą masywne, szklane drzwi budynku i kierując  się
ku stojącej niedaleko  garstce taksówek.
 Niecały kwadrans później stanęłam przed drzwiami domu brązowookiego. Zapukałam jeden raz, cisza, drugi, wciąż nic, gdy już miałam ruszyć w swoją stronę nagle mnie oświeciło, schyliłam się i z niemałym  wysiłkiem przesunąwszy sporą donicę wyszarpnęłam spod niej pęk  kluczy, po czym wróciłam pod drzwi, otworzyłam je dwoma sprawnymi ruchami i bezszelestnie wślizgnęłam się do spowitego ciszą domu. W obawie, o zakłócenie wszechobecnego spokoju zsunęłam ze stóp szpilki i, o bosych nogach podążyłam do salonu.
 Moje oczy niemal od razu spoczęły na postaci bruneta sprawiając, że  kąciki moich ust znacznie poszybowały ku górze,wolnym krokiem, płasko stawiając stopy podeszłam do
oparcia mebla i pochyliwszy się, delikatnie musnęłam ustami policzek chłopaka, który nagle otworzył oczy, zamrugał parę razy, po czym utkwił je w moich źrenicach. Przez chwilę żadne z nas się nie odzywało, a gdy Bruno w końcu  uwolnił się z letargu obdarzył mnie słabym uśmiechem i szepnął:
- Co tutaj robisz ?
Odwzajemniłam gest i przysiadłszy na oparciu sofy  mruknęłam:
- Potrzebuję cię ...
Twarz Hawajczyka rozświetlił tym razem znacznie szerszy i bardziej wyrazisty uśmiech, wyprostował się i obejmując mnie w pasie przeciągnął na swoje kolana, niczym dziecko przylgnęłam do jego klatki i obejmując za szyję zaciągnęłam się słodkim zapachem  jego skóry
- Czułeś się kiedyś bezsilny wobec czegoś czego pragnąłeś i odpychałeś od siebie w tym samym momencie ?
[...]
     Czy czułem kiedyś bezsilność ?
Zabawne, że o to zapytałaś, tak czułem, czuję ją  każdego dnia, gdy otwieram oczy,za każdym razem kiedy, o Tobie myślę, z każdym dniem, z każdym Twoim spojrzeniem, dotykiem, uśmiechem bo, nie wiesz, o mnie tylu rzeczy bo, nie wiem, o Tobie nazbyt wiele i choć oboje, nie jesteśmy tego w pełni świadomi nawzajem zadajemy sobie większą lub mniejszą boleść...
Bo, choćbym pragnął  ci powiedzieć po co oboje jesteśmy tu i teraz, po co to wszystko robię ...nie mogę  ...
Do cholery skarbie, nie wiesz, o mnie nic, a mimo tego twoje oczy patrzą na mnie z z takim  uczuciem.
[...]
     Przez krotki moment chłopak wpatrywał się we mnie w milczeniu jakby, nawet  nie usłyszał mojego pytania, lecz w końcu spojrzał ponownie w moje oczy i bez słowa kiwnął głową twierdząco.
- Czemu pytasz ?
Pod wpływem jego przenikliwego spojrzenia coś jakby we mnie zastygło i chociaż pragnęłam mu się wyżalić, pragnęłam powiedzieć mu, o tym wszystkim, co zaprzątało moje myśli w niedzielne popołudnie   nie mogłam, nie mogłam wydusić z siebie ani słowa.
- Tak sobie, po prostu ... Chyba niektóre  rzeczy   mnie przerastają ... Z resztą mniejsza, o to, a  co właściwie masz zamiar dzisiaj robić ?
 Ten spojrzał ostentacyjnie na ciemną tarczę naściennego zegara i uśmiechnąwszy się szelmowsko odparł:
- Wiesz  jest dość późno więc ...- To mówiąc złożył na moim karku kilka pieszczotliwych pocałunków i nim  dokończył, jednym, zwinnym ruchem położył mnie pod sobą na sofie i wpił się w moje usta.
Odepchnęłam go lekko, rzuciłam ku niemu karcące, ale chcąc nie chcąc dwuznaczne spojrzenie i seksownie przygryzając wargę mruknęłam:
- Niee, musisz sobie zasłużyć ...
  To powiedziawszy musnęłam jego ciepłe wargi i wysunąwszy się spod niego ruszyłam w stronę kuchni odprowadzona  przez gorące, czekoladowe ślepia,  zabrałam się za przygotowywanie dwóch kaw, ale nim sięgnęłam po kubki,  obróciwszy mnie w swoim kierunku chłopak nachylił się nad moim uchem i szepnął głosem, którym zdołałby mnie uwieźć bez choćby najsubtelniejszego dotyku...
- Jeszcze nie wygrałaś ...
To mówiąc przygryzł płatek mojego ucha, ponownie zarzuciłam mu ręce na szyję  i patrząc buntowniczo w otchłań jego tęczówek odparłam:
- Jeszcze się okaże ...
                                                *       *       *
  Niebo nad linią  wody powoli zachodziło granatem, a mimo  tego powietrze wciąż było przyjemnie  ciepłe jakby dopiero stygło po skwarze mijającego dnia, plaża o tej godzinie była idealnie opustoszała, spowita bryzą i szumem  fal rozbijających  się, o jej brzeg zdawała się być jedynie złoto-granatowym skrawkiem układanki, którą stanowiły tak różne od niej, zatłoczone, przepełnione gwarem, hałasem i rozgardiaszem ulice, chodniki, uliczki, czy nawet zaułki Los Angeles ...
  Napawając się owym spokojem przystanęłam na chwilę i zwróciwszy się twarzą w stronę  niezmąconego błękitu wody wpuściłam do  płuc sporą porcję świeżego, czystego powietrza.
- Nad czym się zastanawiasz ?
Tuż za mną przystanął brązowooki i delikatnie składając głowę na moim ramieniu  podążył wzrokiem za moim spojrzeniem.
- Nad ... sobą i tym co ze mną będzie...
- To znaczy?
- Wszystko  z czym oswajałam się przez tyle czasu, do czego dojrzałam i czego naprawdę zapragnęłam straciło w moich oczach swoją wartość ...
Przez chwilę zapadła cisza, którą finalnie przerwał Hawajczyk.
- Co chcesz przez to powiedzieć ?
Odwróciłam się w jego stronę i spojrzawszy mu w oczy szepnęłam:
- Że wywracasz moje życie do góry nogami...
 Bruno oplótł mnie wokół pasa i pochyliwszy się w moją stronę niemal złączył nasze usta,gdy nagle do moich uszu dotarł znajomy głos :
- Lana ? Cześć, co tu robicie o...- dziewczyna urwała, a rzuciwszy jej ukradkowe spojrzenie poczułam jak zaczynają mnie piec policzki.
Szybkim ruchem odsunęłam się więc, od Hawajczyka i postąpiwszy dwa kroki w bok posłałam wpatrującej się we mnie parze nieśmiały uśmiech.
- Eee ...  Jane, poznaj Petera... I Peter, to moja przyjaciółka Jane...
Chłopak uśmiechnął się przyjaźnie do oniemiałej brunetki, ja natomiast z przerażeniem spostrzegłam,że towarzyszącym jej mężczyzną był nie kto inny jak Cole Davis- najlepszy znajomy  mojego narzeczonego... Lepiej już być nie mogło...
Mężczyźni uścisnęli sobie dłonie po czym Cole zmierzył Bruna pytającym spojrzeniem, chcąc załagodzić chociaż w minimalnym stopniu niekomfortową sytuację w jakiej się znaleźliśmy
otworzyłam usta by, coś powiedzieć, lecz nim z mojego gardła wydobył się dźwięk Jane stanowczym ruchem odciągnęła mnie na bok.
Dziewczyna stanęła na przeciwko  i taksując mnie chłodnym, pełnym krytyki spojrzeniem odparła :
- Rzeczywiście ty wcale się z nim nie zabawiasz...
- Jane, posłuchaj...
- Wiesz miałam cię za rozsądną osobę... Myślałam, że naprawdę wiesz co robisz, ale widocznie się myliłam...
Od kiedy wzięłam tą sprawę słyszałam już wiele obelg i zarzutów, ale żadne z nich nie zabolały mnie tak jak słowa przyjaciółki...- Dlaczego mnie okłamałaś ? Przecież wiesz, że możesz mi zaufać, że... dlaczego ?
 Jest wiele osób, względem których nie poczułabym się przy takiej rozmowie w obowiązku by, się tłumaczyć, ale brunetka była dla mnie kimś nazbyt ważnym by, pominąć wyjaśnienia...
- Nie okłamałam cię, przecież wiesz, że bym tego nie zrobiła...
- Nie oczekuję od ciebie wyjaśnień w końcu jesteś dorosłą osobą i masz prawo do własnych decyzji, tylko czemu tak nierozważnych ?
To mówiąc wyminęła mnie i wróciwszy do swojego towarzysza zawróciła w kierunku, z którego przyszli. Przez moment stałam bez ruchu nie wiedząc, jak zareagować a gdy w końcu przywróciło mi mowę podążyłam w ślad za nią i drżącym z emocji głosem szepnęłam :
- Jane proszę, tylko nie...
Dziewczyna wiedząc, o co proszę uśmiechnęła się przepraszająco i odparła :
- Nie będę uczestniczyć w tej gierce Lana,pozwól, że zrobię i powiem to, co uznam za słuszne...
Po czym odwróciła się i nie spoglądając za siebie ruszyła do przodu.
 Chociaż chciałam najzwyczajniej nie potrafiłam odwrócić wzroku dopóki obie postacie nie utonęły w szarówce wieczoru, w głowie miałam mętlik z jednej strony coś podpowiadało mi, że jeśli zostanie zapytana Carter odpowie zgodnie z prawdą, a z drugiej, gdzieś w głębi mnie tlił się mały płomyk nadziei, iż nie zostanę z jej ust wydana na zgubę, a gdzieś
pomiędzy tymi dwoma punktami egzystowała  niepewność...
Wynikająca z nadszarpniętego zaufania, z próby na którą mimowolnie nasza przyjaźń została właśnie wystawiona.
 Na ziemię przywrócił mnie dopiero delikatny uścisk, który Bruno złożył na moim ramieniu.
- Chodź...- szepnął, a ja niczym automat odwróciłam się i niepewnie się doń przybliżając ruszyłam w wyznaczonym kierunku.
 Choć milczałam, wewnątrz prowadziłam najtrudniejszą batalię jaką człowiek może podjąć : z samym sobą, bój pomiędzy sercem, a rozumem...
___________________________________

 Jakie odczucia ?
Mam nadzieję, że pozytywne ? :D
:D
Ponownie dziękuję za cierpliwość i wyrozumiałość związaną z egzaminem oraz
wielkie dzięki tym wszystkim, którzy trzymali kciuki <3 !!!
Więc piszcie co Wam na serduchach zalega i wracajcie w niedzielę !!
:*
C;



2 komentarze:

  1. Wstałam o 5 minut szybciej,ale się opłacało....jak kiedyś wydasz książkę to poproszę o jedrn egzemplarz!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. O mamusiu co tu się dzieje. Ups... Jaka wpadka. Mam nadzieję, że jej przyjaciółką się nie wygada i że da szansę Lanie się wytłumaczyć.

    OdpowiedzUsuń