piątek, 19 czerwca 2015

Rozdział 14

   Przez uchylone okno w sypialni wpadł chłodny podmuch wiatru pozostawiając na mojej skórze delikatne dreszcze, otworzyłam oczy, a zdając sobie sprawę z tego jaki jest dzisiaj dzień z moich ust dobył się cichy jęk, który stłumiłam na powrót wtulając twarz w pachnącą poduszkę.
- Lani, wstawaj...
Usłyszałam nad sobą przyciszony, męski głos i z wolna obróciwszy wzrok w stronę, z której dochodził szepnęłam :
- Która godzina ?
- Wpół do jedenastej.
Westchnęłam cicho i obejmując materiałowy wzgórek wymamrotałam :
- Jeszcze chwileczkę...
- Za trzy godziny mamy być u moich rodziców, godzinę drogi stąd.
Gdy w końcu dotarło do mnie, że mogę zapomnieć nawet, o krótkiej chwili błogiego lenistwa podniosłam się do pozycji siedzącej, przeciągnęłam i przetarłam oczy piąstkami. Artur jeszcze chwilę patrzył na mnie z uśmiechem po czym wstał i wyszedł z przeszytej złotem poranka alkowy.
 Z łóżka wygrzebałam się dopiero dwadzieścia minut później, a będąc już w łazience pierwszą czynnością jaką poczyniłam był gorący prysznic, obiady u rodziny narzeczonego nigdy nie kojarzyły mi się dobrze przede wszystkim ze względu na miliony kłopotliwych pytań, nad którymi nie miałam czasu, ani bądź co bądź nawet ochoty się rozwodzić...
                                                 *     *      *
  Za dziesięć wpół do drugiej pod kołami samochodu zaszeleściły zbutwiałe, zalegające na podjeździe jeszcze od zeszłej jesieni liście, mimowolnie moje źrenice zwróciły się ku okazałej willi z pomalowanymi białą niczym śnieg farbą i dużymi, gdzieniegdzie osłoniętymi aksamitnymi zasłonami oknami.
Dom ten zawsze w jakimś stopniu kojarzył mi się z muzeum, z miejscem zbyt poukładanym, zbyt dopieszczonym, zbyt majestatycznie monotonnym jak na dom mieszkalny.
A jeśli już nazwać go domem był najzwyczajniej pozbawiony duszy....
 Jeszcze nim stanęliśmy na ganku przed drzwiami frontowymi otworzywszy je na oścież, na powitanie wyszedł nam Jeff Sulvan- ojciec Artura i uścisnąwszy nas kolejno, szeroko się uśmiechając
odparł :
- Czekaliśmy  na was, chodźcie, wszystko już jest gotowe.
Przez myśl przeszedł mi obraz niewysokiej, pulchnej kobiety od samego świtu z zapałem krzątającej  się po kuchni i gdy tylko przekroczyliśmy próg domu owa kobieta tak jak wcześniej jej mąż z nieukrywaną radością wyściskała nas, wycałowała i zaprowadziła do okazałego salonu.
Przy usłanym eleganckim, białym obrusem stole siedziały już Emily i Aubrey- dwie siostry Artura, które gdy tylko nas zobaczyły również poderwały się z miejsca i wylewnie nas przywitały.
                                                 *     *     *
  Ponieważ zaraz po posiłku panowie opuścili dom w celu zachłyśnięcia się pięknem nowego auta gospodarza zostałam w salonie sama, skazana na pastwę trzech wiecznie krytykujących moją osobę kobiet.
Przez krótką chwilę w pomieszczeniu panowała cisza, którą już po chwili przerwał niezwykle działający mi na nerwy głos starszej z sióstr- Emily .
- Wybraliście już lokal, w którym wyprawicie wesele ?
Pomimo dłuższego już nastawiania swojej psychiki na tego typu pytania nim udzieliłam odpowiedzi na moje plecy wstąpił zimny dreszcz.
- Szczerze powiedziawszy jeszcze nie, oboje sporo pracujemy i jakoś nie znaleźliśmy jeszcze chwili odpowiedniej na tego typu rozmowę...
Gdy tylko wypowiedziałam te słowa, poczułam na sobie niezadowolony wzrok matki
Artura :
- Ech ci młodzi... nie rozumiem jak praca może być ważniejsza od ślubu, kochanie to najważniejszy dzień w waszym życiu i uważam, że nad nim właśnie powinniście się teraz pochylić.
 Słysząc słowo ,,ślub" przełknęłam szybko ślinę, prawda jest taka, że nie czuję się i nigdy nie czułam,że jestem gotowa na taki krok, zgodziłam się pod wpływem impulsu, silnych emocji i zaskoczenia jednak ostatnimi czasy gdy moje życie staje na głowie, myśl, o przyjęciu zaręczyn, wystawnym ślubie i długim, szczęśliwym pożyciu małżeńskim wcale nie jest tak klarowna jak niegdyś, w ciągu ostatniego roku, a przede wszystkim miesiąca straciłam pewność z jaką dotychczas stawiałam kroki w kierunku dni jakie miały prędzej, czy później nadejść, straciłam pewność, czy przysięga na ślubnym kobiercu to istotnie to czego pragnę, a w wyniku ostatnich dni straciłam pewność co do mężczyzny, z którym pierścionek na moim palcu miał związać resztę moich dni...
- ...rozumiem, że chcecie korzystać z młodości, ale teraz wierz mi jest na to najlepszy czas, jesteś młoda, zdrowa...- To mówiąc spojrzała mi w oczy i wyczytałam z nich jak brzmiała dalsza część jej wypowiedzi, ona chciałaby mieć wnuki i prawdopodobnie dlatego tak bardzo napiera na nasze małżeństwo...
  Przed oczami nagle stanęły mi czekoladowe źrenice  i nieziemski uśmiech Hawajczyka, a następnie długi welon, biała suknia i tysiące innych możliwe, że powiązanych z moim przyszłym życiem zdarzeń, które zdecydowanie byłyby, rozstajem naszych dróg, wnet na twarzy poczułam gorący, odbierający mi dech podmuch, a zaraz po nim pieczenie pod powiekami.
 Gwałtownie podniósłszy się z miejsca szybkim krokiem ruszyłam w stronę schodów wiodących na drugie piętro domu i stając nad umywalką przetarłam twarz  zwilżoną przezroczystym, krystalicznym płynem  dłonią, po czym spojrzałam na swoje odbicie w lustrze i zachrypniętym z narastającego we mnie przerażenia głosem szepnęłam :
- Co ty wyprawiasz dziewucho...wróć tam i udawaj,że nic się nie stało, kobiece sprawy...nic takiego.
Wzięłam jeden głęboki wdech i spojrzałam w stronę drzwi...  Chociaż chciałam zrobić krok do przodu coś co kazało mi wstać i wyjść przed momentem z salonu, teraz kazało mi zostać tutaj, nie chciałam słyszeć, o ślubie, weselu, dzieciach i tym wszystkim, co dotyczyło bolesnego faktu jakim było stanie się żoną Sulvana, jego własnością, ale to nie był powód dla, którego moje zmysły cierpiały słysząc, o ślubnym kobiercu, te oczy...piękne, głębokie, czekoladowe oczy, pieszczotliwy głos, nieprzyzwoicie upajający moje ciało dotyk, uśmiech, słodkie kości policzkowe, muśnięcie delikatnych ust na moich wargach...
Przestań !- Skarciłam się w myślach, gdy te ponownie powędrowały ku obrazom z ulotnych chwil, które dzieliłam z brązowookim...
Działo się ze mną coś nieopisanego, czego nie umiałam zwalczyć, czy nawet zatrzymać, co próbowałam odepchnąć od siebie, ale tym samym pozwalałam temu czemuś egzystować we mnie pozwalałam by, moimi myślami zawładnął ten kogo dotyk nigdy nie powinien być pieszczotą dla mojej skóry, kogo oczy nigdy nie powinny stać się moim zapomnieniem, kogo usta nie powinny stać się moim marzeniem... Ten, w którym znajdowałam to wszystko, a nawet więcej czego bezskutecznie usiłowałam się od pewnego czasu  dopatrzeć w Arturze...
Kiedy dopuściłam się do tego stanu ?
Nim moje chore domysły odpowiedziały mi na to pytanie, po raz kolejny tym razem  stanowczo i na głos rozkazałam :
- Przestań.
 [...]
 Bez słowa patrzyłam w pusty już korytarz, w którym przed chwilą zniknęła smukła postać Lany, po czym wymieniłam z córkami porozumiewawcze spojrzenia i odparłam :
- Pójdę zobaczyć co się stało...-  po czym wstałam i ruszyłam na piętro, w ślad, za narzeczoną syna.
Delikatnie zapukałam do drzwi i otrzymawszy zaproszenie weszłam do pomieszczenia, gdzie zastałam dziewczynę siedzącą na podłodze z głową opartą, o wannę.
- Coś nie tak ?
Na dźwięk mojego głosu szatynka spojrzała na  mnie nieobecnym wzrokiem i po niedługiej chwili odparła :
- To nic takiego, po prostu...gorzej się poczułam, ale już wszystko w porządku, niech pani się nie martwi zaraz zejdę na dół.
 To mówiąc spojrzała mi w oczy z wyraźnym żądaniem bym dała jej chwilę spokoju , po czym na nowo utkwiła wzrok, gdzieś na stropie...
[...]
Po tym jak pani Sulvan pozostawiła mnie wedle mojej prośby sam na sam z myślami,
 bez większego entuzjazmu podniosłam się, a rzuciwszy okiem na swoje odbicie
wyszłam z łazienki i na powrót skierowałam  do dużego pokoju, tak jakby te wszystkie myśli, słowa i zawahania nigdy nie miały miejsca...
________________
 Jak tam odczucia po przeczytaniu ?
Mam nadzieję, że nie zawiedliście się po tak długim wyczekiwaniu ? :D
*

Chciałabym Wam wszystkim ogromnie podziękować za te pierwsze ponad 1200 wyświetleń !!!
Nawet nie wiecie jak wiele to dla mnie znaczy !!!
<3<3<3
I mam taką cichą nadzieję, że z tych niemal  osiemdziesięciu osób, które odwiedziło mnie przy okazji poprzedniego rozdziału ktoś zdecydował się na dłuższe zabawienie na moim blogu...:P
Pozwólcie również, na wtrącenie w tym miejscu, iż warto będzie zajrzeć dzisiaj jeszcze raz.
So see ya !
:P
:*

1 komentarz:

  1. Łłłłłaaaaa czyli będzie jeszcze jeden!!!!!! czekam czekam czekam!!!!
    mam nadzieję,że egzaminy zdane??
    dziewczyno chce się ciebie czytać na okrągło!!!!!!

    OdpowiedzUsuń