środa, 26 sierpnia 2015

Rozdział 31

  ścieżka dźwiękowa

  Chłodny powiew wiatru  delikatnie zwiał moje włosy, które opadając na plecy, pozostawiły na nich nieprzyjemny, mroźny dreszcz...
 - Ja... to wszystko stało się tak szybko,
nigdy nie chciałam cię okłamać, ani zdradzić,
 ale to co poczułam do niego...
 to było silniejsze ode mnie, kiedy jego usta po raz pierwszy dotknęły moich warg...
chciałam z tym walczyć, ale nie umiałam...
 Zaczęło się niewinnie,
 kawy po pracy, od czasu do czasu spotkania poza kancelarią...  
zatracałam się w nim,
uzależniał mnie z każdym dotykiem,
 słowem,
pieszczotą, coraz mocniej,
pokazywał  inną stronę uczuć...
 bardziej żywą, bardziej pociągającą, taką której pragnęłam,
tą której ty mi nie dałeś...
Szepnęłam rzucając mu ukradkowe spojrzenie- pozwoliłam mu
mydlić mi oczy tysiącem słów, których chciałam słuchać,
tysiącem słów, które odwracały  moją uwagę od tego w jaki sposób mnie wykorzystywał...
 dla jednego spojrzenia ryzykowałam całe swoje życie, przyjaciółkę, pracę, reputację.  Oddawałam mu wszystko bo,ty...
... nigdy nie miałeś dla mnie czasu, nigdy nie stałam w twojej hierarchii wyżej niż praca,
on natomiast...
dawał mi więcej niż oczekiwałam,
dawał mi... siebie, czas, uwagę.
 Pozwalał  na wybicie się ponad rzeczywistość...
był przyjacielem, pocieszeniem, stał się moim powietrzem.
 Dla niego okłamywałam wszystkich dookoła okłamywałam siebie, dobrze to wiedząc łamałam wszelkie zasady, a patrząc w jego źrenice czułam, że gdyby tylko tego chciał  zrobiłabym  to wszystko jeszcze raz.
 Owszem czasami przychodziły chwile otrzeźwienia, ale zaraz po nich przychodził głód...
Próbowałam z nim skończyć, ale gdy tylko przychodziła słabość na nowo padałam w jego ramiona.
 Nie dostrzegałam niczego...
 byłam skłonna rzucić dla niego wszystko, a on...
Okłamał mnie, kłamał z każdym słowem,
 kłamał gdy mówił, że przeprasza,
że kocha...
 Wszystko miał zaplanowane i zapewne ów plan by, wypalił gdyby nie te kilka słów...
ta rozmowa, której świadkiem nie powinnam być...
Przerwałam na moment by, powstrzymać łzy, które na wspomnienie tamtego dnia poczęły strumieniami wypływać spod powiek.- Byłam głupia... wiem co teraz, o nie myślisz i wiem, że jestem ostatnią, która mogłaby, o to prosić, ale...
wybacz...
Szepnęłam z bólem spoglądając w pełne smutku oczy mężczyzny.
(...)

 Z trudem przełykając ślinę patrzyłem jak spod jej powiek wypływają kolejne łzy,
niewątpliwie cierpiała,
a ja chociaż bardzo chciałem nie umiałem ukoić jej bólu...
- Proszę odezwij się.
 Jęknęła ponownie pozostawiając na mojej koszulce ciemny ślad łez...- Powiedz coś...cokolwiek.
- Ja... muszę... muszę pozbierać myśli, pobyć sam...- szepnąłem ostatni raz gładząc palcami włosy, które zwiewane przez bryzę falami opadały na rozedrgane ramiona szatynki.
Pozwoliła mi odejść i zamknąwszy się w sobie na nowo dała upust rozpaczy.
 Czułem jak z każdą sekundą, w której spoglądam na jej postać coś rozdziera mnie od środka,
odwróciwszy się więc na pięcie ruszyłem w cień uśpionego lasu,
z każdym krokiem tonąc we własnych słabościach...
Tak, jej słowa mnie zraniły,
zraniły mnie swoją szczerością, bowiem uświadomiły jak bardzo się myliłem...
Jak bardzo myliłem się, o wszystko ją obwiniając.
Była tylko człowiekiem,
słabą, samotną dziewczyną, która pragnęła jedynie prawdziwej miłości,
pragnęła uwagi,
uczucia, którego jej szczędziłem.
A które znalazła u niego...
Traciłem ją, pozwalałem jej kochać i cierpieć
...dla niego...
Jak mogłem być aż tak ślepy ?!
Tak cholernie głupi...
(...)

  Biorąc głęboki wdech ponownie spojrzałam na skrzący się srebrem granat morza. A czując na ramionach dłoń Szwajcara szybkim ruchem otarłam z policzka samotną łzę, która od dłuższego czasu znaczyła szlak na szkarłacie, spłonionej skóry.
- A ty ?
Na dźwięk jego głosu po moich plecach przebiegł kolejny, chłodny dreszcz.
- Ja... co ?
Szepnęłam nie odwracając wzroku od głębi w jakiej chwilę temu go zatopiłam.
Doskonale wiedziałam, iż jest świadom zagrywki w jaką go wciągam, natomiast on pomimo tego postanowił wziąć w niej udział i nie zważając na trud z  jakim niewątpliwie przychodziło  mu wyartykułowanie tych słów, dodał.:
- Wciąż go kochasz ?
I wnet poczułam jak w moich płucach braknie tlenu...- Kochasz go ? Odpowiedz.
Naciskał, rozdrapując każdą z jeszcze tak świeżych ran.
- Artur...
- Proszę tylko nie kłam...
Wciąż go kochasz ?
Tak.
Nie !
Tak, wciąż, nieprzerwanie... do szaleństwa.
- Nie. Już nie.
Skłamałam i choć zaraz potem odwróciłam wzrok wiedziałam,
wiedziałam, że uwierzył...
- A więc obiecaj...
Szepnął ponownie zatapiając spojrzenie w moich źrenicach.- Obiecaj, że już zawsze będziesz moja.
Dodał, na nowo wzbudzając w moim sercu bezkresną panikę.
 Szybko odwróciłam wzrok, zrozumiał...
Mógł prosić, o wszystko lecz on zapragnął mieć to czego nie posiadałam nawet ja...
____________________________________________

Dobry wieczór kochani !
Wiem rozdział miał się ukazać dopiero w niedzielę, ale nie mam serca już Was przetrzymywać, więc oto on !
Mam nadzieję, że się nie zawiedliście ?
Piszcie jak Wam się podobał, no i jak tam pierwszy dzień w szkole ?
Ahh...na kolejny zapraszam w niedzielę !
Przepraszam więc za niesłowność i do zobaczenia !
Love ya !
<3



poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Rozdział 30

  - Jane... ja naprawdę nie jestem w nastroju na wyprawy po klifach...
Odparłam ze znużeniem spoglądając na podekscytowaną przyjaciółkę.
Ta jednak pominęła moją uwagę milczeniem, co mówiąc szczerze jeszcze bardziej mnie zirytowało...- To może powiesz mi chociaż gdzie jedziemy ?
- Niespodzianka to niespodzianka.
Odparła zdawkowo i posyłając mi ciepły uśmiech ponownie utkwiła spojrzenie w punkcie przed nami.
- Ale, może chociaż...
- Nie.
- A...- nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć brunetka zupełnie nie reagując na kolejne już z rzędu pytanie, o tym samym typie co poprzednie, sięgnęła do srebrzącej się gałki i jednym sprawnym ruchem podgłośniła radio wyraźnie dając mi do zrozumienia, iż nie mam żadnych szans by, odkryć chociaż rąbek tajemnicy.
 Podczas jazdy jeszcze parę razy,podjęłam próbę wyciągnięcia od dziewczyny choćby najmniejszej wskazówki jednak za każdym razem słyszałam jedynie jak podśpiewuje pod nosem lub w milczeniu wystukuje na kierownicy rytm wydobywającego się z radia utworu.
W końcu najwyraźniej zmęczona moją niemal dziecięcą dociekliwością zajęła mnie pytaniami odnośnie stanu zdrowia i samopoczucia mojego ojca, który kilka dni wcześniej powrócił ze szpitala.

                                                        *      *      *
  Z podekscytowaniem czekałam, aż Jane znajdzie dogodne miejsce i w końcu zgasi silnik toteż gdy brunetka stając na parkingu oznajmiła iż mogę wysiąść zamarłam w bezruchu i zwróciwszy ku niej zdziwione spojrzenie zapytałam.:
- A ty ?
 Ta jedynie uśmiechnęła się radośnie i kiwając głową przecząco, znacząco spojrzała na klamkę od drzwi, na której chwilę temu zacisnęły się moje palce.
Nic już nie rozumiejąc podążyłam za jej milczącą sugestią, a gdy czarna Honda zniknęła za zakrętem rozejrzałam się dookoła.
Parking ze względu na porę dnia był opustoszały,
 nie bardzo wiedząc co począć po raz kolejny rozejrzałam się po otaczającym mnie skrawku niezalesionej ziemi, a dostrzegłszy niewielką dróżkę prowadzącą zapewne w stronę urwiska skierowałam się ku niej ze zdziwieniem zauważając iż ktoś kto najwidoczniej zawitał tu przede mną pokwapił się, o ułożenie ze znalezionych w lesie gałęzi małych, koślawych, ale w gruncie rzeczy uroczych strzałek.
 Nie wiele myśląc podążyłam, ów szlakiem i po dobrych kilku minutach przystanęłam oniemiała u wejścia na omiecioną wieczorną poświatą polanę na jednej ze skarp.
 Na przytulnym kocu zalegającym tuż na krawędzi pomimo nikłego światła dostrzegłam elegancką zastawę dla dwojga,
wokół dodając całości niesamowitego romantyzmu jaśniały dziesiątki, malutkich świeczek,
 a przyjemnie ciepłe powietrze przeszywały dźwięki piosenki : ,, I don't wonna miss a thing" -
zespołu Aerosmith.
Piosenki podczas, której wraz z Arturem zatańczyliśmy pierwszy taniec,
 piosenki w której akompaniamencie Szwajcar pewnego dnia poprosił mnie najpierw, o chodzenie, a kilka lat później, o rękę...
 Z szerokim uśmiechem na drżących ze wzruszenia wargach rozejrzałam się w poszukiwaniu bruneta, a w końcu go zauważając stąpając na palcach zbliżyłam się do niego i objąwszy go od tyłu w pasie zaciągnęłam się intensywną perfumą.
Ten najpierw ujął w dłonie moje ręce, a następnie odwróciwszy się do mnie przodem delikatnie wziął w ramiona.
- Przepraszam skarbie...
Szepnął składając mi na czubku głowy subtelny pocałunek,
nie umiejąc mu na to odpowiedzieć jedynie mocniej objęłam go w pasie pozwalając by, ciepło jego ciała przelało się również na mnie.- Przepraszam za wszystkie dni kiedy nie miałem dla ciebie czasu, za wszystkie wieczory które spędzałaś samotnie i za nasze kłótnie, których ostatnimi czasy...było zdecydowanie za dużo.
Wnet pod moimi powiekami ponownie zebrało się morze łez, dlaczego ?
Kiedy tak staliśmy w mocnym uścisku ciałem byłam przy Arturze lecz moje mimo iż zranione, wciąż zaparte w uczuciach serce rwało się do tego,
który jednym słowem rozszarpał je na strzępy...
Chcąc zagłuszyć nagły przypływ emocji przycisnęłam wargi do ust Szwajcara i przymykając oczy w pełni oddałam się ulotnej chwili tak rzadkiej w naszym związku bliskości...
- Wszystkiego najlepszego Słońce.
Mruknął nagle na moment rozłączając nasze usta, czując nagły przypływ gorąca odsunęłam się minimalnie i spojrzawszy mu w oczy poczęłam gorączkowo rozmyślać jakie święto mogło wypaść mi z głowy...- Żeby następne nasze wspólne lata były lepsze od minionych...
Rocznica !
 Dziś mijał trzeci rok naszej...
bliższej znajomości.
- Taak by, były lepsze.
Szepnęłam pozwalając by, pojedyncza łza w ciszy spłynęła po moim spłonionym policzku.

                                                            *      *      *

- Ależ one są piękne...
Jęknęłam patrząc na srebrzysty blask jaki roztaczał się na Mlecznej Drodze.
- Nie tak piękne jak ty.
Mruknął Artur delikatnie głaszcząc mój policzek.
Nie będąc  przygotowana na tego typu komplement z jego strony zachichotałam zawstydzona i nie znajdując słów by, jakkolwiek zareagować jedynie zerknęłam na niego z płonącymi policzkami i posyłając ku niemu kolejny tego wieczoru uśmiech splatając palce na jego karku poprowadziłam nasze języki w długim tańcu, który z każdą sekundą przeistaczał się w żarliwą potrzebę bliskości,  wymykając się spod mojej kontroli i na nowo rozbudzając we mnie to coś, co kiedyś pchnęło mnie w objęcia mężczyzny.
  Jeszcze krwawiące serce wnet przemówiło i gdy tylko jego palce znalazły się blisko sprzączki od stanika z trudem hamując oddech odepchnęłam go od siebie i przepraszająco spoglądając w ogień pod jego powiekami, szepnęłam.:
- Ja... Nie mogę...
 Brunet w jednej chwili oderwał się ode mnie, a powróciwszy na swoje miejsce zmierzył moją postać nic nierozumiejącym spojrzeniem, które jeszcze nasiliło uderzenia z jakimi do mojej świadomości powracała myśl, o konieczności wyznania mu całej prawdy.
- Jasne, rozumiem.
Skinął głową i rzucił mi pełne troski spojrzenie.
Przez chwilę siedząc po turecku tuż obok niego zastanawiałam się co miał na myśli, a zdając sobie z tego sprawę rozważyłam poważnie wymówienie się niedyspozycją.
Jednak tak szybko jak zaczęłam tak szybko również zakończyłam, ów rozmyślania i wziąwszy głęboki oddech zaczęłam.:
- Nie, to nie to...- bąknęłam zwracając ku sobie jego spojrzenie.- Długo nad tym myślałam,ale po wielu dniach... zrozumiałam, że powinieneś to wiedzieć...
Zamilkłam na chwilę by, móc dokładniej przyjrzeć się jego reakcji.
Nie był pewien do czego zmierzam, jego palce jeszcze bardziej zacieśniły się na mojej dłoni,  a on zdjęty niepewnością patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami.
- To znaczy ?
Wydusił w końcu, a ja nabierając w płuca powietrza, niemal niesłyszalnym szeptem, odparłam.:
- Kłamałam...
______________

A oto i on...
Nie mogę uwierzyć, że za nami już trzydzieści rozdziałów !
Tak szybko minęło...
Właśnie, rozdział, jak się podobał ?
Czytajcie, piszcie i wracajcie w czwartek !
<3
:*

sobota, 22 sierpnia 2015

Rozdział 29

 Z przeciągłym westchnieniem zerknęłam na ekran telefonu i zacisnąwszy palce na kubku z parującym napojem z zamyśleniem wbiłam wzrok w sufit.
Od ostatniej rozmowy z Jane dotychczas  tłamszone przez rozsądek uczucie do Marsa jakby,
odżyło,
nabrało bardziej...jaskrawych barw i w pewnym sensie stało się czymś na kształt celu, do którego mniej lub bardziej świadomie chciałam,
zaczęłam dążyć.
W końcu naścienny zegar wybił godzinę szóstą, jak na zawołanie dopiłam resztkę kawy i przewiesiwszy na ramieniu torbę z najpotrzebniejszymi papierami z uśmiechem na ustach wyszłam z biura.
                                               *      *      *

  Z trudem przełykając ślinę wbiłam wzrok w tak dobrze znaną mi sylwetkę i choć przystanęłam z każdym oddechem moje tętno wzrastało, serce biło coraz szybciej, a po plecach poczęły gnać miliony dreszczy. Delikatnie potrząsając głową na moment odwróciłam wzrok w nadziei, że gdy ponownie spojrzę przed siebie jego już nie będzie, lecz tak się nie stało.
Wciąż tam stał, zaledwie kilka kroków przede mną, pogrążony w rozmowie z innym facetem nawet nie drgnął gdy stanęłam za jego plecami.
(...)
- Niesamowite, że ta laska z taką łatwością dała się nabrać na jedno głupie słowo...- odparł brunet z niekrytym podziwem kręcąc głową.- Ona naprawdę...
- Uhh ! Skończ już !- Warknąłem zapobiegając kolejnym wybuchom jego niedorzecznych krytyk względem szatynki.
Ten najwyraźniej zbity z tropu, obdarzywszy mnie krzywym uśmiechem jedynie spojrzał krzywo w moim kierunku.
- Stary, przecież chodziło tylko, o to by, cię nie wsadzili do pudła ! Idiotka, nawet się nie domyśliła...
- Tak, ale...
(...)
( ścieżka dźwiękowa-klik )

- Co ?- Załkałam, na co obaj mężczyźni zamarli w bezruchu.- Kłamałeś ?!
- Lana, ja...
- Ty szmaciarzu !
Wrzasnęłam z całej siły uderzając go w policzek.- To wszystko co powiedziałeś było
kłamstwem ?!
A ja ci wierzyłam ! Wierzyłam ci gdy mówiłeś, że kochasz, a ty... Nienawidzę cię !
Krzyknęłam i odwracając się na pięcie ruszyłam biegiem przed siebie, byle dalej od niego.
- Lana !
- Zostaw mnie !
- Posłuchaj mnie !
Krzyknął, a moje serce poczęło się łamać, z każdym słowem, krokiem, oddechem...wciąż na nowo.
Przyspieszyłam kroku, lecz nim dobrnęłam do jakiejkolwiek taksówki, na moim ramieniu boleśnie zacisnęły się palce brązowookiego. - Pozwól mi...
- Nie ma tu nic do tłumaczenia...- szepnęłam nie umiejąc nawet spojrzeć mu w oczy.- Powiedziałeś wystarczająco wiele... brawo znalazłeś sobie kolejną, naiwną szmatę !
Krzyknęłam i rzucając mu przepełnione bólem spojrzenie chwyciłam za klamkę od samochodu, chłopak jednak nie zwolnił uścisku...- Osiągnąłeś to co chciałeś. A teraz mnie zostaw !
- Proszę cię...
Nim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć moje ciało przyparto do drzwi samochodu,
 a jego ciepłe wargi ponownie odnalazły moje drżące usta.
Po omacku odszukałam klamkę i wyrywając się z jego uścisku opadłam na tylne kanapy wozu.
- Zostaw mnie.
Szepnęłam przestając hamować łzy, które od dłuższej chwili poczęły napierać na powieki.
- Gdzie zawieźć ?
Na dźwięk głębokiego głosu starszego mężczyzny, za kierownicą po moim ciele przeszedł kolejny dreszcz.
- Niech pan, po prostu jedzie.
Odparłam, lecz nieusatysfakcjonowany mężczyzna jedynie spojrzał na mnie w lusterku.
- Zapytałem...
- Nie słyszałeś ?! Jedź !
Krzyknęłam, a gdy samochód w końcu ruszył rzuciłam za siebie szybkie spojrzenie.
Nasze oczy się odnalazły, a moje serce oficjalnie się rozdarło, odwróciłam wzrok i kryjąc twarz w dłoniach poddałam się kolejnym spazmom rozpaczy.
(...)
- Ty dupku !
Krzyknąłem rzucając się na stojącego nieruchomo Ryana.- Ty pierdolony dupku ! Wiedziałeś, że ona za mną stoi !
Ten jedynie wzruszył ramionami i śmiejąc się pod nosem mruknął :
- I kto tu jest dupkiem ? Po za tym kiedyś musiała się dowiedzieć.
- Ale nie w taki sposób !
Wrzasnąłem, co nie wywarło na nim żadnego wrażenia, jedynie zwróciło ku nam kilka zainteresowanych spojrzeń.- Z resztą...
To mówiąc ruszyłem biegiem w ślad za taksówką, która kilka minut temu zniknęła za zakrętem.
- Co ty robisz ?!
- Nie twój zasrany interes !
Krzyknąłem w odpowiedzi i nie zważając na setki gapiów przyspieszyłem kroku...

                                                                 *      *      *
- Niech pan się zatrzyma.
Rozkazałam, gdy mężczyzna skręcił w ulicę oddaloną od mojego domu, o kilka przecznic.
- Ale...
- Do widzenia.
Wymamrotałam wpychając mu do ręki zapłatę.
- Jest pani pewna ? Zaczyna padać.
- Miłego dnia.
Ucięłam ignorując jego wcześniejsze słowa i szybko wysiadając z auta zatrzasnęłam za sobą drzwi, po czym wciskając ręce w kieszenie czarnego prochowca niespiesznie ruszyłam przed siebie, pozwalając by, mokre już włosy zakryły załzawione, podpuchnięte oczy.
 Pół godziny później wciąż roztrzęsiona i pełna niewypowiedzianej rozpaczy stanęłam przed drzwiami domu i drżącymi palcami zapukałam mając nadzieję, iż Artura pomimo późnej pory jeszcze niema w domu.
Ku mojemu przerażeniu chwilę później w drzwiach ukazała się sylwetka Szwajcara.
- Lana ? Co się...
Po moich policzkach ponownie pociekły gorące krople, nawet na niego nie patrząc po prostu przepchnęłam się obok niego i nawet nie ściągając butów ruszyłam na górę, gdzie zatrzaskując za sobą drzwi z  rozpaczliwym płaczem rzuciłam się na łóżko...
- Co się stało ?
Na dźwięk jego głosu , aż podskoczyłam i nie chcąc by, je zauważył wepchnęłam pod poduszkę pudełeczko drobnych tabletek nasennych.
- Wybacz, ale... ja... nie możesz tego wiedzieć.
Szepnęłam nawet na niego nie patrząc.
- Dlaczego ?
- Po prostu nie !
Załkałam i rzuciwszy mu zrozpaczone spojrzenie dodałam.- Chcę być sama.
- Na pewno ?
- Wyjdź !
 Krzyknęłam przygryzając wargę.- Proszę...
________________________________________

Tego rozdziału obawiałam się od samego początku...;(
Kto się spodziewał ?
Piszcie jak wrażenia i wracajcie w poniedziałek !
:*
<3

środa, 19 sierpnia 2015

Rozdział 28

 Wręczywszy taryfiarzowi odpowiednią kwotę nasunęłam na nos czarne Ray-Bany i wysiadłam z samochodu kierując swoje kroki ku posesji przyjaciółki.
Teoretycznie  szłam tylko na spotkanie Jane, a praktycznie czułam się...
chyba gorzej niż podążając na rozmowę, o pracę...
Drżącymi palcami zapukałam do drzwi jej domu, a oczekując momentu, w którym szczupła  brązowooka weń stanie poczęłam układać sobie w głowie wszystko, o czym chciałabym jej powiedzieć.
-...Lana ?
Z zamyślenia wnet wyrwał mnie głos brunetki.- Co tutaj robisz ?
Przełknąwszy cicho ślinę, zsunęłam okulary i posyłając jej nieśmiały uśmiech odparłam :
- Przyszłam cię przeprosić...za kłamstwa i wplątywanie cię w ten cały bałagan z Hernandezem...
Nie powinnam była...
Nim zdążyłam jeszcze coś dopowiedzieć znalazłam się w ramionach przyjaciółki.
- Lani... To ja przepraszam...- odparła odsuwając się ode mnie i nieśmiało łapiąc moje spojrzenie.- Nie powinnam była w ogóle wtrącać się w twoje uczucia, a co dopiero wygadywać tych wszystkich bzdur wtedy na plaży...Powinnam była...
Wiedząc do czego zmierza spuściłam jedynie wzrok.
- To już przeszłość.
Bąknęłam odpychając od siebie pamiętny wieczór.
- Jak to ?
- Ja... skończyłam z nim.
Pomiędzy nami nastała nagła cisza, Jane szukała słów, natomiast ja szukałam w jej spojrzeniu jakiejkolwiek emocji.
                                                *      *      *
 Od dłuższej chwili bez słowa podziwiałam jak krwisty trunek z wolna wypełnia kryształowy kieliszek,
w końcu jednak ku mojej uldze ciszę przerwała Jane.
- I to wszystko dla... Artura ?
Wyczuwając dziwne zawahanie w jej głosie obdarzyłam ją pełnym nie zrozumienia spojrzeniem.
- Po prawdzie... zrobiłam to... chyba ze strachu.
Sprostowałam usiłując również samej sobie dać odpowiedź na to pytanie.
- Strachu ?
- Nie wiem jak ci to wytłumaczyć... Chodzi, o to... myślałam, że tak będzie po prostu lepiej.
Bąknęłam, spoglądając w jej oczy z nadzieją, iż mnie zrozumie.
Nie rozumiała...
Znała mnie jak nikt inny , lecz nie rozumiała, z resztą co tu było do rozumienia.
Zostawiłam kogoś w kim się zakochałam poprzez przebłysk rozsądku,
który jak dotąd nie przyniósł mi nic dobrego, miałam zamiar powiedzieć oficjalne,
niemal nieodwracalne ,, tak" mężczyźnie, dla którego istniałam tylko od czasu do czasu, a sprawę ze wszystkich swoich błędów zdałam sobie zdecydowanie po nie w czasie.
- I jest lepiej ?
Nie umiejąc wydusić z siebie, ani słowa kiwnęłam przecząco, a czując charakterystyczne pieczenie pod powiekami jedynie przygryzłam dolną wargę i wbiłam wzrok w purpurę wieczornego nieboskłonu.
 Najwidoczniej zauważając rozpacz jaką odciskają na mnie kolejne słowa dziewczyna zamilkła i podążając za moim spojrzeniem tylko ścisnęła palcami moją dłoń.
- Czemu na to pozwoliłam... ?
Jęknęłam w końcu pospiesznie ocierając z policzka samotną łzę, której nie zdołałam zatrzymać w ukryciu.
- Nie miałaś na to wpływu...
- Wciąż nie mam...- westchnęłam usilnie uspakajając drganie w głosie.- Zakochałam się w nim... Jak pieprzona małolata straciłam dla niego głowę, a gdy powiedział mi co do mnie czuje po prostu odeszłam.
Dokończyłam  kryjąc twarz w dłoniach.
- A Artur ?
Z lekka zbita z tropu potrząsnęłam głową i ponownie przeniosłam wzrok w kierunku rozmówczyni.
- On... myśli, że jestem na niego obrażona za tą ostatnią kłótnię.
Mruknęłam mimowolnie śmiejąc się pod nosem na wspomnienie ostatniej wymiany zdań.
- A jesteś ?
- Nie. Ale... po tym co się wydarzyło...nie umiałabym spojrzeć mu w oczy, z resztą co niby miałabym mu powiedzieć ?
Zapytałam choć w mojej podświadomości już od dawna istniała odpowiedź na to pytanie.
- To co powinnaś...Prawdę.
Taak...
Jane miała rację  nawet jeśli miała by, ona zaważyć na przyszłości naszej relacji
Sulvan powinien ją znać...
                                                 *      *      *
 Powoli stawiając kolejne kroki z zamyśleniem przemierzałam oświetlone nikłą smugą zachodzącego Słońca ulice Los Angeles.
Może i będzie to kolejny wybój na mojej drodze, kolejny powód by, otworzyć szerzej oczy i dostrzec świat w rzeczywistych, szarych barwach, ale..
Ten kto nie gra, nie wygrywa.
Więc...
Czemu by, nie spróbować ponownie ?
________________________________
Sama nie wiem co sądzić, o tym rozdziale...
Są momenty,  w których mi odpowiada,a są i takie, w których mam wrażenie, iż powinnam coś zmienić.
Ale jego ocenę pozostawiam Wam.<3
Ahhh nawet nie wiecie jak ja Was kocham...
I pragnę z tego miejsca OGROMNIE podziękować za te ponad 3000 wyświetleń !
Są dla mnie naprawdę dużą motywacją.
Jednak, koniec o mnie.
Chciałabym bowiem, przedstawić, skierować i naprowadzić Was na dwa niesamowite opowiadania, a mianowicie :
Ride or Die
Miłość czy przyjaźń
;D
Ps. Mam do Was ogromną prośbę, otóż nalegam, aby każdy kto przeczytał powyższy rozdział zostawił po sobie jakiś znak.
Thank you, and...
see you on Saturday sweethearts !
:*

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Rozdział 27

    [...]
   Przetarłszy twarz ręką rzuciłem okiem na zalegający na szafce nocnej zegarek, a zdawszy sobie sprawę, iż nie usłyszałem dzwoniącego kilka godzin temu budzika z jękiem na powrót opadłem na poduszkę.
Od paru dni dręczyły mnie dziwne pytania, na które odpowiedź mogłem uzyskać tylko od jednej osoby, a ponieważ nasz kontakt urwał się... w zasadzie całkowicie każdego wieczoru dręczył mnie ogrom niedopowiedzeń i wątpliwości.
I chociaż bardzo bym chciał nie rozumiałem...
Wciąż nie rozumiem, nie umiem pojąć dlaczego dziewczyna tak łatwo się poddała i wróciła do codzienności, z której tak bardzo chciała się wyrwać, pomimo upływającego czasu również jej słowa tak jak tamtego dnia właściwie do mnie nie docierały...
W końcu pomimo wszechmocnie ogarniającej mnie niechęci powłócząc nogami powlokłem się do łazienki, a będąc już niemal w pełni przygotowanym na kolejny dzień narzuciłem na ramiona skórzaną kurtkę i w pośpiechu zgarniając z ławy dzieło jednej z kilku już bezsennych nocy wyszedłem z domu.
                                                             
                                                                  *      *      *
- Bruno !
Z odmętów zadumy wnet wyrwał mnie głos Erica, przestraszony aż podskoczyłem, a jako tako odzyskując trzeźwe myślenie spojrzałem po twarzach skupionych wokół mnie Hooliganów.
- Pytałem, czy wybierasz się z nami do klubu dziś wieczorem.
Przypomniał mężczyzna, a na mojej twarzy ponownie utkwiło kilka wyczekujących spojrzeń.
- Nie.
Mruknąłem po dłuższym zastanowieniu, czując że pierwszy raz w życiu świadomie i w pełnej zgodzie z każdą zachcianką, najzwyczajniej w świecie nie mam ochoty ani na imprezy, ani na jakąś większą zabawę. Czułem, że potrzebuję chwili...dla siebie.
Cholera, chyba się starzeję...
Mimo wyrażonej przeze mnie dezaprobaty żadna para oczu nie zaprzestała intensywnie wpatrywać się w mimikę mojej twarzy. Najwidoczniej wszyscy tutaj zebrani odebrali to jako żart...
- Nie idę.- Powtórzyłem, zastanawiając się jak ubrać w słowa wyjaśnienie ów decyzji.- Nie jestem ostatnio w...nastroju.
Bąknąłem w końcu mając nadzieję, że wypowiedz była wystarczająco zwięzła i zrozumiała.
I była.
Bez słowa patrzyłem jak studio pustoszeje, a gdy w końcu zostałem sam wyciągnąwszy z kieszeni kurtki poskładaną kartkę chwyciłem jedną z kilku stojących w rogu gitar akustycznych i usadowiwszy się na kanapie zerknąłem na rzędy nakreślonych nań liter.
Niewiele myśląc począłem subtelnie muskać struny instrumentu, pozwalając by pomieszczenie zalały przyjemnie kojące dźwięki gitary.
- If you ever leave me baby.
Leave some morphine at my door.
' Couse it would take a whole lot of medication
To realise what we used to have ,
We don't have it anymore .

 There's no religion that could save me.
No metter how long my knees are on the floor.
So keep in mind all the sacrifices I'm makin'
To keep you by my side
And keep you from walkin' out the door...
Wnet po pomieszczeniu rozniósł się przytłumiony trzask, a w uchylonych drzwiach dostrzegłem postać Lawrence'a
Instynktownie ściągnąłem z kolan instrument, a położywszy go po drugiej stronie kanapy spojrzałem na przyjaciela.
- Czegoś zapomniałeś ?
Zapytałem w nadziei, iż mężczyzna jedynie wpadł po jakąś rzecz i- co znając Phila było mało prawdopodobne -nie przysłuchiwał się moim wypocinom.
- Nie dokładnie.
Odparł w końcu i już po chwili usadowiwszy się obok mnie, wzbudzając we mnie poczucie dyskomfortu, bezwstydnie zaczął wpatrywać się w moje oczy.- Powiesz co się dzieje ?
Przełknąwszy głośno ślinę spuściłem wzrok.
- Nic.
- Coś nie bardzo mnie to przekonuje, słuchaj...pytam bo, i ja i reszta zauważyliśmy że ostatnimi czasy jakby nie jesteś sobą, odseparowujesz się od nas...- przerwał na moment by, zerknąć na leżącą przed nami kartkę, z tekstem piosenki, po czym kręcąc głową z aprobatą ponownie wbił wzrok we mnie.
-To,o nią chodzi, prawda ?
Nie bardzo wiedząc, co mam mu powiedzieć jedynie kiwnąłem głową i idąc w jego ślady zawiesiłem spojrzenie na pisadełku.- Rozstaliście się ?
- Nie byliśmy parą.
Odparłem, nazbyt oschle co jednak nie zniechęciło go do dalszej dedukcji.
- Tja...
- Phil, ona ma narzeczonego.
Upomniałem  dostrzegając, że jego oczy rozświetla blask rozbawienia.
- Narzeczonego ? To po jaką cholerę się w to pakowałeś ?!
Phil nie rozumiał co stało za tą sytuacją, bo i skąd wtajemniczeniu podlegał jedynie Ryan. On nie rozumiał, ja nie chciałem tłumaczyć dlatego po prostu zbyłem go tematem, jakiego faceci tykać nie lubią, czy też nie umieją.
- Zakochałem się w niej i...
- Aha no, no i postąpiłeś jak każdy prawdziwy facet, czyli pozwoliłeś jej odejść ?
- Nie. Ale nie bardzo nawet miałem jak ją zatrzymać, nie jest przecież moją własnością.
Na te słowa, ku mojemu zaskoczeniu na twarz przyjaciela wpełzło rozbawienie.
- Otwórz oczy stary ! Ta dziewczyna jest w ciebie wpatrzona jak w obrazek i gdyby mogła dała by, wszystko by, być twoja.
- Skąd niby to wiesz ?
- Bo, to widać.
- Widziałeś ją chyba raz na oczy !
Podniosłem głos, powoli przestając panować nad niewiadomego pochodzenia rozbawieniem.
- I tyle wystarczyło. Odeszła bo, coś ją do tego pchnęło, a dodatkowo ty pozostawiłeś jej wolną rękę, przyzwolenie.
I nagle zdałem sobie sprawę, jak wiele prawdy jest w tych słowach...
Lana nie była pokroju dziewczyn, które rzucają słowa na wiatr, ale czasami po prostu była zbyt krucha by, zdołać się komuś sprzeciwić...
Zbyt delikatna by, ten jeden pieprzony raz być egoistką.- Więc jeśli chcesz ją odzyskać to...musisz pokazać, że jesteś facetem i zawalczyć, o nią !
Zastanawiając się nad jego słowami jedynie kiwnąłem głową.
Jak mogłem być tak niedomyślny ?!
- A swoją drogą...To jak idziesz z nami ?
- Nie,chciałem jeszcze trochę nad tym...- uniosłem kartkę z tekstem potencjalnego,
nowego kawałka.- ...posiedzieć.
- Jasne, a skoro o tym mowa, naprawdę dobre...i jeślibyś się zgodził to myślę że mogło by, być...
Wiedząc do czego zmierza przerwałem mu.
- Wiesz...to dość osobiste.
- Rozumiem, ale mimo to zastanów się bo, to serio jest dobry materiał na singiel.
On nie odpuści...
- Zastanowię się.
Skwitowałem i kiwnąłem w jego stronę w geście pożegnania.                                    
Na powrót zostając sam w studiu usiadłem wygodniej na kanapie i zawiesiwszy wzrok na stropie zacząłem rozważać słowa jakie dzisiaj padły.
Nim postanowiłem, iż czas się zbierać na myśl przyszło mi jedno zdanie, które już kilka dni później postanowiłem wdrożyć w życie.
Najwyższy czas pokazać jej, co na prawdę dla mnie znaczy...
________________________________________________________
Ahhh te wakacje...
Wiem, nie dałam rady dodać tego odcinka w poprzednią niedzielę, ale byłam na wyjeździe, aż do tego piątku, który był, wczoraj natomiast wróciłam do Anglii...
W skrócie się porobiło, ale za to zapowiadam iż teraz odcinki będą tak jak zawsze !
Cieszycie się ??:D
A właśnie odcinek...
Pierwszy w pełni z perspektywy Bruna.
Co sądzicie ?
Komentujcie więc i wracajcie w środę !
( Tak tą środę co jest po jutrze ;)
:*
<3

środa, 5 sierpnia 2015

Rozdział 26

    Ze snu gwałtownie wyrwał mnie niecierpiący zwłoki dźwięk nowego połączenia, z niezadowoleniem łypnęłam na rozświetlony ekranik telefonu i z przeciągłym westchnieniem wzięłam urządzenie do ręki.
Lana : Haalo ?
Mama : Lana...przepraszam jeśli cię obudziłam,ale to...bardzo ważne.
Z rosnącym niepokojem oparłam się na poduszkach.
Lana : A, ale co się stało ?
Mama : Ojciec... jest w szpitalu i...
I wnet nieprzespana noc, koszmar i wszystkie te emocje, które szarpały mną od dobrego tygodnia jakby przestały mieć znaczenie,
wszystkie moje zmartwienia przestały istnieć, a na ich miejsce wpełzł bezbrzeżny strach.
Mama : Jesteś tam ?
Z narastającego amoku w jaki wnet wpadły moje myśli  wyrwał mnie jej niespokojny głos.
Lana : Tak...tak jestem. Jaki to szpital ?
Wydukałam rozedrganym z emocji głosem i gdy tylko otrzymałam dokładną informację odnośnie położenia owej placówki pospiesznie wyskoczyłam z łóżka i zgarniając po drodze kilka rzeczy z garderoby wpadłam do łazienki, gdzie jak co dzień doprowadziłam się do stanu używalności.

                                                       *      *      *
Ze ściśniętym żołądkiem i sercem łomoczącym  tak silnie jakby niebawem miało wydrzeć mi się z piersi, szybkim krokiem przemierzałam nieskończenie długie, szpitalne korytarze. W końcu stanęłam przed oszklonymi drzwiami prowadzącymi na jedną z sal, a oparłszy się, o ścianę wbiłam wzrok w sufit.
- Panienka McCarthy ?
Z głębokiego zamyślenia niespodziewanie wyrwał mnie głęboki, spokojny głos stojącego przede mną mężczyzny w białym kitlu.
- Tak to ja.
Szepnęłam tak słabym, iż niemal niesłyszalnym głosem.
- Chris Wesley, zajmę się pani ojcem.
- Co mu jest ?
Zapytałam nie wiedząc co jest gorsze- niewiedza, czy prawda ?
 Młody mężczyzna na moment zacisnął szczękę, po czym spojrzał na mnie z troską i odparł.:
- Pan McCarthy jak powiedziała pańska matka nagle bardzo źle się poczuł, w tej chwili jedna z pielęgniarek przeprowadza EKG, niebawem zostanie ono opisane co pozwoli nam na dokładne określenie przyczyn tak nagłego pogorszenia się stanu zdrowia pani ojca, niemniej jednak podejrzewam, iż...
Przerwał na moment by, po chwili  badawczo mi się przyglądając kontynuować.:
- Najprawdopodobniej jest to zawał.
Nie odrywając wzroku od niezmącenie spokojnej twarzy lekarza przełknęłam ciężko ślinę.
Zawał ?
Ale jak ?
Dlaczego ?
- Co mogło być jego powodem ?
- Najprawdopodobniej zaistniał on w skutek stresu, lub też nerwów.
Kiwnęłam powoli głową i dokładnie zastanawiając się nad każdym słowem, które wypowiedział lekarz, zapytałam.:
- To... kiedy będę mogła zobaczyć się z ojcem ?
- Myślę, że w przeciągu godziny powinien się znaleźć na sali, ale wydaje mi się, że przed jakimikolwiek odwiedzinami pacjent powinien odpocząć.
A teraz, muszę panią przeprosić, ale obowiązki wzywają.  
To powiedziawszy posłał mi ciepły uśmiech i ruszył przed siebie by, niebawem zniknąć w jednej z wielu sal, salek i gabinetów.
 Ponownie omiotłam spojrzeniem długi, biały korytarz i po krótkim namyśle choć wiedziałam, iż nie zdołam niczego przełknąć postanowiłam znaleźć jakąś kawiarenkę.

                                                                      *      *      *
  Umoczywszy wargi w aromatycznym napoju z zamyśleniem zaczęłam obserwować krzątającą się za ladą blondynkę i gdy tak na nią patrzyłam nagle zdałam sobie sprawę, że w całej tej sytuacji nawet nie zdołałam powiadomić...kogokolwiek, w kancelarii, o mojej dzisiejszej nieobecności.                                                   Z niespokojnym kołataniem w klatce piersiowej wystukałam  numer do biura Stradfordowej.
Stradford : Halo ?
Lana : Witam, z tej strony Lana McCarthy, dzwonię by, zapytać, czy istnieje możliwość bym na dzień dzisiejszy otrzymała urlop na żądanie ?
Stradford : Urlop na żądanie...
Lana : To dla mnie naprawdę ważne, chodzi, o sprawy rodzinne.
W słuchawce zapanowała nerwowa cisza, którą dopiero po dobrych paru minutach przerwało pełne niezadowolenia westchnięcie.
Stradford : Dobrze...skoro jest to konieczne.
Lana : Dziękuję bardzo !
Odparłam, odrobinę zbyt pogodnie, lecz natychmiast zatuszowałam to paroma uprzejmościami, po których wymianie z ulgą rozłączyłam rozmowę,a  na powrót wsunąwszy telefon do kieszeni dopiłam kawę, odstawiłam pusty kubek na ladę i skierowałam się w stronę drzwi, w których nieomal przyliczyłabym bliskie spotkanie z moją mamą.
[...]
- Więc... co się właściwie stało ?
Zapytałam uważnie spoglądając w zmęczone oczy kobiety.
- Ojciec... bardzo przeżywa to, że tak się od nas odsunęłaś, Lana...- przerwała by, uchwycić moje spojrzenie po czym dopowiedziała.:
-... Nie wiem co dzieje się w Twoim, Waszym życiu, ale z tego co widzę nie układa Wam się zbyt dobrze, bardzo nas to niepokoi, w szczególności, że podczas naszej ostatniej rozmowy wspominałaś, że pomiędzy tobą, a tym chłopakiem...
Rozumiejąc do czego zmierza zaprzeczyłam ruchem głowy, tym samym czując jak gdzieś w głębi mnie na nowo narasta cały żal związany z wydarzeniami ostatnich dni.
- My...to znaczy ja...skończyłam z nim.
Bąknęłam zmuszając się do wypowiadania owych słów, po czym czując tak dobrze znane mi ukłucie w klatce zatopiłam spojrzenie w niezmąconym pędzie miasta jaki rysował się za oknem.
 Kątem oka dostrzegłam jak na wargach kobiety majaczy nieśmiały, pełen ulgi uśmiech, który wnet pod naciskiem mojego wzroku zmienia się w nieumiejętnie skrywający zadowolenie grymas.
- Kochanie...-zaczęła, delikatnie ściskając palcami moją dłoń.- Wiem, że jest ci teraz ciężko, ale uwierz z czasem dostrzeżesz, że tak było lepiej.
Nie wiedząc co jej na to odpowiedzieć jedynie westchnęłam głęboko i posyłając jej niewyraźny uśmiech ponownie wbiłam wzrok w obrazy za szybą.
 Tak łatwo jest to  powiedzieć :
...z czasem wszystko się ułoży,
z czasem będzie lepiej,
z czasem...
Tylko, co jeśli ja nie mam go wystarczająco dużo ?

                                                                         *      *      *
Kiedy pozwolono nam na odwiedzenie ojca było już dobrze po osiemnastej, zamknąwszy za sobą drzwi podeszłam do łóżka na, którym odpoczywał mężczyzna i ukucnąwszy u jego boku delikatnie zacisnęłam palce na jego dłoni.
- Przepraszam tato.
Szepnęłam przenosząc wzrok z jego twarzy na ekranik urządzenia do pomiaru czynności życiowych.          Im dłużej nań patrzyłam tym więcej żalu mnie zalewało dlatego też podciągnąwszy kolana pod brodę ukryłam weń twarz i zamknąwszy oczy zaczęłam spokojnie analizować ostatnie dni.                                        Nie wiedziałam jak, ani kiedy zasnęłam lecz nim to się stało zrozumiałam jedną,
ważną rzecz...                
Zrozumiałam, że moje życie nie może pozostać takie jak było przedtem.
Nigdy więcej...        
___________________

 Cześć Kochani !
Strasznie mi głupio, że nie dotrzymałam danego słowa, obietnicy, po prostu...
po raz pierwszy w życiu, w wakacje nie starczyło mi czasu na wszystko co sobie zaplanowałam.
Ale...
Za to, jeśli dobrze pójdzie < dołożę wszelkich starań by, tak właśnie było:> to w tą niedzielę ( niestety nie mogę tego obiecać) ukaże się następny odcinek !
Tymczasem wróćmy do powyższego...
Mam nadzieję, że nie wyszedł najgorzej ?
Piszcie czy Wam przypadł do gustu i jakie plany na sierpień. ;)
Pozdrawiam Was ciepło i zajrzyjcie w niedzielę !
:*