środa, 27 maja 2015

Rozdział 8

    Po raz kolejny tego wieczoru wzięłam do ręki swój telefon z zamiarem wybrania numeru brązowookiego i przez chwilę patrzyłam tępo na ciemny ekranik urządzenia.
- Jasna cholera, Lana zrób w końcu coś na co masz ochotę...
Mruknęłam sama do siebie i przyłożyłam telefon do ucha... Pierwszy sygnał, drugi, trzeci, czwarty obraził się ?
Bruno : Mhmm.... cześć mała.
Lana : Hej, obudziłam cię ?
Bruno : Taak, ale to nawet dobrze, co jest ?
Lana : Zabierz mnie na tą imprezę.
Cisza w telefonie...
Bruno : Heh, jesteś niemożliwa. Ale OK. Będę po ciebie... która godzina ?
Lana :  Wpół do siódmej.
Bruno : Cholera... To... Będę po ciebie za dwadzieścia ósma. I...
Przerwałam mu ze śmiechem.
Lana : Wiem, musisz się zrobić na bóstwo.
Bruno : Jestem boski i bez tego !
Zaśmiałam się ponownie.
Lana : A do tego taki skromny.
Bruno : Tak wiem.
To mówiąc również się zaśmiał.
Lana : OK. Panie boski i skromny, kończymy ?
Bruno : Do później kotku.
Na dźwięk tego słowa na moją twarz wpełznął uśmiech.
Lana : Hamuj się Hernandez.
Bruno : Też cię uwielbiam.
Lana : To podryw ?
Bruno : Mooże.
Lana : Kiepski, jak na ciebie.
Bruno : Dopiero się rozkręcam Słońce.
                                               *    *    *
  Rzuciłam okiem na zegarek na moim nadgarstku, wykonałam jeszcze dwa szybkie, ale delikatne pociągnięcia kredką do oczu, po czym postąpiłam  krok do tyłu i spojrzałam na efekty mojej pracy. Długo zastanawiałam się nad tym jak powinnam się ubrać, żeby wyglądać dobrze przy znajomych Bruna, ale w końcu postawiłam na strój, który założyłabym też na zwykłą imprezę...
 Zgarnęłam z sypialni telefon i zbiegłam na dół, gdzie psiknęłam się ulubioną perfumą, zarzuciłam na siebie czarną skórę dla dopełnienia kreacji i w momencie, gdy zamykałam za sobą drzwi usłyszałam jak ktoś zatrzymuje się przed bramą.
  Wsiadłam do samochodu brązowookiego, przywitaliśmy się krótko i ku mojej ogromnej uldze już po chwili zniknęliśmy z pola widzenia potencjalnych gapiów- naszych sąsiadów.
- Powiesz mi chociaż jak ma na imię solenizant ?
- A tak, Jamareo.
- I kto jeszcze tam będzie ?
- Cały zespół pewnie ze swoimi połówkami.
W myślach odetchnęłam z ulgą, nie będę jedyną dziewczyną w towarzystwie !
Nie całe dziesięć minut później zatrzymaliśmy się przed sporym, trochę już zapełnionym klubem by, po chwili dać się pochłonąć niesamowicie klimatycznemu otoczeniu, wypełnionemu rozbawionymi, roztańczonymi ludźmi, muzyką i kolorowymi drinkami. Ledwo zdążyłam wejść do środka, poczułam jak Bruno delikatnie ciągnie mnie do jednej z loży. Niepewnie spojrzałam na siedzącą tam grupkę osób i instynktownie przysunęłam się bliżej brązowookiego, nim jeszcze doszliśmy do stolika podszedł do nas ciemnoskóry mężczyzna z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Bruno ! A jednak przyszliście razem.- To mówiąc spojrzał na mnie przyjaźnie i wyciągnąwszy do mnie rękę powiedział : Cześć, jestem Phil, a ty pewnie jesteś Lana ?
Odwzajemniłam uśmiech i skinąwszy lekko głową odparłam : Zgadza się.
Chwilę później poznałam również dziesięć innych imion, których choć się starałam nie byłam w stanie tak od razu spamiętać... Nie obraziłabym się, gdyby ktoś rzucił pomysł z plakietkami... Ledwo rozsiedliśmy się przy stoliku przyniesiono tort, a po chwili zjawił się również gość specjalny, na którego widok wszyscy zaczęliśmy śpiewać ,, Sto lat", wznosić toasty i składać mu życzenia... Nie obyło się również bez przyjacielskich zgryźliwości, rozśmieszających całe towarzystwo.
 Równie szybko jak się pojawiły, rozmyły się także moje obawy, co do braku towarzystwa, z dziewczyną Phila- Urbaną szybko znalazłyśmy wspólny język, choć w zasadzie wszyscy nowo poznani znajomi byli rozmowni. Po drugiej kolejce zostałam wyciągnięta na parkiet i obtańcowali mnie wszyscy Hooligani, kończąc na Brunie.
 Toteż kiedy dopadłam się do kieliszka z napojem, do jego opróżnienia wystarczyły mi zaledwie trzy łyki. Odstawiłam szkło i opadłam na oparcie podciągając nogi pod siebie. Ktoś kto stworzył szpilki wiedział jak dodać kobiecie powabu, ale ten, który pozwolił by, w nich tańczyła najwidoczniej chciał by, owy wdzięk trochę pobolał...
- I jak się bawisz ?
Zagadnął brązowooki dosiadając się obok mnie.
- Jest świetnie, ale moje nogi chwilowo odmówiły mi posłuszeństwa...
To mówiąc znacząco spojrzałam na połyskujący, srebrny obcas.
- Tańcz boso.
Spojrzałam na niego z wymalowanym na twarzy przerażeniem.
- Boso ? Taa, a potem będę latać po aptekach w poszukiwaniu maści na grzybicę.
Oboje się zaśmialiśmy.
- To będziesz tutaj siedzieć i czekać ?
- Noo...
- O proszę cię skarbie !
To mówiąc pociągnął mnie do siebie by, po chwili zwlec mnie z kanapy.
- A...
- Obiecuję, że jak dostaniesz grzybicę, to sam osobiście wykupię ci cały nakład maści jaki będą mieli w aptece.
Słysząc tą jakże szczodrą deklarację przyspieszyłam kroku i musnąwszy go w policzek powiedziałam, ledwo hamując śmiech.:
- Trzymam cię za słowo.
Stanęliśmy na środku parkietu i dopiero wtedy zwróciłam uwagę na to jaka melodia wydobywa się z głośników- moja ulubiona piosenka Elthona Johna !
 Nieznacznie  się do siebie przybliżyliśmy, chowając twarz w zagłębieniu szyi chłopaka i napawając się jego zmysłowym zapachem pozwoliłam by, mnie prowadził. Kiedy tańczyłam z brązowookim piosenki zdecydowanie zbyt szybko się kończyły, więc z trudem wróciłam na ziemię dopiero koło ósmego utworu i tylko ze względu na dotyk ust Hawajczyka.
- Skarbie skoczę się tylko przewietrzyć, zaraz wracam.
To mówiąc odsunął się ode mnie, ale zanim zdążył się odwrócić chwyciłam za jego koszulę i przygryzając seksownie wargę mruknęłam :
- Nie puszczę cię tak szybko.
Na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech, po czym przysunąwszy się do mnie ponownie złożył na mojej szyi kilka muśnięć i pociągnął za sobą.
 Z zainteresowaniem przyglądałam się jak odpala papierosa i zaciąga się używką,po czym stwierdziłam najbardziej idiotyczną rzecz jaka mi przyszła do głowy :
- Nie wiedziałam, że palisz.
- W zasadzie próbuję rzucić, ale...wiesz...
- Nałóg to nałóg.
- Właśnie. A ty ?
Spojrzałam na niego pytająco.
- Ja, co ?
- Zawsze jesteś taką grzeczną dziewczynką ?
Podeszłam do niego bliżej i splótłszy palce na jego karku wymruczałam :
- Sam się przekonaj...
To mówiąc przygryzłam delikatnie płatek jego ucha i uśmiechnęłam się czując jak na jego plecy wstępuje dreszcz. Chłopak wyrzucił niedopałek, a oparłszy swoje czoło, o moje spojrzał na mnie takim wzrokiem, że ugięły się pode mną nogi i złączył nasze usta w namiętnym pocałunku, od którego aż zaszumiało mi w głowie.
- Jakieś propozycje ?
Wymruczał zniżając głos i ponownie muskając moją szyję, tym samym wywołując kolejny przypływ gorąca.
- Zabierz mnie do siebie.
Sapnęłam gwałtownie wypuszczając powietrze.
Na jego reakcję nie musiałam zbyt długo czekać, chłopak pociągnął mnie przed klub i niczym aktor zamachał na jakąś taksówkę, która po chwili zatrzymała się tuż przed nami.
                                                     *   *   *
 Gdy tylko zamknęły się za nami drzwi zostałam mocno przyparta do ściany, a moja szyja i obojczyki obsypane drobnymi, palącymi pocałunkami... Odepchnęłam delikatnie brązowookiego drocząc się z nim, na co on spojrzał mi prosto w oczy i przyciągnąwszy mnie do siebie wymruczał zaciskając palce na moich biodrach :
- Teraz już jesteś moja...
To mówiąc wziął mnie na ręce i nie przestając pieścić mojego ciała swoimi ustami ruszył w stronę sypialni.
 Pożądanie, które czułam sprawiało, że korytarz doń prowadzący  wydawał się nieskończenie długi, w końcu jednak zostałam postawiona przed łóżkiem w samej  bieliźnie bowiem reszta naszych, a przede wszystkim moich rzeczy wyznaczyła przetarty przez nasze rozgrzane ciała szlak...
Brązowooki gwałtownie oderwał się ode mnie i odsunąwszy się patrzył na mnie błyszczącymi oczyma.
- Skoro już mnie tu przyprowadziłeś, to teraz to bierz...
Mruknęłam przygryzając wargę, Bruno obdarzył mnie uśmiechem i postąpiwszy krok ku mnie popchnął mnie na łóżko, a opierając się nade mną przygryzł moje ucho i szepnął :
- Nie wiesz na co się piszesz kochanie...
Po moim ciele przeszedł ostry dreszcz, zjechałam palcami do klamry jego paska i pociągnąwszy ją do góry, co ku mojemu... podnieceniu ? Wyrwało z gardła Bruna cichy pomruk.
-  Mam się bać ?
Chłopak pewnym ruchem zsunął ze mnie dolną część bielizny i znacząc ustami szlak do mojego biustu szepnął :
- Za późno...
_____________

 A korciło, żeby jeszcze trochę tzw. sceny + 18 dodać, ale jeszcze za wcześnie :D.
Piszcie co myślicie, a i przepraszam, że tak późno, ale nie miałam kiedy wcześniej.
A  mam jeszcze jedną nie zbyt radosną wiadomość, otóż ze względu na przeprowadzkę i czekający mnie w następną środę egzamin następny odcinek ukarze się dopiero...w piątek, lub nawet w niedzielę.
Oczywiście jeszcze Wam, o sobie przypomnę, ale to tak by, uprzedzić.
<3<3
Trzymajcie kciuki i zaglądnijcie w przyszłym tygodniu !

niedziela, 24 maja 2015

Rozdział 7

 To co się wydarzy w tym odcinku ma w nim miejsce... prawdopodobnie dlatego, że lubię czasami nutkę niepewności... :D
____________________
    Jest bardzo niewielu mężczyzn, do których tak bezwiednie, bezwarunkowo mnie ciągnęło, których sam głos, obecność, a w szczególności dotyk wywoływał u mnie tak wyraziste emocje...
   Ze zmęczeniem wpatrywałam się w migające na ekranie telewizora obrazy, marząc by, w końcu nadszedł ten upragniony dzień jakim jest piątek. Od niedzieli Artur przemykał obok mnie niczym duch, Jane nie dawała znaków życia i właściwie tylko praca jakoś się układała. Po raz kolejny zerknęłam na godzinę w nadziei, że tarcza urządzenia pokaże co najmniej  dwudziestą pierwszą, co będzie równoznaczne z przyzwoleniem na udanie się do łóżka, ale jak to zwykle bywa gdy na coś się czeka nawet wskazówka odliczająca sekundy niemiłosiernie się wlecze. I gdy już niemal popadałam w letarg do domu wparował Artur.
- Cześć kochanie.
  To mówiąc z wielkim uśmiechem na ustach podszedł do mnie i złożywszy na moich wargach  delikatne muśnięcie, podał mi bukiet róż.- Co powiesz na kolację ?
Spojrzałam na niego z zaskoczeniem. Ktoś mi podmienił narzeczonego, amfa, marihuana, czy co ?
- Padam z nóg, ale wiesz... Taka propozycja może się nie powtórzyć, więc daj mi pięć minut.
Powiedziałam i energicznie zeskoczywszy z kanapy ruszyłam żwawym krokiem ku górze, gdzie poprawiłam delikatnie kontury oczu oraz przebrałam się w czarne rurki i białą bluzkę z nadrukiem. Jeszcze raz przeczesałam włosy i związałam w małą kitkę, pozostawiając resztę włosów spływającą nieznacznie pofalowanym pasmem na moje ramiona. Ostatni raz rzuciłam okiem na swoje odbicie w lustrze i wróciłam na dół.
 Kwadrans później siedzieliśmy na przeciwko siebie w niewielkiej, eleganckiej, a zarazem przytulnej restauracji, której niesamowitego klimatu dodawały będące głównym źródłem światła świece. Złożyliśmy zamówienie i już po chwili rozkoszowaliśmy się pięknie podanym i równie dobrze smakującym daniem. Nie mam zwyczaju zwracania jakiejś szczególnej uwagi na dania, ale dziś z racji głodu będącego skutkiem faktu iż jedynym moim  posiłkiem było śniadanie dostrzegłam nawet tak mało istotne, a zarazem tak liczące się elementy estetyczne jak eleganckie przyozdobienie talerza.
 Po skończonym posiłku wzięłam do rąk kieliszek z połyskującym niczym rubin, czerwonym winem i zawiesiwszy wzrok na moim narzeczonym umoczyłam wargi w wykwintnym trunku.
- Więc, powiesz mi czym sobie zasłużyłam na taki wieczór ?
Mężczyzna odstawił swój kieliszek i zakrył moją dłoń swoimi.
- Tym, że zachowałem się jak kompletny kretyn...
Mimowolnie moje źrenice poszerzyły się, jakim cudem sam do tego doszedł ?- Nie powinienem był tak na ciebie naskakiwać z tym całym ,, przesłuchaniem" i powinienem ci bardziej ufać...
Kąciki moich ust  uniosły się, a ja delikatnie ścisnęłam jego dłoń chcąc by, kontynuował.- Ale od pewnego czasu mam poczucie, że znacznie się od siebie oddaliliśmy...
Spuściłam głowę i przełknąwszy ślinę niemal szepnęłam :
- Prawie ciągle niema cię w domu, a gdy jesteś to... zazwyczaj robisz mi wyrzuty, o Petera. Mam wrażenie, że mi nie ufasz, że jeśli mnie nie sprawdzisz to mi nie wierzysz... To na prawdę jest dla mnie nie komfortowe tym bardziej, że nigdy nie starałam się przed tobą niczego ukryć, po za tym jesteśmy ze sobą dwa lata i... przecież mnie znasz.
To powiedziawszy spojrzałam mu w oczy i dodałam : Chcę tylko, żebyś mi ufał...
- Wiem kochanie i nawet nie wiesz jak mi z tym głupio... Ale obiecuję ci, że to się zmieni.
Wbiłam wzrok w stojących za oknem ludzi i powiedziałam :
- Artur... chciałabym ci wierzyć, ale... jestem zmęczona tym, że w ciągu parunastu dni już kilka razy kłóciliśmy się, o moim zdaniem głupie rzeczy, tuszowaliśmy to, jakby nigdy nic, a następnie znowu wracaliśmy do pierwotnej sytuacji, nie sądzisz, że trochę tego za wiele ?
Słysząc to brunet wypuścił ciężko powietrze i odparł :
- Taak, trochę przesadziłem, ale...- przerwał na chwilę i musnął wierzch mojej dłoni wargami.- ... obiecuję się poprawić.
To mówiąc  ruchem ręki pokazał mi, żebym do niego podeszła. Wstałam i obszedłszy stolik przysiadłam mu na kolanach, on objął mnie mocno jeszcze zmniejszając odległość między nami, uniósł delikatnie mój podbródek i złączył nasze usta w pierwszym od bardzo długiego czasu czułym pocałunku.
Cała reszta wieczoru przeminęła w miłej, mogłabym nawet powiedzieć romantycznej atmosferze, która przywiodła mi na myśl pierwsze dni kiedy się poznaliśmy, kiedy jeszcze nasz związek nie stracił ,, tego czegoś"- iskry, której ostatnio zdecydowanie pomiędzy nami brakowało...

                                                      ***
Czwartek mijał w atmosferze wyczekiwania na piątkową imprezę, choć przez wczorajszy wieczór czułam się jakby, zbita z tropu, zaczynałam mieć wątpliwości, czy dobrze zrobiłam przystając na propozycję brązowookiego.
 Chwilę jeszcze patrzyłam na zadrukowane kartki, które następnie umieściłam na powrót w teczce i schowałam ją do szafki, po czym podniosłam się i ruszyłam w kierunku drzwi.
Już chciałam nacisnąć na klamkę, gdy usłyszałam za sobą głos Hawajczyka :
- Lana ?
Odwróciłam się na pięcie i oparłszy się plecami, o ścianę spojrzałam na chłopaka.
- Hmm ?
- Ta jutrzejsza impreza to... ona jest wciąż aktualna ?
Na moment przygryzłam wargę po czym odchyliłam głowę do tyłu i powiedziałam :
- Sama nie wiem Bruno... wiesz trochę się skomplikowało i...
Przerwałam na chwilę i spojrzałam w jego czekoladowe tęczówki. Bruno oparł się, o ścianę zamykając mnie między ramionami i patrzył mi prosto w oczy.
- I ?
Westchnęłam cicho...
- I zastanawiałam się nad tym czy...
Te kilka słów nie mogło przejść mi nijak przez gardło.
- Czy, co ? Zrobiłem coś nie tak ?
- Nie tylko... wydaje mi się, że powinniśmy pozostawić naszą znajomość... w sferze zawodowej.
Spojrzałam na niego przelotnie i od razu pożałowałam tego, co powiedziałam.
- Dlaczego ?
Przełknęłam ciężko ślinę i mruknęłam :
- To chyba zbyt szybko się dzieje...
- Rozumiem, a... ale to nie powód żebyś...
Na jego twarzy malował się zawód...- z resztą...
Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć chłopak złączył nasze usta w bardzo namiętnym, długim pocałunku, który uzmysłowił mi jedną z bardzo ważnych prawd, które sama przed sobą w pewnym momencie zataiłam... ON należał do owego wąskiego kanonu facetów, którzy kiedy byli przy mnie bardzo blisko, kiedy mnie dotykali, mówili do mnie, czy pieścili mnie nawet najmniejszym, najsubtelniejszym dotykiem sprawiali, że moje ciało drżało, domagało się więcej...
- Zrobisz co zechcesz, zaproszenie jest wciąż otwarte skarbie...
I ten moment kiedy mówił do mnie pieszczotliwie, wywoływał falę przyjemnych dreszczy, przez które musiałam silniej przywoływać swoje zmysły do pionu.
To mówiąc musnął pieszczotliwie moją szyję i wyszedł z biura zostawiając mnie gdzieś wysoko nad Ziemią.




piątek, 22 maja 2015

Rozdział 6

   Otworzyłam oczy i rozejrzałam się po sypialni. Artura już nie było, ale z dołu dobiegały odgłosy świadczące,że krząta się po kuchni, uśmiechnęłam się delikatnie i przez myśl przeszło mi, że może chociaż raz spędzimy wspólną niedzielę, tak jak to czyni większość par.
Kilka minut później odświeżona i ubrana weszłam do kuchni, przysiadłam na jednym z krzeseł i przyglądałam się jak mężczyzna przygotowuje kawy.
Po skończonym śniadaniu, które o dziwo przygotował i zaserwował sam Sulvan we własnej osobie zasiedliśmy na kanapie w salonie i w ciszy sączyliśmy parujący płyn.
- Powiesz mi jeszcze raz jak nazywała się ta znajoma, z którą byłaś w piątek na imprezie ?
Zmieszana spojrzałam na bruneta, który patrzył na mnie podejrzliwie.
- Jamie Gordon, wiesz ta koleżanka ze studiów.
Powiedziałam i od razu odwróciłam wzrok, czego ku mojej uldze Artur nawet nie zauważył.
- Jamie ? Myślałem, że wyjechała robić doktorat do Zurich'u ?
Przygryzłam na moment dolną wargę i uśmiechając się odparłam :
- Tak, ale wpadła na parę dni do rodziny.
Słysząc to Artur pokiwał głową i z zamyśleniem dodał :
- Swoją drogą chętnie bym się z nią zobaczył, co u niej ?
- Eee... wszystko po staremu. Zadzwoniłabym do ciebie, ale wiesz Jamie wyskoczyła z tą cała imprezą tak nagle i wypadło mi z głowy...
- Wypadło ci z głowy ?
- Właśnie to przed chwilą powiedziałam, co to jakieś przesłuchanie ?
Na twarzy mężczyzny pojawił się nikły uśmiech.
- Nie tylko, myślałem,że może ten cały Hernandez znowu cię gdzieś wyciągnął...
Zmarszczyłam brwi.
- Boże teraz ty zaczynasz ? Ile jeszcze razy mam wam wszystkim powtarzać, że relacja pomiędzy nami ogranicza się tylko do spraw zawodowych ?
Rzuciłam mu niezadowolone spojrzenie i ponownie wzięłam do rąk kubek z kawą.
- Wam ? Czyli nie tylko ja zauważyłem, że on się do ciebie klei ?
- Klei ? Z resztą nawet gdyby to, nie znaczy że od razu wskoczę mu do łóżka !
Szwajcar zastygł na moment po czym powiedział :
- Ty może nie, ale skąd wiesz, co on ma w głowie ?
Otworzyłam szerzej oczy.
- Artur ! Po pierwsze on jest osobą publiczną, a po drugie dopuszczasz do siebie myśl, że jestem jakąś suczką, która daje się  pierwszemu lepszemu  facetowi ?!
To powiedziawszy  podniosłam się gwałtownie i ruszyłam w stronę schodów.
- Nie, o to mi chodziło ! I swoją drogą skąd możesz wiedzieć jaki on jest ?
Odwróciłam się na pięcie i rzuciwszy mu mordercze spojrzenie syknęłam :
- Uwierz mogę ! I wiesz, co ? Czasami mam wrażenie, że znam go lepiej niż ciebie !
Po czym pobiegłam na górę i znalazłszy się w sypialni zatrzasnęłam za sobą drzwi.
- Co za kretyn...
Mruknęłam do siebie i ze złością ukryłam twarz w poduszce. Jednak ktoś wcale nie miał zamiaru użyczyć  mi chwili na ochłonięcie i już kilka minut później rozdzwonił się mój telefon. Próbując go ignorować przykryłam głowę poduszką i udawałam, że nie słyszę uporczywej muzyczki, ale kiedy za piątym razem ,, ktoś" nie odpuszczał chwyciłam urządzenie do ręki i zamaszystym ruchem przystawiłam do ucha.
Lana : Co ?
Chelsea : Skąd wiedziałaś, że to ja dzwonię ?
Lana : Chelsea ? Przepraszam, myślałam, że to ktoś inny, co u ciebie ?
Chelsea : Wszystko dobrze. Ale u ciebie chyba nie najlepiej, co ?
Na myśl, o tym jak dobrze zna mnie moja kuzynka kąciki  moich ust nieznacznie się uniosły.
Lana : Taa, bywało lepiej, ale mniejsza, o mnie : to co się takiego zadziało, że dzwonisz ?
Usłyszałam cichy śmiech dziewczyny po drugiej stronie, a później również jej głos.
Chelsea : Dzwonię bo, mam do ciebie małą prośbę.
Lana : Mhm... a konkretnie jaką  ?
Chelsea : Wiesz mamy dzisiaj z Tom'em rocznicę i tak sobie pomyślałam...
No tak...
Lana : Tak, może.
Chelsea : Na prawdę ? Kochana jesteś ! Danielle się ucieszy... To, o której mogę ci ją podrzucić ?
Lana : O której wam będzie pasowało i tak nie mam żadnych planów...
Po drugiej stronie usłyszałam głos nastolatki i po chwili w słuchawce znów rozbrzmiała Chelsea :
Chelsea : Podrzucę ją koło trzeciej, będzie ci pasowało ?
Lana : Pewnie, przynajmniej będę miała z kim pogadać.
Obie się zaśmiałyśmy, pogadałyśmy jeszcze, o paru bzdetach i się rozłączyłyśmy.

                                                            * * *
Kilka minut po trzeciej usłyszałam pukanie do drzwi, z prędkością światła zbiegłam na dół i je otworzyłam.
- Hej ciociu !
Nastolatka przytuliła mnie krótko i ruszyła na górę by, rozgościć się, w pokoju, który wcześniej dla niej przygotowałam.
Spojrzałam w ślad za nią, a gdy odwróciłam wzrok dostrzegłam zmartwione spojrzenie kuzynki.
- Znowu się ścięliście ?
Spuściłam wzrok i mruknęłam.
- Tak, nie wiem co się dzieje pomiędzy nami, on wiecznie się, o wszystko czepia, ewentualnie go niema.
- O wszystko, czyli co ?
Przewróciłam oczami z niezadowoleniem.
- Chociażby, o pracę.
Kuzynka zmarszczyła brwi ze zdziwieniem.
- Może dajesz mu do tego powody ?
Chelsea nie wie, o Brunie bo, niby skąd, więc, czy to na prawdę, aż tak widać ?
- Nie, to znaczy spędzam dużo czasu z moim klientem, ale tylko w celach zawodowych. To tylko praca.
Chyba im częściej to powtarzam tym mniej w to wierzę, ale hola Lana pas ! Hernandez to mój klient i nikt więcej...
Z zamyślenia wyrwał mnie głos szatynki.
- To jakbyśmy jutro zrobiły ?
Potrząsnęłam głową by, powrócić do rzeczywistości i ponownie spojrzałam ku mojej rozmówczyni.
- Spokojnie odwiozę Danielle do szkoły, nie przejmuj się damy sobie radę, a wy bawcie się dobrze.
To mówiąc znacząco poruszyłam brwiami na co Chels zaśmiała się nerwowo i powiedziała :
- Oj, daj spokój.
Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.
- Dobra, dobra no leć już !
Brązowooka ponownie posłała mi promienny uśmiech i powiedziała :
- Jakby Danielle sprawiała jakieś kłopoty, to...
Zaśmiałam się i wyganiając ją ruchem rąk powiedziałam :
- Bo, się rozmyślę.
- Ani mi się waż !
To mówiąc niemal, że w podskokach zbiegła ze schodów i ruszyła z powrotem do samochodu.
Z szerokim uśmiechem na ustach wróciłam do domu i weszłam na górę.
- Dobra ciotka, co chcesz na obiad ?
Zagadnęłam brunetkę, która akurat wypakowywała na szafkę obok łóżka tony przeróżnych kosmetyków.
- No nie wiem, a co mogę chcieć ?
- Może naleśniki ?
Na twarzy dziewczyny zagościł szeroki uśmiech, kiedy Danielle się uśmiecha dosłownie przed oczami staje mi Chels, wypisz, wymaluj !
- Mmm... idealnie.
  Jak się okazało robienie naleśników ,, z pomocą" mojej ciotecznej siostrzenicy to istna bonanza to też, gdy skończyłyśmy nie tylko patelnia, ale i kuchnia i my byłyśmy w naleśnikowym cieście. Szybko jednak uporałyśmy się z chaosem i jeszcze przed piątą siedziałyśmy na kanapie w salonie  przerzucając kanały, gadając, o czymkolwiek i jedząc naleśniki z konfiturą malinową.
 W końcu znalazłyśmy dobry thriller , w który nawet się wciągnęłam choć szczerze nie przepadam za tego typu produkcjami. Jak to zwykle bywa w pełnym napięcia momencie rozdzwonił się mój telefon, na którego dźwięk obie podskoczyłyśmy z przerażeniem. Wzięłam urządzenie do ręki i przelotnie spojrzałam na wyświetlacz, co spowodowało, że na mojej twarzy zagościł promienny uśmiech.
Lana : Halo ?
Bruno : Bonsoir ma cherie.
Zaśmiałam się cicho... Wariat...
Lana : Bruno, co aż tak cię natchnęło na francuski ? I czyżbyś znowu dzwonił z propozycją nie do odrzucenia ?
Bruno : Po pierwsze to ty, a po drugie nie inaczej.
Mimowolnie przeczesałam włosy palcami i uśmiechnęłam się z rozbawieniem.
Lana : Więc cóż to takiego, że nie mogłeś poczekać do jutra ?
Bruno : Masz może jakieś plany na przyszły piątek ?
Lana : Jeszcze nie, ale coś czuję, że zaraz będę miała...
Usłyszałam śmiech Hawajczyka, a potem znów jego głos.
Bruno : To masz dobry węch. Więc chciałbym cię zabrać na urodziny mojego znajomego.
Przygryzłam wargę ustalając sobie w głowie wszelkie za i przeciw.
Lana : Wiesz...
Bruno : To będzie zwykła impreza, w klubie nie w domu, odśpiewamy ,, Sto lat" i po wszystkim,  pójdziemy tam jako znajomi...
Lana : Zwykła impreza ?
Bruno : Nie licząc tego, że postaram się żebyś się dobrze bawiła, to najzwyklejsza.
,,Zwykła", ,, impreza" i ,, Bruno" te słowa jakoś ze sobą nie współgrają...
Bruno : No nie daj się prosić !  Seksownemu Smokowi odmówisz ?
Wybuchnęłam niepohamowanym śmiechem i dopiero po dobrych dwóch minutach, gdy powoli dochodziłam do siebie zapytałam :
Lana : Że komu ?
Bruno : Seksownemu Smokowi, że mnie.
Lana : Skąd ten nieziemski przydomek ?
Bruno : Nie mam tyle kasy na koncie by, teraz ci opowiadać, o jego powstaniu, ale jeśli jednak mi nie odmówisz to, kto wie...
Lana : Niech będzie.
Bruno : Czyli, że pójdziesz ?
Chociaż jedynie rozmawialiśmy przez telefon to i tak czułam, że Hawajczyk prezentuje właśnie swoje białe zęby, w jednym z tych  szelmowskich uśmiechów.
Lana : Taak.
Bruno : Heh, wiedziałem, że w końcu ulegniesz urokowi Seksownego Smoka...
Lana : Co takiego ?
Bruno : Nie nic, to... do jutra i dobranoc.
Lana : Wiesz udam, że tego nie słyszałam, dobranoc Bruno.
 Gdy tylko usłyszałam drętwy dźwięk przerwanego połączenia ponownie nawiedziła mnie fala śmiechu, którą udało mi się opanować gdy dostrzegłam wlepione we mnie oczy Danielle.
- Kto to był ?
Spojrzałam na nią z uśmiechem i od razu wychwyciłam charakterystyczny dla McLarenów wzrok z szuflady : ,, Ja już znam ten uśmiech".
- To, mój znajomy.
- Znajomy ?
- Tak.
- A przystojny ?
To mówiąc zabawnie poruszyła brwiami.
- Nie chcesz może zobaczyć, czy nie ma cię w twoim pokoju, w łóżku ?
- Przystojny ?
- Czas na ciebie Danielle.
- Oj ciociu ! No powiedz: ciacho, czy nie ?
Przewróciłam oczami z rozbawieniem i bąknęłam :
- Tak ciacho.
Słysząc to dziewczyna znacząco się uśmiechnęła i od razu do mnie doskoczyła ze świecącymi się oczami.
- Ciociu ! Opowiadaj !
Westchnęłam hamując śmiech.
- A wiesz może, która godzina ?
- Tak.
- I co w związku z tym ?
- Nadeszła godzina idealna, żebyś mi opowiedziała, o TWOIM, prxystojnym, tylko ZNAJOMYM.
Uśmiechnęłam się szeroko i powiedziałam.
- Nie dokładnie, nadeszła godzina idealna na to byś udała się na górę i poszła spać.
- Oj ciocia no !
- Dobranoc Danielle.
- No...
- Dobranoc.
W końcu nastolatka stwierdziła, że na prawdę nic ze mnie nie wyciągnie i w ślimaczym tempie zaczęła człapać ku prowadzącym na drugie piętro schodom.
- W tym tempie to nie długo zastanie cię ranek.
- Idę już idę...
Mruknęła i nieznacznie przyspieszyła ruchy.
 Siedziałam jeszcze chwilę uśmiechając się sama do siebie, po czym również wstałam, wyłączyłam telewizor i lampki i przetarłam jej szlak...
__________________________________

I jak wrażenia ?
Więc mam do Was dwie sprawy :
1. Ponieważ to dopiero szósty odcinek to baaardzo chciałabym podziękować tym osobom, które mnie zmotywowały i dały kopniaka do pisania :). Serio dzięki Waszym komentarzom zawsze nie mogę się doczekać dnia, w którym będę mogła dodać kolejny :).
2. Możecie mi podpowiedzieć, gdzie można się zareklamować ?
I w tym miejscu dziękuję Glove za dodanie mnie na swoją listę oraz Iwonie za reklamę i podniesienie samooceny pod względem pisania. I miło, że Paula M. Tak ,, wiernie " mi towarzyszy.
 To piszcie co myślicie, o odcinku, odpowiedzcie na moje pytanie jak Wam coś zaświta i... wracajcie w niedzielę !
<3<3





wtorek, 19 maja 2015

Rozdział 5

     Poczułam jak nikłe smugi słonecznego złota delikatnie muskają moje powieki i leniwie się przeciągnąwszy otworzyłam oczy. Dopiero po chwili podniosłam się do pozycji siedzącej i rozejrzałam  po pokoju, w którym się znajdowałam. Jeszcze chwilę próbowałam sobie przypomnieć, co wczoraj się wydarzyło po czym wstałam i ruszyłam do łazienki. Znacie zapewne ten moment kiedy po sporej imprezie stajecie przed lustrem z myślą : ,, Na pewno nie jest, aż tak źle...", a gdy patrzycie na swoje odbicie nasuwa się to pytanie : ,, To na pewno ja ?"
 Przez moment patrzyłam na postać po drugiej stronie, po czym gwałtownym ruchem obmyłam twarz wodą...
Piętnaście minut później odświeżona i ponownie ubrana we wczorajszą kreację zeszłam na dół i wolnym krokiem zaczęłam przemierzać hol, korytarz i salon. Nagle przystanęłam i zwróciłam wzrok ku białemu narożnikowi.
- Bruno, wstawaj !
Krzyknęłam, a chłopak gwałtownie podniósł się do pozycji siedzącej. Podeszłam do niego i ostrożnie przysiadłam na mebel. Spojrzałam na Bruna , w tym samym momencie, w którym on zwrócił źrenice ku mnie i przez chwilę patrzyliśmy na siebie bez słowa.
- Too... co jest na śniadanie ?
Zapytałam na co chłopak obdarzył mnie szerokim uśmiechem.
- Raczej obiad... Jest wpół do czwartej kotku.
Po moim ciele przeszedł delikatny dreszcz.
- Nie pozwalaj sobie Mars.
Syknęłam i zerknęłam na duży  zegar ścienny.  Cholera ! Szybko zaczęłam szperać w swojej torebce, a potem w telefonie szukając numeru na taksówkę. W pewnym momencie usłyszałam śmiech Hawajczyka i nie przerywając poprzedniej czynności, mruknęłam :
- I z czego się tak cieszysz ?
Bruno ukrył rozbawienie za swoim zniewalająco białym uśmiechem, niczym z reklamy Blanx i odparł :
- Z ciebie, zabawnie jest  na ciebie patrzeć, gdy jesteś w takim amoku.
Rzuciłam mu zabójcze spojrzenie i ruszyłam w stronę drzwi.
Brązowooki momentalnie stanął u mojego boku i gdy się odwróciłam stanęłam tak blisko iż, mało brakowało byśmy dotykali się czołami...
- Dziękuję za wczorajszy wieczór i za... przenocowanie.
Mruknęłam patrząc prosto w jego czekoladowe tęczówki.
- Nie ma za co, to ja dziękuję.
I znowu : szybsze bicie serca, dreszcze na plecach, ciepło w środku, zmniejszająca się odległość pomiędzy nami...
Kiedy już niemal czułam jego wargi na swoich do rzeczywistości przywołał mnie dźwięk nowego połączenia.
- Przepraszam, muszę odebrać. I przy okazji będę już lecieć.
To powiedziawszy wyłowiłam z torebki telefon i wyślizgnęłam się z domu. Idąc już w kierunku taksówki skarciłam się w myślach : ,, Ogarnij się dziewczyno, jesteś prawie mężątką ! I prawie całowałaś się ZNOWU ze swoim KLIENTEM !!"
Jednym dotknięciem wybrałam numer Jane i już po chwili po drugiej stronie usłyszałam rozhisteryzowany głos przyjaciółki :
Jane : Boże Lana ! Gdzieś ty do cholery była ?! Od rana wydzwania do mnie Artur i chce z tobą gadać bo, nie odbierasz od niego telefonów, po za tym wiesz jak się martwiłam ?
Lana : Spokojnie, ja ee... przenocowałam u... starej znajomej, z resztą mniejsza, o mnie, co powiedziałaś Arturowi ?
Jane : Że nocowałaś u mnie i że zalał ci się telefon...
Lana : Dzięki ! Ratujesz mi tyłek.
Jane : Dobra, dobra. Wpadaj to pogadamy i napiszę do Artura, żeby podjechał po ciebie.
Lana : OK. Zaraz będę, napisz mu, żeby był tak koło szóstej.
Jane : Nie wiem, co ty byś beze mnie zrobiła ?
Uśmiechnęłam się pod nosem i powiedziałam :
Lana : Ja tym bardziej !
 Nie cały kwadrans później siedziałam na kanapie w salonie przyłaciółki i popijałam gorącą, aromatyczną kawę.
- To zdradzisz mi gdzie wczoraj przepadłaś, że znalazłaś się dopiero dzisiaj ?
Na mojej twarzy, na moment zagościł szeroki uśmiech, który po chwili zatuszowałam mocząc wargi w parującym napoju.
- Mówiłam ci, że wpadłam na mieście, na koleżankę ze studiów i wyciągnęła mnie na imprezę...
Niestety zbyt dobrze to ja nie kłamię i już po chwili, po minie dziewczyny poznałam, że mnie rozszyfrowała.
- A czy ta ,, koleżanka" przypadkiem nie jest niewiele starszym od ciebie chłopakiem ?
Prychnęłam, udając urażenie i powiedziałam :
- Jasne, że nie...
Już chciałam brnąć dalej w kłamstewko, gdy jednak zmieniłam zdanie... - Tak, dobra Bru... to znaczy Peter zaproponował, żebyśmy w ramach znajomości - delikatnie uwypukliłam ostatnie słowo- wybrali się na imprezę.
- I ?
- I tyle...- bąknęłam wymijająco i ponownie ze skupieniem wzięłam do rąk kubek z resztką kawy.
- Dobra, mniejsza, o to... Albo nie, Lana ! Ogarnij się ! Jesteś niemal, że mężatką, a zabawiasz się z jakimś niepoprawnym dilerem, gwiazdeczką, której zachciało się zabawy !
Aż się wzdrygnęłam.
- Nie zabawiam się z nim ! Po raz tysięczny ci powtarzam jestem jego prawniczką, a chyba niema nic złego w tym, że raz zaprosił mnie na imprezę, skoro Artura i tak wiecznie nie ma w domu !
Przyjaciółka przetarła twarz dłonią i powiedziała :
-  OK. Nie obraź się, ale czy ty siebie słyszysz ?! Czemu nie chcesz, albo nie możesz  zrozumieć, że on chce się tylko zabawić ?... Z resztą rób, co zechcesz...
Rzuciłam jej przelotne spojrzenie i dostrzegłam, że ma zamiar jeszcze coś powiedzieć, ale dźwięk klaksonu najwyraźniej zbił ją z tropu. Szybko wstałam, odniosłam kubek do kuchni i już miałam wyjść, gdy nagle stanęłam i powiedziałam tak cicho, że prawie bez głośnie :
- Dzięki, za krycie przed Arturem... I na przyszłość nie oceniaj osoby, której nie znasz.
Jane spojrzała na mnie wzrokiem, którego nie umiem rozczytać i powiedziała :
- Nie ma sprawy, ale... wiedz, że nie będę ci NIGDY WIĘCEJ ratować tyłka, jeśli w grę będzie wchodził Hernandez i pamiętaj, że ty znasz go również niewiele lepiej ode mnie, więc żebyś się tylko nie oparzyła...
Ignorując ostatnie parę  słów, które wypowiedziała posłałam  jej szeroki, wdzięczny uśmiech i wyszłam z  domu.
Ledwo wsiadłam do samochodu, usłyszałam ,, stęskniony " głos mojego jakby to nazwała Jane  ,,niemal" męża :
- Dzwoniłem.
- Tak mi też cię miło widzieć kochanie.- Powiedziałam kładąc nacisk na ostatnie słowo, które w naszym związku już dawno wyszło z użycia.
- Jane mówiła, że źle się czujesz więc jeśli chcesz, możemy podjechać do apteki.
Zarejestrowana reakcja na czułe określenie - brak.
- Nie ma potrzeby, wrócimy do domu, położę się i powinno mi przejść.
- Na pewno ?
Cóż... walnął się w głowę, czy co ?
- Na sto procent.
To mówiąc utkwiłam wzrok w punkcie przed nami i zacisnęłam usta, a ponieważ Artur nie drążył tematu do samego domu żadne z nas nie odezwało się ani słowem.
________________________________
 Tak jak zapowiadałam nie musiałyście zbyt długo czekać :D
Co sądzicie ?
Już prawie, prawie, się coś zadziało, a jednak :D
Do ,, zobaczenia" w piątek !
Pozdrawiam <3

niedziela, 17 maja 2015

Rozdział 4

     Mieliście kiedyś wrażenie, że dosłownie wszyscy i wszystko ( nawet ściany ) rozwodzą się na wasz temat ? Ja owszem, od kiedy w zeszłą niedzielę mając pecha natrafiliśmy na Jack'a tak od poniedziałku, aż po dzień dzisiejszy, gdy zdarzyło mi się wejść do kafejki w gmachu kancelarii wszyscy zebrani, którzy również postanowili spić kawę i którzy dotychczas toczyli ożywioną dyskusję nagle się przymykali, wymieniali porozumiewawcze uśmiechy i przypominali sobie, że ich kawa już jakiś czas temu wystygła. Panowała wówczas dość nie komfortowa cisza, którą zazwyczaj przerywano dopiero po tym jak moja osoba opuściła miejsce spotkań - ,, rozmównicę".
 W końcu zaczęłam mieć dość tego ich plotkowania za moimi plecami i w piątkowe południe odczekałam, aż towarzystwo opuści kafejkę po czym sama się do niej udałam i w ostatniej chwili zatrzymałam moją dobrą znajomą Susanne.
- O czym oni tak plotkują ?
Zagadnęłam bez zbędnych wstępów. Wysoka blondynka zwróciła ku mnie swoje niebieskie źrenice i uśmiechając się delikatnie odparła :
- Właściwie to, o tobie i  Hernandezie.
Słysząc to, o mało nie wyślizgnął mi się z rąk  czajnik z gorącą wodą.
- O mnie i  Hernandezie ?
Dziewczyna upiła łyk aromatycznego napoju i kiwnęła twierdząco.
- Według nie jakiego Jack'a ty, to znaczy wy...
Ucichła na chwilę by, pohamować śmiech, a gdy jej się to udało dopowiedziała : ... podobno się spotykacie, w sensie randek.
Odrzuciłam w tył głowę i westchnęłam z irytacją. Z resztą po jego niedzielnym komentarzu można się było tego spodziewać... Susanne najwidoczniej dostrzegając moje niezadowolenie uśmiechnęła się szeroko i dodała :
- Dobrze wiesz jaki jest Jack, skończony idiota i tyle, z resztą sam też nie trafił tu przez swoje umiejętności tylko przez pokój Stradford'owej.
- Niby tak, ale załóżmy, że taką prze kolorowaną i przeinaczoną  plotkę z ust swojego pupilka usłyszy Stradford, to raczej może nie być zbyt ciekawie...
Moja rozmówczyni jednak wzruszyła jedynie  ramionami, dopiła kawę, odstawiła kubek na miejsce i nim wyszła rzuciła tylko :
- Olej to, w końcu wszystkie swoje obowiązki wypełniasz i nikomu nic do tego z kim się przyjaźnisz, chodzisz, czy nawet sypiasz.
Odwzajemniłam jej uśmiech i obie rozeszłyśmy się na powrót do swoich biur. Mimo, iż słowa Susanne mnie podbudowały postanowiłam nie pokazywać się już dzisiaj szerszemu gronu.
 Bruno zawitał koło trzeciej, dzięki czemu ostatnie trzy godziny pracy upłynęły zdecydowanie szybciej,  a ponieważ chłopak zaproponował, że mnie podrzuci kilka minut po szóstej siedziałam już w samochodzie brązowookiego.
- To jakie plany na piątkowy wieczór ?- Zagadnął nagle, co gwałtownie wyrwało mnie z zamyślenia...
- Eee... no, właściwie to żadne.
Spojrzałam na niego przelotnie i dostrzegłam przebiegły uśmieszek.- A co kombinujesz ?
- Artur jest w domu ?
Zaczynało mi być coraz bardziej do śmiechu.
- Nie, a co chcesz się wprosić ?
Gdy to wypowiedziałam aż mu się zaświeciły oczy.
- Noo.... a mógłbym ?
Boże te jego słodkie, proszące ślepia... - To znaczy, nie tylko chciałem cię wyciągnąć gdzieś, gdzie chyba jeszcze nie byłaś.
To powiedziawszy uśmiechnął się tajemniczo i dodał :
- Tylko jest jeden warunek.
Nie odwracając od niego wzroku, zmrużyłam oczy.
- A jaki ?
On przygryzł na moment dolną wargę i powiedział :
- Musisz się ubrać na biało.
  Będąc już w domu napuściłam sobie wody do wanny i po chwili zanurzyłam się w niej po szyję. Czułam jak wszystkie moje mięśnie się rozluźniają i jak całe moje ciało się odpręża. Z Brunem umówiłam się na ósmą, więc mam trochę ponad półtora godziny by, zrobić z siebie ,, coś" za czym się obejrzy facet. Siedząc tak wróciłam myślami do dzisiejszej rozmowy z Susanne i naraz na mojej twarzy zagościł uśmiech : ja i Bruno, parą ?
To, że z nim pracuję, a może bardziej dla niego, nie znaczy, że od razu nie wiadomo co jest pomiędzy nami, ludzie ! Na serio nie chcę wiedzieć, co porozpowiadał im wszystkim ten kretyn...
 Po dość długich rozmyślaniach nad tym, która z sukienek będzie najlepsza zdecydowałam się na białą, sięgającą przed kolano, delikatnie rozkloszowaną, przewiązaną cieniutkim, skórzanym, brązowym paskiem, której zakupu dokonałam w zeszłe wakacje, na Majorce.
Do tego białe szpilki na złotym obcasie, mała, brązowa, również skórzana torebka na złotym łańcuchu i delikatny makijaż. A włosy ? Przerzucone na jedną stronę, po zakończeniu stylizacji oddaliłam się trochę od lustra i zmierzyłam swoje odbicie krytycznym wzrokiem.
Punkt ósma do drzwi zapukał nie kto inny jak Hawajczyk. Wyglądał tak... pociągająco w czarnych zwężanych spodniach, białej bluzce, czarnej skórze i z nieśmiertelnikami na szyi, a wszystko zwieńczone jego niesamowitymi perfumami... Patrzyłam na niego przez moment niczym ciele w malowane wrota, jak w transie, nawet nie mrugając.
- Lana ! Słyszysz mnie ?
Potrząsnęłam gwałtownie głową i zwróciłam oczy ku jego twarzy.
- Przepraszam... Tak, tak słyszę, możemy iść...
Szybkim krokiem wyszłam z domu i zamknęłam za sobą drzwi przez dłuższy czas starając się nie odwracać wzroku w jego stronę.
Gdy siedzieliśmy już w samochodzie zauważyłam, że od dłuższego czasu chłopak zamiast patrzeć na drogę przewierca mnie spojrzeniem na, które na sto procent poderwał już tabuny lasek.
- Patrz na drogę !
Powiedziałam rozbawiona na co ten szybko odwrócił wzrok i przez mniej niż pół minuty zawiesił spojrzenie na znajdującym się gdzieś przed nami punkcie.
- Bruno ! Jak tak dalej pójdzie to albo wjedziemy komuś w tyłek, albo dostaniesz rozbieżnego.
Jednak nawet te groźby nie poskutkowały na długo i już po chwili znów wyłapałam na sobie jego spojrzenie.
W końcu stanęliśmy na jakimś zatłoczonym parkingu i jak na dżentelmena przystało Bruno otworzył mi drzwi i pomógł wysiąść z samochodu.   Kilka minut później znalazłam się w środku niesamowicie wielkiej imprezy, pośród tysiąca jak nie lepiej, ubranych na biało ludzi. Nie puszczając ani na moment dłoni mojego towarzysza przedzierałam się przez największą, najbardziej zwariowaną potańcówkę na jakiej kiedykolwiek byłam.
Gdy udało nam się zdobyć drinki i chociaż trochę miejsca spojrzałam na bawiący się tłum, cała idea tego białego szaleństwa zawierała się w kolorowych światłach, które puszczane na ludzi dosłownie kolorowały ich na wszystkie barwy tęczy.
- Zatańczysz ?
Momentalnie odwróciłam się w stronę Marsa i objąwszy go za szyję przysunęłam się bardzo blisko niego.
- Jeszcze pytasz ?
 Chłopak jedynie położył dłonie na moich biodrach i zaczął poruszać się w rytm utworu.
Z każdą nową piosenką i coraz bardziej ośmielającymi mnie w tańcu drinkami zaczynałam silniej czuć klimat tej wielkiej, kolorowej, roztańczonej, ludzkiej plamy.
Również ruchy Bruna przybierały na pewności, a kiedy już oboje przekonaliśmy się, że w żaden sposób, żadne z nas nie zrobi drugiemu ,, krzywdy" brązowooki postanowił dać mi taką lekcję tańca, którą moje nogi popamiętają... do przyszłego piątku na pewno.

Ta noc mogłaby nie mieć końca, nigdy jeszcze nie śmiałam się tak szczerze, nie tańczyłam tak wiele i nie czułam się taka piękna, za sprawą słów, które chłopak szeptał, co jakiś czas do mojego ucha i delikatnych muśnięć jego ciepłych warg na mojej szyi...
 Było już dobrze po trzeciej nad ranem, gdy stwierdziliśmy, że może czas się już zbierać i dopóki byliśmy na świeżym powietrzu nie odczuwałam jaka jestem wykończona, ale gdy tylko Bruno posadził mnie na tylnym siedzeniu taksówki, a sam usiadł obok, delikatnie przygarnął mnie do siebie i pozwolił oprzeć głowę na ramieniu poczułam jak momentalnie odpływam...

__________________________________________________________________

Lani się rozkręca :D.
Jejku ! Nawet nie wiecie jak ja Was kocham <3<3
Strasznie dziękuję za wszystkie motywujące komentarze i w tym miejscu odpowiem na komentarz Iwony : nie śmiałabym przerwać tego opowiadania bo, sama już się z nim zżyłam ! Po za tym jestem osobą, która jak zaczyna jakąś historię to ją kończy, a ta dopiero się rozkręca więc... TAK SZYBKO TO SIĘ MNIE NIE POZBĘDZIECIE !!!
Mam nadzieję, że ten odcinek Wam przypadł do gustu :), na następny nie będziecie musiały czekać dwa dni :D.
Dziękuję jeszcze raz, że czytacie ! Byle tak dalej :D. <3<3<3










czwartek, 14 maja 2015

Rozdział 3

           Ten rozdział miał się pojawić właściwie dopiero jutro, ale już wczoraj wieczorem tak mnie natchnęło, że od razu wiedziałam co się  w nim  wydarzy więc...
____________________________________________________

         Są w życiu takie sytuacje, które gdy już zaistnieją chcemy po prostu odkreślić grubą kreską i udać, że wcale nie miały miejsca, jednak zazwyczaj to właśnie od nich zaczynają się zdarzenia tak silnie wpływające na nasze późniejsze czyny, słowa, czy może nawet losy...
  Przez pióropusz palmy na, której zawieszony był hamak będący w danej chwili miejscem mojego wypoczynku delikatnie przedzierały się gorące promienie późnopopołudniowego Słońca. Mmm... idealna niedzielna siesta, ale jak wiadomo każdy ideał ma swoje wady, więc gdy tak się błogo wylegiwałam i podejmowałam przy tym próby złapania chociaż ociupinki opalenizny rozdzwonił się mój telefon...
Lana : Haloo ?
Peter : Cześć, obudziłem cię ?
Chociaż bardzo rzadko mam czas dla siebie i każdy taki moment bardzo wysoko sobie cenię to zatroskanie w głosie brązowookiego sprawiło, że grymas niezadowolenia na mojej twarzy szybko ustąpił miejsca szerokiemu uśmiechowi.
Lana : Nie, co tam ? Coś się stało ?
Peter : Właściwie to nic takiego, tylko wiesz tak sobie ostatnio siedziałem i myślałem...
Zachichotałam cicho.
Lana : No i co wymyśliłeś ?
Peter : Że za dużo pracujesz...
Lana :  A...
Peter : Nie przerywaj ! Tak więc, gdy już doszedłem do tego faktu postanowiłem cię od tego odciągnąć.
Lana : I co w związku z tym ?...
Peter : I w związku z tym masz piętnaście minut.
Lana : Na co ?
Peter : Na przebranie się jak zwykły człowiek na plażę. To znaczy jeśli nie macie  innych planów.
Lana : Nie bądź zgryźliwy.
Peter : Tylko się upewniam...
Rozłączył się i chwilę jeszcze mi zajęło by, opanować chichot. W końcu wstałam i niespiesznie ruszyłam w stronę oszklonych drzwi prowadzących z ogrodu do salonu i na odwrót.
 Nie cały kwadrans później ubrana w krótkie, jeansowe spodenki i bluzkę na ramiączkach, czyli ,, jak zwykły człowiek na plażę " skończyłam sznurować buty, chwyciłam telefon, klucze od domu i okulary przeciwsłoneczne po czym ruszyłam do drzwi i zanim wyszłam powiadomiłam jeszcze, o tym Artura...
 Siedząc już w samochodzie Hawajczyka co chwilę wybuchaliśmy śmiechem, aż w końcu zapytałam :- To powiesz mi, gdzie jedziemy ?
-  Nie.
- Dlaczego ??
Mój proszący ton najwidoczniej rozśmieszył kierowcę i po chwili zauważyłam, że parkujemy na jakimś małym, piaszczystym pseudo-parkingu.
 Kilka minut później szliśmy  pięknym, piaszczystym brzegiem, a morska woda obmywała nam kostki. Dreptaliśmy tak w ciszy, którą przerywał tylko uspakajający szum morskiej toni, w końcu jednak Peter zaczął rozmowę.
- Patrzyłaś kiedyś na zachód słońca nad morzem ?
Spojrzałam na niego nie bardzo wiedząc do czego nawiązuje.
- Nie mam na to czasu...  - przystanęłam na chwilę i patrzyłam jak złocista kula powoli zmierza do kresu swojej codziennej wędrówki.- Wiesz późno kończę pracę, a weekendy zazwyczaj spędzam na jakichś drętwych imprezach, u znajomych Artura. A ty ? Chyba nie powiesz mi, że wieczory spędzasz na plaży ?
Spojrzałam na niego pytająco jednak on nie udzielił mi żadnej odpowiedzi, w zamian jednak stwierdził dość istotny fakt :
- Powiedziałaś, że weekendy spędzasz ze znajomymi twojego narzeczonego, a z tego co ostatnio mówiłaś nie pałasz do nich zbytnią sympatią.
- Wiesz tu nie chodzi, o sympatię oni mają swoje tematy, swoje zamknięte grono i ilekroć z nimi jestem mam nieodparte uczucie takiego.... wyobcowania. Nie mam wśród nich nikogo z kim mogłabym pogadać, pożartować, czy chociaż po przebywać tak po prostu...
Chociaż nie patrzyłam w jego kierunku czułam, że mi się bacznie przygląda.
- Nie mogę cię rozgryźć, jesteś młodą, piękną i niesamowitą dziewczyną... Dlaczego ukrywasz to za swoimi powinnościami ?
Przygryzłam dolną wargę i westchnęłam :
- To nie tak, tylko...
No właśnie tylko jak ?
- Kiedy ostatnio zrobiłaś coś na co miałaś ochotę ? Tak po prostu miałaś taki kaprys i wypełniłaś go, bez kalkulowania, myślenia, o skutkach i...
Nie dałam mu dokończyć tylko zepchnęłam go głębiej do wody i śmiejąc się krzyknęłam :
- Teraz !
To mówiąc zaczęłam uciekać, a on rzucił się zaraz za mną. Oboje wiedzieliśmy, że taka zagrywka skończy się dla mnie w wodzie więc na prędce  zdjęłam z siebie ubrania, ha ! Ma się tego nosa, żeby założyć strój kąpielowy ! I rzuciłam się do dalszej ucieczki. Brunet i tak miał już mokre spodenki więc zrzucił z siebie jeszcze suchą bluzkę i po chwili dogonił mnie i wziąwszy na ręce ruszył do wody.
- Peter ! Nie ! Proszę, proszę niee !!
Darłam się czując jak delikatnie zanurza moje rozgrzane ciało w wodzie.
- Mów mi Bruno, Peter to tak oficjalnie...
Roześmiałam się i objąwszy go za szyję już spokojniejszym głosem powiedziałam :
-  Bruno nie waż się.
I tak oto moje pośladki zanurzono bestialsko w wodzie.
- Proszę nie... nie...aaa !
- Ufasz mi ?
Odchyliłam głowę do przodu by, móc na niego spojrzeć i szepnęłam prawie bezgłośnie.
- Nooo, może trochę.
Jednak widząc jego uśmiech i przypominając sobie godziny, które spędziliśmy na rozmowach przy kawie dodałam.- Tak, ufam.
Te dwa krótkie słowa sprawiły, że jego hipnotyzujące, czekoladowe oczy aż pojaśniały z radości.
- W takim razie odchyl się do tyłu i połóż.
Przełknęłam nerwowo ślinę.
- Ale ja ... boję się to robić, wiesz jak byłam mała i tata próbował mnie tego nauczyć to potem przez tydzień kichałam solą morską.
Bruno zaśmiał się krótko i powiedział spokojnie.
- A jeśli obiecam, że cię nie puszczę ?
- No nie wiem...
- Będę cię trzymał przez cały czas, słowo.
Przestańmy się oszukiwać w końcu Mars użył by, swojego uroku i prędzej, czy później i tak by, mnie położył na tej wodzie...
- OK. Ale jak mnie puścisz to...
W tym momencie poczułam jak całe moje ciało zaczyna falować w zgodzie z ruchem morza, czułam się taka lekka i to było niesamowite...
- I jak ?
- Obłędnie...
Mruknęłam i przymknęłam oczy, w końcu zaczynałam rozumieć ile mogą dawać szczęścia takie małe rzeczy jak : szum fal, ich lekkie kołysanie, czy nawet tak oczywista rzecz jaką jest Słońce...
  Pół godziny później siedzieliśmy obok siebie na kawałku powalonego drzewa i patrzyliśmy jak pojedyncze promyki skrzą się w grzywach fal. Po moim ciele choć wciąż jeszcze było  ciepło raz po raz przebiegały pojedyncze dreszcze, dlatego gdy chłopak delikatnie objął mnie ramieniem bez namysłu wtuliłam się w jak mi się wydawało, o wiele cieplejsze od mojego ciało.
Przez chwilę patrzyłam w kierunku, w którym zwrócił swoje źrenice, w końcu jednak zaczęłam się przyglądać jemu. On jakby czując moje spojrzenie również spojrzał w moją stronę przez co patrzyliśmy sobie prosto w oczy, a nasze twarze dzieliły zaledwie minimetry.
- Dziękuję...- szepnęłam i zanim zdążyłam wypowiedzieć chociaż jedno słowo brunet złączył nasze usta w delikatnym, bardzo namiętnym pocałunku.
Ten ruch mnie zaskoczył, ale nie bardziej niż moje uczucia w chwili, gdy mnie całował. To nie był zwykły pocałunek czułam w nim coś, czego nigdy nie poczułam całując się z jakimkolwiek innym facetem, a na pewno nigdy z Arturem : ten niesamowity dreszcz, ciepło jakie mnie ogarniało, motylki w brzuchu i szybsze bicie serca... W tym ułamku sekundy poczułam wszystkie emocje jakie czuł brązowooki, a nawet coś więcej, coś nie opisanego, głębokiego.... uczucie ?

 Było już całkiem ciemno, gdy szliśmy wolnym krokiem z powrotem do miejsca, w którym pozostawiliśmy samochód, Bruno od dłuższego czasu prawie nie wyczuwalnie mnie obejmował i wiem... jako przyszła żona Artura nie powinnam była nawet pomyśleć, o spędzaniu wspólnego wieczoru z innym chłopakiem, a co dopiero dopuszczać do tego co stało się na plaży, owszem rozsądek podpowiadał : ,, Dobrze, chciałaś się pobawić ? I OK, ale teraz wróć do rzeczywistości !"
ale serce tak jak wtedy nie protestowało, tak i teraz nie było w rozterce. Gdzieś po środku byłam tylko ja...
- No proszę, a jednak !
Usłyszeliśmy za sobą głos Jack'a najgorszej kanalii w całej kancelarii, teraz się zacznie. Moje gorączkowe rozmyślania przerwał jednak głos mojego towarzysza.
- Nie odwracaj się, idź przed siebie jakby go tu nie było.
Tak,  posłuchałam go i udałam, że nic się nie dzieje, choć w mojej głowie zapaliły się setki czerwonych lampek...
__________________

I co sądzicie ?
:D
:*




wtorek, 12 maja 2015

Rozdział 2

                 Może zanim rozdział dla dopełnienia Waszej informacji, o bohaterach opowiadania i dla uspokojenia mojej świadomości podam link prowadzący do opisów : https://www.blogger.com/blogger.g?blogID=8140586459024923025#editor/target=page;pageID=6190374273622224565;onPublishedMenu=pages;onClosedMenu=pages;postNum=0;src=pagename

_________________________________________________

 Po raz kolejny zerknęłam na zegarek i rzuciłam okiem na tak dobrze znane mi dokumenty, gdy nagle rozległo się pukanie do drzwi, rzuciłam krótkie ,,proszę" , a gdy  się uchyliły podniosłam się, wyprostowałam i jakoś tak odruchowo  poprawiłam granatową marynarkę po czym spojrzałam na niewiele starszego ode mnie bruneta. Podaliśmy sobie ręce, przedstawiliśmy, tak proforma i ruchem ręki poprosiłam go żeby usiadł.
- Więc... ta sytuacja wtedy w hotelu raczej nie stawia prawa przychylnie względem nas, chociaż z drugiej strony jesteś osobą publiczną i... - przerwałam na chwilę. Po raz pierwszy od dłuższego czasu nie umiałam dobrać słów...
- Wiem, ale wolałbym, żeby nie patrzyła pani na mnie przez pryzmat rozpoznawalności, po za tym szczerze sam nie wiem co mi strzeliło do głowy z tymi narkotykami...- zawahał się na chwilę, a widząc moje spojrzenie kontynuował. : Ostatnimi czasy dość krucho stałem z pieniędzmi, za to wydatków  raczej nie ubywało, mój znajomy złożył mi pewną propozycję i zapewnił, że to będą szybkie i łatwe pieniądze.
Choć na ogół znałam całą sprawę, zapytałam :
- I tą propozycją był handel narkotykami ?
Spojrzałam na niego uważnie, a on westchnął ciężko, potarł ręką, o kark i mruknął :
- Nie zupełnie... To miała być jednorazowa transakcja, a ja byłem tylko pośrednikiem, coś w stylu kuriera.
Przez myśl przeszło mi coś, co powinno w niej zostać, a jednak po chwili usłyszałam ją z własnych ust.
- Jakim trzeba być idiotą, żeby zgodzić się na coś takiego ? Przecież to cholerne ryzyko...
Podniosłam wzrok na mojego rozmówcę i po jego uśmiechu poznałam, że jest dość rozbawiony tym co, o nim sądzę.
- No właśnie sam często się zastanawiam co ja sobie myślałem, gdy się na to zgodziłem. Tylko szkoda, że tak to się potoczyło.
- A ten twój znajomy ? Gdzie on teraz jest ?... Ow...przepraszam, po prostu głośno się zastanawiałam i...- brązowooki uśmiechnął się szeroko i powiedział :
- To nawet dobrze, może przejdźmy na ty jeśli to pani jakoś ułatwi rozmowę ?
Odwzajemniłam uśmiech i powiedziałam :
- W takim razie, Lana.
- Peter.

* Tydzień później *

- Ok. To na dzisiaj tyle...
To mówiąc włożyłam akta do teczki, zamknęłam ją i wsunąwszy na półkę zamknęłam szafkę obok biurka.
- Nie to, że chcę się jakoś spoufalać, ale jeśli nie masz planów na dzisiaj, to co powiesz jak zaproponuję ci kawę ?
Spojrzałam mu przelotnie w oczy i uśmiechnęłam się szeroko. Jeśli miałabym wybierać pomiędzy kolejnym popołudniem, czy może wieczorem  sama, w domu, na kanapie, a towarzystwem kogoś tak sympatycznego jak Peter to zdecydowanie wolę to drugie.
- Powiem, że bardzo chętnie... - ruszyłam w kierunku drzwi i westchnęłam : Wiesz mam ochotę na dobrą, mrożoną kawę...
Chociaż się nie odwróciłam wiedziałam, że brązowooki się uśmiecha.
- W takim razie dobrze trafiłaś, wiem gdzie sprzedają najlepszą mrożoną kawę w tym mieście.
Mój uśmiech stał się jeszcze jaśniejszy i gdy siedzieliśmy w samochodzie co chwilę przeradzał się w śmiech pod wpływem anegdot opowiadanych przez chłopaka.
  Piętnaście minut później siedzieliśmy na tarasie eleganckiej kafejki, trochę ponad jedną z uliczek   "miasta aniołów ,,  i popijaliśmy możliwie najlepszą kawę jaką tutaj podają...
- Wałkujemy ten temat już dobry tydzień, a ja dalej pomimo wielu, wielu godzin zastanawiania się wciąż nie umiem przedstawić sobie racjonalnego pomysłu dla, którego tak po prostu się zgodziłeś na tą całą akcję.- Utkwiłam wzrok w chłopaku, który po odstawieniu wysokiej szklanki z napojem również zwrócił ku mnie swoje czekoladowe oczy.
- Pierwszy to brak pieniędzy, drugi to...- nagle jakby ugryzł się w język i ponownie umoczył wargi w kawie.
- Pierwszy ? A pozostałe ?- Nie odrywając od niego wzroku poszłam w jego ślady.
- To znaczy ?- Chłopak odwrócił wzrok i udał, że to co powiedział było wszystkim, co miał do powiedzenia na ten temat.
- OK. Przepraszam, to zabrzmiało chyba jak atak, ale pytam nie jako adwokat tylko jako... znajoma i to co powiesz zostanie pomiędzy nami.
Spojrzałam na niego prosząco, co wywołało u niego śmiech.
- Zawsze stawiasz na swoim.
- Taki zawód.
Wymieniliśmy uśmiechy i oboje się zaśmialiśmy.
- Podkusiły mnie przede wszystkim  spore pieniądze, po za tym Ryan to mój znajomy, zawsze mi pomaga więc zacząłem to również postrzegać jako odpłatę za przysługi jakie on mi nie raz wyświadczał, na początku miałem wątpliwości, ale on zawsze zapewniał, że wszystko pójdzie dobrze, a ja dość naiwnie w to uwierzyłem... wtedy w Las Vegas chciałem się wycofać, ale było już za późno, wszystko szło dobrze to znaczy na to wyglądało... Kilka dni później do drzwi mojego pokoju hotelowego zapukała policja, pech chciał, że miałem tam dość sporo kokainy i żadnego wyjaśnienia bo, przecież nie będę robił z siebie idioty i udawał, że nie wiem skąd to się tam wzięło... Potem poszło z górki, areszt, sprawa, wyrok... a teraz jestem tu i proszę cię, żebyś mi pomogła.
Gdy skończył zdałam sobie sprawę, że przez całą jego wypowiedź wstrzymywałam powietrze, to takie nierealistyczne : wzbijający się talent z tysiącami, a może i milionami zakochanych w nim po uszy fanek naraża się na dość bolesny upadek bo, jego znajomy go, o to prosi ?
  Nim się spostrzegłam zrobiło się ciemno,a zegar wybijał dziewiątą. Gdy tak rozmawialiśmy, ja opowiadałam mu, o sobie, on mi, o sobie czułam, że znamy się już bardzo długo, że mogę mu zaufać...
Pół godziny później w domu powitał mnie mój ,, ukochany" narzeczony.
- Co tak długo ci zeszło ?
- Byłam w pracy, a potem mój klient zaprosił mnie na kawę.
- O tej godzinie, na  kawę ?
Spojrzałam na niego pytająco.
- Artur jestem adwokatem, muszę rozmawiać z osobą, której mam bronić w sądzie, po za tym ty też nie zawsze wracasz, od razu po godzinach pracy do domu.
- Ale ja nie umawiam się z nikim na kawę i nie siedzę z nim do późnego wieczora !
Otworzyłam usta z niedowierzaniem on może wracać po dwóch dniach bez sensownego wytłumaczenia i mam być wyrozumiała, a jak ja wracam po trzech godzinach i mówię mu, że byłam w pracy to jest wielce oburzony.
- Nie mam ochoty ci się tłumaczyć... bo, nawet nie mam z czego, a to co teraz powiedziałeś pokazuje, że w przeciwieństwie do mnie nie ufasz mi.
To mówiąc wbiegłam po schodach i skierowałam się wprost do łazienki, gdzie zmyłam makijaż, rozpuściłam włosy, wzięłam gorący prysznic, po czym odświeżona z mokrymi włosami, ubrana w wygodną piżamę wskoczyłam pod kołdrę i zabrałam się za czytanie książki jednak nim skończyłam całą  stronę moje powieki opadły, a ja pogrążyłam się w tak potrzebnym mi od zeszłego tygodnia śnie.




niedziela, 10 maja 2015

Rozdział 1

               Z niedowierzaniem patrzyłam na ekran swojej komórki i raz po razie czytałam treść wiadomości od Artura. Znowu, znowu mnie wystawił obiecał, że dzisiejszy wieczór spędzimy razem, że pójdziemy na kolację, do kina, na spacer, gdzie tylko zechcę...  Ale nie, jak zwykle coś go zatrzymało nawet w moje urodziny praca jest ważniejsza. Przyłożyłam głowę do oparcia sofy, na której siedziałam i z zamyśleniem zaczęłam się wpatrywać w sufit. Z obłoków niebawem wywabił mnie dźwięk nowego połączenia, automatycznie sięgnęłam po urządzenie i nie patrząc nawet kto dzwoni, nacisnęłam zieloną słuchawkę :
Jane : Wszystkiego najlepszego ! Zdrowia, szczęścia, spełnienia marzeń no i może jeszcze trochę kasy. :D
Lana : Dzięki ! Kochana jesteś, że pamiętałaś...
Jane : Zawsze ! W końcu to twoje święto.
Lana : Taak, moje tylko szkoda, że... moje też pod względem towarzystwa.
Chwila ciszy w słuchawce...
Jane : Myślałam, że Artur cię, gdzieś zabiera...
Lana : Szczerze ? Ja też tak myślałam, ale praca wzywa !
Jane : Oo, skarbie przykro mi, to czekaj skoczę po jakiś dobry " prezent " i zaraz jestem !
Lana : Jane, nie trzeba...- nie zdążyłam nawet dokończyć zdania, gdy dziewczyna zawołała entuzjastycznie wprost do głośnika.
Jane : Trzeba, trzeba ! Szykuj kieliszki, zaraz jestem !
To mówiąc rozłączyła się, a na mojej twarzy choć nie miałam szczególnej ochoty, ani powodu pojawił się szeroki uśmiech.
 Ledwo postawiłam na ławie w salonie szkło, gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Otworzyłam je i do domu wpadła wysoka, szczupła brunetka, mocno mnie przytuliła i podając mi małe, ozdobne pudełeczko powiedziała.:
- Jeszcze raz wszystkiego naj ! Wiesz zaśpiewałabym ci, ale...
Spojrzałam na nią z rozbawieniem i nie przestając się uśmiechać dokończyłam.
- Ale nie chcesz, żebym była sama na osiedlu ?
Przyjaciółka rzuciła mi zabójcze spojrzenie.
- Jeśli nawiązujesz do tego klubu z  karaoke to wcale nie było tak źle !
- Owszem, a ludzie wyszli by, zaczerpnąć powietrza ze wzruszenia...
To mówiąc parsknęłam śmiechem.
- Wiesz co ? To ja do ciebie z sercem, a ty mi jeszcze ,, subtelnie" ubliżasz...
Zaśmiałyśmy się obie i ruszyłyśmy do salonu. Tam otworzyłam mały pakunek, rozlałam do kieliszków alkohol i dosiadłam się do brunetki.
   Jak dobrze jest mieć najlepszą przyjaciółkę, która nigdy cię nie zawiedzie... Jane została u mnie do niedzieli dzięki czemu nie odczułam, aż tak silnie faktu, że mój facet, któryś już raz wystawił mnie do wiatru bo, praca.
W poniedziałek jak zwykle, o nowym tygodniu, o godzinie szóstej trzydzieści ze snu bezlitośnie wyrwał mnie dźwięk budzika. Z  niezadowoleniem otworzyłam najpierw jedno, potem drugie oko by, w końcu powłócząc nogami przejść przez jak co poniedziałek nieskończenie długi korytarz i finalnie wpełznąć do chłodnej łazienki.
Pół godziny później ubrana, umalowana i uczesana jak należy wpadłam do kuchni i szybko zaczęłam robić sobie kawę. W pewnym momencie odwróciłam się z wolna, a mój wzrok powędrował w kierunku siedzącego przy kuchennym stole mężczyzny.
- No proszę ! Zapomniałeś, gdzie mieszkasz, czy spotkania, aż tak wam się przedłużyły ?
Spojrzałam na niego drwiąco, a on podniósł się i po chwili stanął, o krok ode mnie z bukietem kwiatów.
- Lani, kotku przepraszam, to wyszło tak nagle...- wymownie spojrzałam na zegarek na moim nadgarstku.
- Dobra, daruj sobie moje urodziny były w piątek, ty dobrze, o tym wiedziałeś tylko nie miałeś nawet czasu przez trzy dni  napisać głupiego smsa z życzeniami, A tak się składa, że dzisiaj jest poniedziałek i dzisiaj to ja nie mam dla ciebie czasu.- To mówiąc dopiłam kawę, po czym narzuciłam skórkę, wsunęłam szpilki i chwyciwszy prawie, że w biegu torebkę ruszyłam do drzwi przez cały czas perfidnie ignorując ględzenie Artura dopiero, gdy zamykałam drzwi uraczyłam go krótkim "cześć,, i tyle się widzieliśmy...
  Siedząc już za swoim biurkiem i popijając kolejną kawę zaczęłam przeglądać papiery dotychczas na nim zalegające, gdy nagle zadzwonił mój służbowy telefon.
Lana : Lana McCarthy, słucham ?
Peter : Dzień dobry Peter Gene Hernandez z tej strony z tego co mówiła mi pani Stradford,  to pani zajmuje się moją sprawą, dzwonię by, zapytać czy i kiedy byłaby, możliwość abyśmy się spotkali ?
Przerzuciłam stos kartek by, znaleźć tą z notatką, o sprawie Hernandeza po czym powiedziałam z zamyśleniem :
Lana : Czy pasowałaby, panu środa w tym tygodniu ?
Peter : Tak, chwileczkę....
Słyszałam jak wymienia z jakimś innym mężczyzną parę zdań po czym kontynuuje : ...czy może pani podać godzinę ?
Spojrzałam w swój kalendarz i podałam czas spotkania, potem wymieniliśmy uprzejmości i mój rozmówca się rozłączył.
____________________

A oto i on ! Pierwszy rozdział, dodałabym go wczoraj, ale niestety komputer nie współpracował jak należy...  Mam nadzieję, że jak na razie wam się podoba, ale spokojnie to dopiero początek i dopiero teraz zacznie się ... coś dziać. :D
Ale zanim to, mam do Was pytanie wolicie żeby rozdziały były dodawane co jeden dzień, co dwa, czy w systemie : dwa dni - rozdział-jeden dzień rozdział itd. ?

czwartek, 7 maja 2015

Cześć Wam !

  Jestem Dominika, ale wolę po prostu - Domi. :D
Długo się zbierałam na to, żeby założyć tego bloga, ale w końcu się
przemogłam i oto on !
Otóż będę prowadzić tutaj opowiadanie i mam nadzieję
że komuś wpadnie ono w oko, przynajmniej dołożę wszelkich starań,
aby tak się stało :)).

OK. Więc przejdźmy może do zapowiedzi, bo opisy głównych postaci
umieściłam w zakładce bohaterowie :

       ,, Czy umiesz kochać bezwarunkowo ?
          Bez względu na to kim jest osoba będąca
           obiektem twoich uczuć ?
          Czy jesteś w stanie zrobić wszystko, o co poprosi
            tylko po to by, ujrzeć w jej oczach iskierki,
           które tak uwielbiasz ?
           Jak bardzo miłość oślepia ?
           Jak bardzo zmienia ?
                     I...
           Ile można dla niej poświęcić ?"
                   
                      Przekonaj się :
                  ,,  Anything for you "