piątek, 12 czerwca 2015

Rozdział 13

   W końcu nadszedł dzień, w którym nikt i nic nie mogło mnie zmusić do oglądania twarzy kogokolwiek kto parał się tym, co w kancelarii nazywano prawem- sobota...
 Od samego rana świerzbiły mnie ręce, toteż wstałam niewiele później niż Klara*,a wskoczywszy w krótkie spodenki i bluzkę z  krótkim rękawem zeszłam na dół i zabrałam się za gruntowne sprzątanie, którego dom zdecydowanie potrzebował.
Wciągnąwszy się w wir pracy nawet nie zauważyłam, gdy do salonu wszedł Artur i oparłszy się, o mini bar śledził bez słowa moje poczynania.
- Długo już się krzątasz ?
Zagadnął, a ja na dźwięk jego głosu podskoczyłam wystraszona, po czym wrzucając ściereczkę do mycia okien ponownie do wiadra z wodą odwróciłam się w jego kierunku.
- Nie, dopiero jakiś czas...może dwie, trzy godziny...
Mężczyzna spojrzał na zegarek i uśmiechnąwszy się przelotnie odparł :
- Jasne. Too... co jest nie tak ?
Choć Sulvana znam już dobre dwa lata i mam świadomość, że może i wie kiedy kłamię również tym razem by, nie pozwolić na ponowny powrót tych wszystkich dołujących myśli uciekłam się do, o wiele wygodniejszego, a niżeli prawda kłamstwa.
Przygryzłam na moment dolną wargę i obdarzywszy go szerokim, nieszczerym uśmiechem odparłam :
- Nic po prostu już dawno żadne z nas nie ogarnęło domu tak generalnie.
- Nie ogarnęło tak generalnie ?
- Właśnie tak.
- Jakoś przedtem nie zwracałaś na to uwagi.
Skrzyżowałam ręce na klatce i odparłam:
- Owszem zwracałam, ale po prostu ostatnimi czasy dużo pracuję i nie miałam kiedy się za to zabrać.
To powiedziawszy wróciłam do  porzuconego wcześniej zajęcia.
- Taa, dużo pracujesz...
Mruknął na co odwróciłam głowę ku niemu i sapnęłam z irytacją :
- Nie zaczynaj dobra ? Uwierz, że choć na taką nie wyglądam to jak jeszcze raz podważysz moje słowa zdzielę ci z mokrej szmaty.
W pomieszczeniu rozbrzmiał śmiech mężczyzny i niebawem poczułam jak staje, o krok za mną, a jego ramiona oplatają moją talię.
- Masz rację, nie chcę cię jeszcze dodatkowo denerwować.
Mruknął całując mój policzek i potulnie się wycofując.
- I dobrze.
Nim zdążył wypowiedzieć kolejne słowa do naszych uszu dotarł dźwięk oznajmiający, iż jakaś persona zaszczyciła mnie swoim telefonem. W duchu odetchnęłam z ulgą i wcisnąwszy w ręce Szwajcara nasączoną ścierkę ruszyłam szybkim krokiem w kierunku, z którego dochodził dzwonek.
Lana : Halo ? Jane, czyli jednak żyjesz ?
Zaśmiałam się do słuchawki, a po jej drugiej stronie odpowiedział mi śmiech brunetki.
Jane : Jak nigdy !
Zaświergotała co tylko utwierdziło mnie w domysłach dotyczących braku odzewu w mijającym tygodniu.
Jane : Co porabiasz wieczorem ?
Lana : Wiesz przyjaciółka do mnie wpada.
Cisza w telefonie.
Jane : Jamie ? Czy może masz nową znajomą, o której nawet się nie zająknęłaś, co ?
Wybuchnęłam niepohamowanym śmiechem i przezwyciężając trudności z wyduszeniem jakichkolwiek słów, odpowiedziałam :
Lana : Nie kochanie ! TY do mnie wpadasz.
Jane również się zaśmiała.
Jane : Skoro nalegasz...
Lana : Przyprowadź ze sobą Cole'a.
Jane : S-skąd wiesz, że my...?
Lana : Wiedziałam już po waszym pierwszym spotkaniu, fuks, że wtedy nie zemdlałaś mi w kuchni.
Odparłam z  przekąsem, na co dziewczyna wzięła głęboki wdech i udając obrażoną dodała :
Jane : Jesteś okropna !
Lana : Wiem, aale...
Jane : Ale i tak cię uwielbiam. To będziemy po wpół do dziewiątej, będzie wam pasowało ?
Lana : Pewnie, to do wieczora !
Jane : Cześć.
 Na powrót zablokowałam telefon i wsunąwszy go do tylnej kieszeni spodenek wróciłam do salonu.
- Szkoda, że się nie założyliśmy...
Powiedziałam z uśmiechem zabierając z rąk mężczyzny ścierkę.
- O co ?
- O Jane i Cole'a.
- To znaczy ?
Przewróciłam oczami i rzuciłam mu pytające spojrzenie.- Są parą ?
W odpowiedzi uśmiechnęłam się szeroko, kiwnęłam głową twierdząco i zamknąwszy okno przeniosłam się wraz z całym ekwipunkiem do kolejnego.
- Niby skąd ta pewność ? Po za tym wydaje mi się, że Cole raczej by, się zająknął, że kogoś ma.
Wzruszyłam ramionami i powiedziałam :
- Kobieca intuicja. A po za tym przynieś mi proszę krzesło z kuchni.
- Po co ?
Znacząco powędrowałam wzrokiem na górne partie okien i zwróciwszy wzrok na powrót ku niemu powiedziałam.- Chyba, że wolisz załatwić to sam, a ja w tym czasie...- nie zdążyłam dokończyć, gdy z tylnej kieszeni moich jeansowych szortów dobiegł ponownie dzwonek mojego telefonu.
Szybko zeskoczyłam z parapetu, na którym stałam i rzuciwszy okiem na ekran urządzenia wyszłam z salonu na taras.
Lana : Haalo ?
Bruno : Morning sweetheart, co porabiasz ?
Boże jak ja uwielbiam, kiedy mnie tak nazywasz... Lano McCarthy, przypominam ci, że twój narzeczony jest na dole !
Lana : Cześć moja prywatna kołysanko, sprzątam, a ty ?
Bruno : Mam zamiar cię gdzieś zabrać.
Lana : Hmm, a gdzie ?
Bruno : Lubisz lody ?
Wiem co miał na myśli, ale niestety jakaś strona mnie- bardziej podatna na jego ciało- nasunęła mi na myśl z grubsza, co innego...
Lana : Szczególnie w twoim wydaniu.
Bruno : Mrr...kusisz, ale miałem na myśli te...trochę inne.
Lana : Wieem, a lubię bo, co ?
Bruno : A dużo masz jeszcze tego sprzątania ?
Lana : Jeszcze...z trzy...
Bruno : Trzy ? Godziny ?
Na mojej twarzy zagościł szeroki uśmiech.
Lana : Na szczęście mam kogoś takiego jak Artur, który zapewne chętnie to dla mnie zrobi.
Chłopak zaśmiał się i powiedział :
Bruno : OK, a jak się wywiniesz ?
Zaśmiałam się krótko i na powrót weszłam do salonu.
Lana : Pewnie, daj mi chwilę...  To co, od razu pod galerią ? Jasne, tak będę daj mi piętnaście minut, nie, nie sama dojadę, przecież wiem gdzie jest najbliższy przystanek...
Bruno : Co to było ?!
Lana : Tak się to robi kochana.
Bruno : Nie skomentuję tego, czyli podjechać na przystanek, za piętnaście minut ?
Lana : Mmhm.
Bruno : Będę.
To mówiąc rozłączył się, a ja podeszłam do przyglądającego mi się od dłuższej chwili Artura.
- Kto to był ?
- Chels dzwoniła, czy nie miałabym ochoty pójść z nimi do kina.
- O tej godzinie ?
- Inne seanse były zajęte, jedna osoba ze składu się wykruszyła, a bilety już  są zapłacone...
- Hmm...I rozumiem,że w związku z tym to mi przypada przyjemność dalszego mycia okien ?
- Oj kochanie, zostały jeszcze tylko te na górze.
To mówiąc uśmiechnęłam się najładniej jak potrafiłam i cmoknąwszy go w usta w podskokach ruszyłam by, się przebrać.
                                           *      *      *

   Niecały kwadrans później pachnąca, uczesana i ubrana w czyste rzeczy zmierzałam w kierunku wspomnianego  podczas rozmowy przystanku, dzień był naprawdę piękny, a lejący się z nieba żar wręcz zmuszał do takich form schłodzenia jak lody, czy zimne napoje.
 Już zza zakrętu dostrzegłam czarnego Cadillac'a Marsa i przyspieszyłam kroku by, po chwili wygodnie rozsiąść się u boku brązowookiego.
Nie dalej jak dziesięć minut później szliśmy piaszczystym brzegiem plaży i bez słowa wsłuchiwaliśmy się w szum spienionych grzyw fal z impetem uderzających, o twardy piasek wybrzeża.
- Te lody to była jak rozumiem tylko przynęta ?
Zagadnęłam z uśmiechem spoglądając na mojego towarzysza.
- Po części...
Słysząc to szturchnęłam go lekko w bok i śmiejąc się głośno krzyknęłam :
- Ty podstępna łajzo !
Słysząc to chłopak doskoczył do mnie i nim zdałam sobie sprawę co narobiłam leżałam na piasku zasypywana łaskotkami.
- Łajzo ?! Ja łajza ?
- Tak, ty łaj-za !- Krzyczałam śmiejąc się przy tym i wykręcając w usilnych i tak spełzających na niczym próbach obrony.
Gdy w końcu udało mi się go z siebie zepchnąć usiadłam na nim okrakiem i wpatrując się z uśmiechem w wyrazisty odcień jego tęczówek, w pełni już opanowanym głosem dodałam :
- I tak nie zmieniłam zdania.
Na to chłopak podniósł się do siadu skrzyżnego i zbliżając swoją twarz do mojej szepnął :
- Czyżby ?
To mówiąc przygryzł delikatnie moje ucho, a musnąwszy czule moje usta złączył nasze czoła i utopił moje oczy w głębinie swojego nieziemskiego spojrzenia.
Splotłam palce na jego karku i oplótłszy go w pasie mruknęłam :
- Nie przekonasz mnie tym swoim zniewalającym spojrzeniem...
Nim zdążyłam jeszcze coś dopowiedzieć ten złączył nasze wargi w namiętnym pocałunku, odsunęłam się od niego nieznacznie i pozwalając mu na pieszczenie moich obojczyków odparłam :
- Bruno, tu są ludzie...
Chłopak jedynie zaśmiał się cicho i ponownie na mnie spoglądając zapytał :
- I co w związku z tym ?
- Nie powinieneś być bardziej ostrożny ?
Brązowooki pogładził mnie czule po policzku i patrząc mi głęboko w oczy zaczął :
- Właśnie, o to chodzi kochanie, przejmujesz się tym co powiedzą i pomyślą inni, założę się, że nie raz już zdarzyło ci się z czegoś zrezygnować tylko ze względu na to, co pomyślą obcy  ludzie. Ale, Lana oni cię nie znają, nie wiedzą kim jesteś i to, czy sobie coś, o tobie pomyślą, czy nie to tylko i wyłącznie ich sprawa, każdy ma prawo do własnego życia i nikomu nic do tego.
Spuściłam wzrok i przez moment siedzieliśmy w zupełnej ciszy...
- Chyba masz rację...nazbyt przejmuję się myślą i słowem otaczających mnie osób ... Ale to przez- westchnęłam cicho i dokończyłam- z resztą sam wiesz.
Nie otrzymałam odpowiedzi wyrażonej w słowach, a jedynie uśmiechu, który mówił, o wiele więcej niż jakikolwiek wyraz.
- Naucz mnie tego.- Szepnęłam, spoglądając na niego z nieśmiałym uśmiechem.
- Tego, czyli ?
- Twojego podejścia do świata.Jesteś osobą publiczną, a zamiast...-przerwałam na chwilę zastanawiając się jak powinnam wyrazić swoją myśl by, dobrze mnie zrozumiał.
- A zamiast siedzieć w domu z zasłoniętymi oknami siedzę z tobą na plaży wśród tłumu ludzi, to miałaś na myśli ?
Kiwnęłam jedynie głową i poczułam jak chłopak delikatnie unosi mój podbródek, a spoglądając mi w oczy, szepcze :
- Każdy ma prawo do prywatności i przywiozłem cię tutaj żeby ci to uświadomić, po za kancelarią czy sądem nie jesteś Laną McCarthy-prawniczką, która broni kogoś takiego jak ja, jesteś Laną- piękną, młodą dziewczyną, za którą szaleję...
Widziałam jak w jego spojrzenie momentalnie wstępują iskierki i nim zdążyłam zareagować nasze języki na nowo się odnalazły, a ja tak jak za pierwszym razem gdy się całowaliśmy poczułam to wszystko, co Hawajczyk chciał oddać w tym geście...
  Zbyt szybko dzień schylił się ku końcowi, zbyt szybko nadeszła godzina dziewiąta i przede wszystkim zbyt szybko byłam zmuszona pożegnać się z Brunem...
                                                     *     *     *
 Wszedłszy do kuchni od razu zabrałam się za przyrządzanie czegoś dla gości, wystawiłam na ławę w salonie kieliszki, talerze,świece do ozdoby, oraz przekąski, po czym spojrzałam krytycznie na całość i wróciłam do kuchni po ,, gwóźdź programu" - sałatkę grecką...
 Za piętnaście dziewiąta rozległo się pukanie do  drzwi  i po chwili do domu weszła rozpromieniona Jane wraz ze swoją nową zdobyczą.
Patrząc na nich w mojej głowie zaświtała myśl,że gdybym tylko miała tyle odwagi co Carter moje relacje damsko-męskie byłyby znacznie łatwiejsze i mogłabym lepiej sprecyzować to co czuję do brązowookiego...kiedy : mówi do mnie, śpiewa, całuje, patrzy-
- kiedy jest.
__________

Zadam standardowe pytanie : i co sądzicie ?
A teraz nie miła sprawa...
Otóż egzamin zbliża się ku  mnie coraz większymi krokami i z tego względu następny odcinek (a może nie jeden ;) pojawi się w przyszłą niedzielę.
I tak na pocieszenie dodam, że od wtorku już po egzaminie dołożę wszelkich starań by, rozdziały były w terminie.
A tym osobom, które wytrwale pomimo uwarunkowanego przez moją edukację bałaganu z odcinkami są ze mną DZIĘKUJĘ i kocham Was !<3
Komentujcie, uzbroicie się w cierpliwość i wracajcie w niedzielę !
<3<3<3
:*

3 komentarze:

  1. Haha... Ależ ona jest sprytna :D Facet myj okna, a ja lecę do Kochanka ♥♥♥ I te igraszki na plaży :P Mrr... Czekam na więcej !!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam tylko nadzieje, że żaden ze znajomych Artura nie nakrył ich na czułościach na plaży. Chociaż z drugiej strony fajnie by było. Może wtedy by się rozstali i Bruno z Lana w końcu mogliby legalnie się spotykać. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ejjjj ejjjj ja liczyłam na małą niespodziankę a tu tylko jeden...haha podpisuje sie pod Glove,Artur do garów a Lana do Bruna :D

    OdpowiedzUsuń