niedziela, 7 czerwca 2015

Rozdział 11

   Zawsze wydawało mi się, że jestem pewną siebie osobą po, której obelgi, które są nie potwierdzonymi pogłoskami po prostu spływają, a jednak od poniedziałkowej reprymendy z ust pani Stradford mój humor uległ znacznemu pogorszeniu : denerwowało mnie wszystko i wszyscy ; od pogody przez pustkę co do argumentacji na sprawę, aż po ludzi. Na dodatek Bruno akurat wszedł w jakiś projekt z
firmą Bench i miewał dla mnie to znaczy dla swojego adwokata znacznie mniej czasu niż powinien...  Od zeszłej soboty również po Jane ślad zaginął i miałam niewyjaśnione przeczucie, że niejaki Cole Davis miał z tym coś wspólnego... Chociaż mam nadzieję, że przyjaciółka gdy się spotkamy uchyli mi rąbka tajemnicy...
 Z narastającą frustracją wpatrywałam się w plik gęsto zadrukowanych kartek i czytając, co ważniejsze wzmianki w spisanym nań raporcie podejmowałam próby przywrócenia swojego umysłu do zwykłego, kreatywnego trybu, ale choćbym wyszła z siebie i stanęła obok za cholerę nic mądrzejszego i bardziej pomocnego, a niżeli fakty jakie ustaliłam sobie już wcześniej nie przychodziły mi na myśl. W końcu postanowiłam dać sobie chwilę przerwy, co w praktyce oznacza chwilowe oderwanie myśli od zalegających na moim biurku papierów. Właśnie miałam wyjść z pokoju gdy mój telefon przypomniał, o swoim istnieniu przeszywając całe pomieszczenie uporczywą melodyjką.
Spojrzałam na wyświetlacz i kąciki moich ust uniosły się ku górze, czego nie dałam poznać po tonie głosu :
Lana : Bruno ! Przypomniałeś sobie, że może warto by, było pogadać, o swoich problemach, czy co ?
Bruno : Problemach ?
Lana : Śmieszne wiesz...
Bruno : Lana, kotku naprawdę przepraszam miałem w planie spotkać się z tobą gdy już skoczymy na dzisiaj to całe zamieszanie ze zdjęciami, ale...
Lana : Dobra daruj sobie...
Bruno : Wiesz chyba zaczynam lubić kiedy jesteś zła.
Lana : Bruno ogarnij się...
Bruno : Dobra, dobra już, a  mogę ci zadać jeszcze tylko dwa pytania ?
Lana : Skoro musisz...
Bruno : Lubisz może muzykę Jamesa Blunt'a ?
Lana : A co to ma do rzeczy ?
Bruno : Pierwszy spytałem.
Po mojej twarzy przemknął nikły uśmiech.
Lana : Jest jednym z moich... trzech ulubieńców.
Chwila ciszy w słuchawce, ciekawe czy skojarzy kim jest ten trzeci...
Bruno : A możesz wyjść na balkon ?
Lana : Po co ?
Bruno : Wyjdź to zobaczysz...
Dodał tajemniczo i rozłączył się.
Posłusznie, naglona ciekawością podeszłam do okna, stanowiącego wyjście na balkon i aż zamarłam z... oczarowania ?
 Stał tuż pod bramą i śpiewał patrząc mi prosto w oczy :
-...Somebody wants you, somebody needs you, somebody dreams about you every single night, somebody can't breath, without you it's lonely. Somebody hopes that one day you will see,
that somebody's me...
 Nawet gdy skończył moje źrenice nieprzerwanie dryfowały w jego oczach i dopiero jego głos zdołał zmusić mnie do wyjścia na twardy brzeg rzeczywistości.
- Nie to żebym narzekał, ale...
Chociaż od początku tygodnia na mojej twarzy próżno było szukać chociażby uśmiechu to teraz śmiejąc się przerwałam mu :
- Stój tam wariacie jeden !
To mówiąc szybkim krokiem ruszyłam na parter by, po chwili otworzyć brązowookiemu przęsło głównej bramy.
                                            *    *    *
 - To powiesz mi skąd ten podły nastrój ?
Spojrzałam na niego ukradkiem i spuściwszy wzrok ku ziemi westchnęłam :
- Męczy mnie ta cała sytuacja w kancelarii...- gdy wypowiadałam te  słowa wnet poczułam przemożną  potrzebę wyżalenia się komuś.- Ten kretyn, którego widzieliśmy wtedy na plaży...- przerwałam na moment i rzuciłam okiem na reakcję Hawajczyka, on jedynie kiwnął głową i nieprzerwanie na mnie patrząc czekał na moje kolejne słowa.-...on rozpuścił po całym budynku plotkę, że z tobą flirtuję, a że jest najgorszą kanalią jaką znam i do tego kapusiem oraz ulubieńcem Stradford'owej to nie trzeba było czekać nazbyt długo by, ta informacja obiła się, o jej biuro. I wszystko  pewnie w końcu by, ucichło gdyby nie to, że gdy wezwała mnie na dywanik to kulturalnie jej wygarnęłam i dałam do zrozumienia, że lepiej dla ,, nas" byłoby gdyby nikt się nie dowiedział na jakich zasadach został przyjęty nie jaki Posner.
Zapewniłam ją też, że jestem ostatnią osobą, która pozwoliłaby, na utratę przez kancelarię renomy i dowiedziałam się, że jestem bliska popełnienia samobójstwa zawodowego.
Brązowooki przygarnął mnie do siebie i złożywszy na czubku mojej głowy czuły pocałunek powiedział :
- To tylko słowa, nie zwolni cię przecież  za życie prywatne, rób tylko to co masz robić i miej ją w dupie, niech sobie gada co chce...
To mówiąc uniósł delikatnie mój podbródek i opierając się czołem, o moje czoło szepnął : A co do tego, że jej wygarnęłaś to przynajmniej dowie się, że znasz swoją cenę. Więc przestań histeryzować.
Mimowolnie na moje wargi wpełzł uśmiech.
- Dziękuję...- szepnęłam, a chłopak złączył nasze usta w namiętnym pocałunku, pod którego wpływem przymknęłam oczy i zapominając na moment, o całym otaczającym nas świecie oddałam się chwili. Nagle chłopak odsunął swoje usta od moich i patrząc mi prosto w oczy dodał :
- I nawet jeśli będę miał ci to powtarzać po sto razy dziennie to będę to powtarzał.
Nieschodzący od dobrych paru minut uśmiech na mojej twarzy jeszcze się poszerzył i nim brązowooki na nowo złączył nasze usta spojrzałam mu w oczy i z udawanym wyrzutem powiedziałam :
- Hernandez co ja się z tobą mam.
- Ze mną ?
- No chyba nie ze mną.
I nim zdążył cokolwiek odpowiedzieć splatając palce na jego karku odwzajemniłam mu dwa wcześniejsze pocałunki. A gdy się od niego odsunęłam spojrzał na mnie tym swoim zabójczym spojrzeniem i mruknął :
- Ja chyba naprawdę zaczynam lubić kiedy jesteś wściekła.
Ze śmiechem odepchnęłam go lekko od siebie i powiedziałam :
- Nie przyzwyczajaj się kochanie.
Ostatnie słowo sprawiło,że jego oczy zabłysły tak jasno, iż gwiazdy zdobiące niebo zdawały się wyblaknąć.
  Chwilę później powietrze zagęściły odgłosy gitary i jego cichy śpiew. Impulsywnie podwinęłam nogi na hamak i opierając głowę, o jego klatkę wsłuchałam się w wyśpiewywane przezeń słowa.
Gdy śpiewał wydawało się, że wszystko cichnie, zastyga i się wsłuchuje,że czas płynie wolniej,  a jednak pomimo tego niesamowitego złudzenia gdy tylko musnął ostatni raz struny instrumentu wszystko wróciło do normy...
  I chociażbym bardzo tego chciała czas nie przystanął ani na moment i wkrótce choć wydawało mi się, że dopiero przed momentem usiedliśmy pod koroną palmy minęły trzy godziny, a z przed domu dobiegł nas odgłos zamykanych drzwi samochodu. Oboje na moment zastygliśmy i wpatrując się w siebie bez słowa napawaliśmy się chwilą, która niebawem miała stać się jedynie wspomnieniem.
  Wypuściwszy Marsa tylnym wejściem na ogród  przez chwilę na nowo tonęłam w głębi jego źrenic, po czym przytuliwszy się do niego najmocniej jak umiałam szepnęłam :
- Dziękuję...
W odpowiedzi chłopak złożył na moich ustach ostatni pocałunek.
- Nie dziękuj i pamiętaj, że nie ważne co inni mówią, jesteś najbardziej niesamowitą kobietą jaką znam.
Na te słowa na mojej twarzy na nowo zagościł uśmiech, który Bruno odwzajemnił.
- I tak ma zostać.
To mówiąc ruszył w swoją stronę, a ja śmiejąc się sama do siebie wróciłam do domu.
Nim poszłam spać przeprowadziliśmy z Arturem rutynową rozmowę, o przebiegu mijającego dnia po czym wskoczyłam pod prysznic i nim zegar w sypialni pokazał jedenastą wieczorem ułożyłam się do snu niezmiennie się uśmiechając.
 Nawet gdyby za to szanowna pani Stradford mnie zlinczowała to siła z jaką pociągał mnie Bruno nie osłabła by, uzależnienie ?
Niewykluczone...
________________

Cześć Wam !
Otóż po pierwsze dziękuję ogromnie za tak liczne przybycie na mojego bloga w piątek !!!
To naprawdę niezwykle motywujące.
Po drugie skoro już tak dziękuję to po 100 razy dziękuję mojemu wiernemu trio <3 za pozostawianie komentarzy <3.
I czy będzie to nietaktem jeśli poproszę, aby również inni czytelnicy/czytelniczki się ujawnili/ły ?
Chyba nieee.... :D:P
A trzecia rzecz jaką do was kieruję to informacja, że kolejny odcinek niestety dodam dopiero w piątek w zasadzie lepiej by, było dodać go dopiero po 17-stym, ale myślę, że to przesada :/
Bardzo, bardzo was przepraszam za takie roszady z odcinkami, ale termin bardzo ważnego dla mnie egzaminu językowego przeniesiono na przyszłą środę i chciałabym poświęcić ten tydzień na powtórkę.
Nie macie mi tego za złe co nie ?
Tak więc czytajcie, piszcie co wam w łebkach świta i do zobaczenia w przyszły piątek !!
<3<3

3 komentarze:

  1. Tak się miałam zabrać za pisanie swojego opo, ale najpierw myślę sobie: "A wpadnę najpierw do dziewczyn, może coś nowego wrzuciły" ^^ i proszę bardzo jest kolejny :P
    Mam nosa :P
    Bruno, James Blunt, gitara, hamak, niewinne całuski, coraz poważniejsze rozmowy ... No po prostu miłość kwitnie <3 I Mars wymykający się z domu jak taki prawdziwy kochanek - BAJKA <3 Nie wiem czy już to mówiłam, a jeśli tak to powtórzę. Kocham TO opowiadanie. Kocham Ciebie :* No nic... trzeba będzie czekać do piątku. Jak ktoś kocha to poczeka :P
    Aaa ... i powodzenia na egzaminie. Trzymam kciuki :)

    OdpowiedzUsuń
  2. biorąc pod uwagę,że będziesz miała dla nas znowu niespodziankę to wyrażam zgodę na chwilową nieobecność :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Aww :3 słodziak z naszego Brunita. <3
    No cóż takie jest życie. Muszę wytrwać do piątku

    OdpowiedzUsuń