piątek, 5 czerwca 2015

Rozdział 10

 To ten... jak to tam szło ? A tak... NIESPODZIANKA !!! Wiem, wiem była do przewidzenia, ale należy Wam się coś specjalnego za brak nowych odcinków w ostatnim czasie :D.
_____________________________________________________________

 - Wiesz przemyślałam to co powiedziałam ci zeszłym razem i...-
Na chwilę przerwała i spojrzała na mnie przepraszająco.
- I ? Jane jeśli przyszłaś, żeby mówić mi, o tym jakie to niepoważne zadawać się z Hernandezem poza pracą, to daruj sobie OK ? Już się nasłuchałam...- Ucięłam jej ostro i rzuciwszy ku niej krytyczne spojrzenie wróciłam do przygotowywania kolacji.
- Nie, przyszłam, żeby cię przeprosić za tamto nie powinnam była tak na ciebie naskakiwać w końcu jesteś już dorosła, to twoje życie i możesz w nim robić co tylko zechcesz, po prostu nie chcę żebyś niepotrzebnie wplątywała się w coś przez co możesz potem cierpieć, albo czego prędzej czy później będziesz żałować...
Na mojej twarzy ponownie zagościł uśmiech, nie wiedziałam co jej na to odpowiedzieć dlatego po prostu podeszłam do niej i przytuliłam się z wdzięcznością, a gdy się od niej odsunęłam powiedziałam jedynie :
- Nigdy więcej nie róbmy takich scen przez faceta OK ?
Brunetka pokornie kiwnęła głową i złożywszy jedną dłoń na klatce, a drugą pozostawiając uniesioną niczym harcerka odparła :
- Obiecuję. A skoro już tak gadamy to powiedz : serio ma, aż tak brązowe oczy ?
Spojrzałam na nią z zaskoczeniem i nagle obie wybuchnęłyśmy śmiechem.- No co tylko zapytałam...- mruknęła lekko zawstydzona i chciała jeszcze coś dodać, gdy do domu wszedł Artur z jakimś wysokim, zielonookim brunetem.
Szwajcar podszedł do mnie i przywitał krótkim cmoknięciem w usta po czym spojrzał na swojego towarzysza i powiedział :
- Cole poznaj moją narzeczoną Lanę i Lani to mój znajomy Cole Davis.
Mężczyzna uśmiechnął się uroczo- choć nic nie przebije uśmiechu brązowookiego... Stop ! Ziemia do Lany.
- Miło mi, a to moja przyjaciółka Jane.
To mówiąc delikatnie szturchnęłam dziewczynę, która od dobrych kilku minut intensywnie wpatrywała się w gościa.
Po krótkim powitaniu i wzajemnym poznaniu, wybawiając Jane z niewątpliwego zakłopotania rzuciłam propozycję :
- Miałbyś ochotę zostać na kolacji ?
To mówiąc puściłam oczko wniebowziętej brunetce, która momentalnie się zaczerwieniła po czym ponownie zwróciłam wzrok w stronę Cole'a.
- Jasne, jeśli to nie będzie problemem to bardzo chętnie.
Jane, o mało co nie podskoczyła z radości, a zamiast tego zajęła miejsce na przeciwko zielonookiego.
                                                           *     *     *
  Nowy tydzień przyniósł ze sobą niezwykle rzadko pojawiający się w Los Angeles deszcz, toteż w biurze siedziało się zdecydowanie mniej przyjemnie niż zazwyczaj. Przeglądałam właśnie dokumenty Bruna myśląc nad tym jak powinny wyglądać moje argumenty by, wybronić go przed grożącym mu więzieniem i choć bardzo chciałam i bardzo się starałam było to bardzo trudne bowiem raport, o jego sprawie był tak napisany iż wynikała z niego, aż nadto wina po stronie Hawajczyka. Z zamyśleniem ponownie przejrzałam na szybko wszystkie jego strony i nagle spod pliku dokumentów wyleciała mała karteczka, ponieważ nie mam w nawyku sporządzania dodatkowych notatek, a nawet jeśli to są one znacznie bardziej czytelne i dokładne, podniosłam mały papierek i przesunęłam wzrokiem po spisanych nań słowach.
- Co za... uhh !
Syknęłam do siebie gdy nagle do biura wszedł jak sądzę autor owego powiadomienia i z zuchwałym uśmiechem na swojej odrażającej gębie oznajmił :
- Stradford chce cię u siebie widzieć.
Rzuciłam mu zabójcze spojrzenie i wychodząc mruknęłam :
- Jak sądzę maczałeś w tym swoje paluchy, co ?
Powiedziałam, na co ten uśmiechnął się i odparł :
- Wiesz śliczna plotki szybko się roznoszą.
Nic na to nie odpowiedziałam nie czując potrzeby zniżania się do jego poziomu, tylko wyszłam zostawiając go za sobą.
 Mimo wrodzonej i po części nabytej w zawodzie pewności siebie gdy stanęłam przed drzwiami gabinetu ,,głowy kancelarii" miałam wrażenie, że moje nogi są z waty, a ja sama cofnęłam się do szkoły średniej i właśnie zostałam wezwana na dywanik do dyrektora... Ignorując jednak siedzące we mnie przerażenie wyprostowałam się i zapukałam do drzwi, a gdy usłyszałam zaproszenie pewnym krokiem i z miną pokerowego gracza weszłam do gabinetu i powitawszy kobietę skinieniem głowy usiadłam na przeciwko niej.
- Jak pani sądzi panno McCarthy, dlaczego panią do siebie poprosiłam ?
Choć powoli zaczynałam się domyślać dlaczego spotkał mnie ów  zaszczyt, jedynie kiwnęłam głową przecząco.- Nie uważa pani, że to bardzo nie profesjonalne z pani strony ?
Uniosłam brwi z zaskoczeniem.
- Słucham ?
- Och przecież wie pani, o czym mowa...- Sapnęła z niezadowoleniem i wbiła we mnie wzrok tak krytyczny, że miałam ochotę schować się pod jej biurkiem...- Nie uważa pani, że flirt z klientami jest wyrazem braku profesjonalizmu z pani strony ?
Musiałam się ostro hamować by, moja szczęka nie opadła z hukiem do ziemi.
- Flirt ?
- Owszem doszły mnie słuchy, iż wchodzi pani w o wiele bliższą relację z panem Hernandezem, a niżeli  zawodowa.
Niemal poczułam jak całe moje ciało zaczyna płonąć od środka żywym ogniem.
- W sprawach zawodowych zawsze zachowuję należytą etykę, a jeśli chodzi, o relacje z panem Peterem po za spotkaniami dotyczącymi pracy, pani wybaczy, ale to już moje prywatne sprawy.
Słysząc to kobieta spojrzała na mnie wyraźnie obruszona moimi słowami i odparła :
- Chcę panią jedynie uświadomić, iż tak jak każdy z nas pracuje pani na dobre miano kancelarii, a na pewno nie uda nam się go zatrzymać, jeśli media zwietrzą jakąkolwiek intrygę.
Nie mogąc już dłużej wysłuchiwać kierowanych do mnie pretensji wstałam i podparłszy się na dłoniach powiedziałam :
- Zapewniam panią, że niema żadnej intrygi, oprócz tej którą knuje i nakręca przeciwko mnie Jack Posner, a jeśli chodzi, o dobre imię kancelarii to chcę by, wiedziała pani, że jestem ostatnią osobą, która pozwoliłaby, na jej zniszczenie.
To mówiąc odwróciłam się na pięcie i ruszyłam do drzwi, ale nim wyszłam spojrzałam jeszcze raz ku Stradford'owej i dodałam :
- Na pani miejscu bardziej martwiłabym się, o to co powiedzą w wyższych partiach branży jeśli dowiedzą się, o tym na jakim ,, kontrakcie " przyjęła pani pewnego mężczyznę.
Po czym wyszłam i nim zamknęłam za sobą drzwi usłyszałam jeszcze :
- To jest moje ostatnie ostrzeżenie panno McCarthy, proszę się mieć na baczności bowiem pani przyszłość w tym zawodzie, a na pewno w mojej kancelarii stoi pod znakiem zapytania...
Przewróciłam oczami i zamknąwszy za sobą drzwi ruszyłam z powrotem do swoich obowiązków i nim doszłam do swojego biura przez myśl przeszło mi jedno istotne stwierdzenie :
,, Lano McCarthy od teraz jesteś tutaj na cenzurowanym".
________________________________________________

I jak przypadła Wam do gustu niespodzianka ?
Piszcie co myślicie ! <3<3<3
A tak w ogóle to pragnę zauważyć tak na poprawę humoru, że jesteśmy już, o jeden tydzień bliżej do wakacji !!! So smile please !

To miłego weekendu i do niedzieli !

1 komentarz:

  1. Bruno, jaka mordka :d haha... Genialny, wspaniały, mimo, że nie ma Marsa, to jednak wspaniały <3 Ale zjechała tej kobitce haha... Dobra jest :D ma gadane. A tej antenie satelitarnej, to bym jaja urwała, co go to obchodzi ??? Coś czuję, że ze spotkania Mrs Jane i Ms Davis, coś będzie ^^ Czekam do niedzieli :D Au revoir XO

    OdpowiedzUsuń