niedziela, 11 października 2015

Rozdział 37

    * Wspomnienie*

 - To nie wypali, Ryan...
Jęknąłem podenerwowany, podając chłopakowi niewielki woreczek wypełniony białym proszkiem, który ten od dłuższej chwili usilnie wciskał mi w ręce.
- Wypali...Po za tym chyba nie chcesz by, reszta dowiedziała się jak bezmyślnie pozbyłeś się ich pieniędzy, prawda ?
Przełknąwszy ciężko ślinę pokiwałem głową przecząco i przewróciwszy oczami z niezadowoleniem, wepchnąłem paczuszkę do tylnej kieszeni dżinsów po czym narzuciwszy na głowę kaptur ruszyłem ku ustalonemu miejscu spotkania. Tocząc bój z myślami podszedłem do opartego, o ciemne BMW szatyna i zatopiwszy palce w kieszeni spodni, wyjąłem zeń to na co się umówiliśmy.
- Nieźle...
Mruknął zielonooki i obróciwszy podarek między palcami zerknął na mnie spod byka.- Ile za to 
chcesz, Bruno ?
- Tyle, na ile się umawialiśmy, Matt.
Prychnąłem oschle i odwzajemniając nienawistne spojrzenie, skrzyżowałem ręce na klatce.
- Niech będzie...- mruknął lekceważąco, wpychając między zęby papierosa i podając mi kilka zmiętych banknotów, które swoją drogą i tak nie załatają mojej pożyczki... Przeliczywszy pieniądze odwróciłem się na pięcie i poprawiwszy kaptur ruszyłem z wolna po brukowym parkingu, gdy zatrzymał mnie jego zachrypnięty, nieprzyjemny głos.
- Ej ty !
Odwróciwszy się ku niemu, skinąłem delikatnie głową chcąc by, wyjaśnił  powód dla którego nie pozwolił mi po prostu odejść.- Słuchaj...co powiesz na mały interes ?
Wziąwszy głęboki oddech rozchyliłem wargi chcąc odeprzeć, ów propozycję lecz nim z mojego gardła dobył się jakikolwiek głos mężczyzna rozwinął swój zamysł.: Ty potrzebujesz kasy, my...
Przerwał na moment jakby dokonywał oględzin, czy na pewno jestem wart dobicia interesu, a gdy dołączyli do niego pozostali towarzysze, dokończył:...potrzebujemy pomocy bo, widzisz...to złotko- sapnął kpiąco i unosząc paczuszkę na wysokość swojej głowy, dodał :...musi trafić do rąk własnych.
- Nie.
- Zastanów się. Cena jest wysoka...- wychrypał, ze złośliwym uśmieszkiem, a widząc moje zawahanie, dodał.: Wystarczająco wysoka by, nikt nie zauważył twojej małej pożyczki.
Poczułem jak na te słowa moje ciało zalewa nagła fala gorąca, tchnięty nagłym impulsem postąpiłem krok ku niemu i uścisnąwszy mu dłoń, odparłem stanowczo.:
- Stoi...
* Koniec wspomnienia *
- Z każdym kolejnym interesem było coraz łatwiej, zyskiwałem ich zaufanie, a oni chłopca na posyłki. Wkrótce potem zwróciłem na konto zespołu wszystkie pieniądze, Ryan się nie wygadał i wszystko względnie szło po dobrej myśli...aż do czasu tej przeklętej imprezy w Las Vegas...
Uciąłem i zaciągnąwszy się używką zerknąłem na przyglądającego mi się z uwagą Phila.
- Więc...co się stało, że tak zyskałeś w ich oczach ?
Zapytał, a rzuciwszy mi ukradkowe spojrzenie na powrót zatopił spojrzenie w szarówce nadchodzącego wieczoru. Westchnąwszy głęboko na moment zacisnąłem wargi i błądząc spojrzeniem po poszarzałym nieboskłonie zastanawiałem się nad sensem wprowadzania przyjaciela, w bądź co bądź nieprzyjemne epizody mojego życia.
- Z czasem zyskiwałem wśród nich posłuch, ja wyświadczałem przysługi im, oni mnie. To zabawne, ale ci chłopacy chyba...pomogli mi wydostać się z dołka po śmierci matki...
Odparłem, wnet czując jak na wspomnienie tamtych dni moje gardło doznaje gwałtownego ścisku.- Potem oddawałem się Wam, zespołowi i muzyce...to pomagało, odbiłem się od niszy na jaką oni mnie sprowadzili i zapomniałem, ale gdy ponownie zabrakło pieniędzy, a Ryan wyskoczył z tą swoją idiotyczną propozycją jak kretyn na nią przystałem...Potem poszło z górki, przeszukanie, przesłuchanie, sąd, wyrok, odwołanie...
- A Lana ?
Na dźwięk jej imienia w mojej piersi gwałtownie podniósł się bolesny zamęt, a myśli mimowolnie powróciły do pamiętnego, deszczowego popołudnia.
- Miałem...pomyślałem, że jeśli uda mi się do niej zbliżyć będę miał większe szanse na wygranie tej sprawy, albo nawet sprowadzenie jej poza salę sądową. Flirtowałem z nią bo, zauważyłem że to działa. Do pewnego czasu to była tylko zabawa, potem...przywiązywałem się do niej, zakochiwałem się w jej delikatności, dotyku, w tym jaką silną choć zamkniętą w sobie jest kobietą...Zakochałem się w niej i pozwoliłem...by, ona zakochała się we mnie...wiedziałem, że ją zranię, ale mimo to myśl, o złudnym jej posiadaniu była zbyt kusząca... Tak, jestem...zwykłym dupkiem, ale kocham ją i zrobiłbym wszystko by, móc cofnąć czas...by, wyznać jej prawdę...
- Zrób to.
- Co ?
Mruknąłem zdumiony, gwałtownie skupiając na nim całą uwagę.
- Idź do niej i powiedz jej wszystko to, co powiedziałeś mnie.
- Ona nawet nie chce mnie widzieć !
Odparłem, podnosząc głos i posyłając mu niezrozumiałe spojrzenie.
- W takim razie napisz jej to.- Zasugerował, usilnie wychwytując mój rozbiegany wzrok.- Napisz jej w liście wszystko to, co chcesz by, o tobie wiedziała, a czego ona nie chce słuchać.Wyznaj jej prawdę... to...może ją zaboleć, ale...pomoże wam obojgu.
Dokończył i obdarzywszy mnie przyjaznym uśmiechem bez słowa skierował się ku tylnym drzwiom budynku...
                                                  *      *      *

 Przełknąwszy głośno ślinę z kołatającym w piersi sercem stanąłem przed drzwiami domu szatynki i zaciskając palce na białej kopercie zapukałem doń delikatnie.
- Czego chcesz ?
Podniósłszy wzrok z trudem spojrzałem w kipiące złością źrenice Jane.
- Czy...ona jest w domu ?
Odparłem niemal szeptem, usilnie utrzymując spojrzenie w ognistych źrenicach dziewczyny.
- Jesteś...bezczelnym dupkiem !
Warknęła postępując krok w moją stronę i ostentacyjnie przymykając dotychczas uchylone drzwi.- Jak możesz...uhh ! Jak po tym co jej zrobiłeś możesz tutaj przyjść i tak po prostu spojrzeć jej w oczy ?!
Rozchyliwszy wargi szukałem w sobie siły by, odeprzeć jej gwałtowny atak, lecz nim jakiekolwiek słowa wydobyły się z zaciśniętego gardła do mich uszu doszedł przytłumiony głos szatynki.
- Zostaw ją w spokoju...
Ucięła krótko i cofnąwszy się do zacienionego korytarzyka domu pchnęła dłonią masywne, drewniane drzwi.
- Po prostu jej to daj...
Szepnąłem wkładając jej w dłoń kopertę i szybkim krokiem opuszczając podwórze.
(...)
  Przekręciwszy klucz w zamku westchnęłam głęboko i opatulając się szczelniej długim, czarnym swetrem ruszyłam do salonu, gdzie czekały na mnie do połowy opróżnione miseczki z popcornem i pusta butelka soku jabłkowego by, już po chwili pozbywając się resztek jedzenia i niepotrzebnych opakowań pozostawionych w kuchni podczas co miesięcznego wieczoru filmowego, jaki wraz z Jane wyprawiałyśmy w wybraną sobotę miesiąca z uśmiechem oprzeć się, o szklany blat wysepki na środku kuchni i omieść wzrokiem świeżo uprzątnięte pomieszczenie. Przesuwając wzrokiem po przetartych blatach i wypolerowanych szafkach moją uwagę wnet przykuła jaśniejąca bielą koperta, spokojnie zalegająca za ciemnym czajnikiem. Odstawiwszy do zlewu trzymany w ręce kubek jednym susem dopadłam do szafki i położywszy opakowanie na blacie przed sobą poczęłam dopatrywać się nań nadawcy.
W końcu po bezowocnych poszukiwaniach z narastającą ciekawością rozdarłszy biały papier rozłożyłam przed sobą zapisaną dokładnym, pochyłym pismem kartkę i rozpoznając wnet jego charakter drżącymi palcami przesunęłam po gładkiej powierzchni rękopisu. Wziąwszy głęboki oddech ujęłam kartkę pomiędzy palce i zsunąwszy się na ziemię, obok aneksu skierowałam spojrzenie na pierwsze słowa listu...
"
       Droga Lano !
   Sam nie wierzę, że piszę ten list, ale jeśli go czytasz to znaczy, iż było warto...
Pomyślałem, że skoro to kłamstwo mi ciebie odebrało, dalsze oszustwa i tak mi Ciebie nie przywrócą, dlatego też chcę byś znała prawdę...całą prawdę.
                                                                      ..."

Wnet zamek w drzwiach wydał głośny jęk, przerażona gwałtownie podniosłam się z podłogi i szybkim ruchem poskładałam kartkę by, następnie pospiesznie wpakować ją do tylnej kieszeni dżinsów. Przetarłszy twarz dłonią przebiegłam palcami po włosach i wciągnąwszy powietrze nosem zerknęłam w ciemne źrenice stojącego na przeciwko mnie bruneta...
______________________________________________

Dobry wieczór kochani !
 Oto jest kolejny rozdział.:)
Mam nadzieję, że będzie on odpowiedzią na nurtujące Was pytania...
Alee...
Przejdźmy do spraw ważniejszych, a mianowicie...                                
urodziny Bruna !!!!!
Bowiem Seksowny Smok skończył 30 lat !
Happy Birthday, honey !
Kto pił zdrowie brązowookiego ?
Czytajcie, komentujcie i wracajcie w przyszłą niedzielę !
:*
<3





5 komentarzy:

  1. Jejku ten odcinek jest taki smutny i no nie mogę sie wyslowic. Kurcze pisz mi jak najszybciej kolejny bo oszaleje.
    Swoja drogą zapraszam do mnie. Na każdym blogu po 2 nowe odcineczki :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak mnie tu dawno nie było :/ przepraszam, że nie komentowałam, popełniłam błąd..ale to się nie powtórzy! ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. No cóż, co mogę napisać? Rozdział genialny. W końcu znam przeszłość Bruna i pomysł z ten listem oraz to jak to ujęłaś był po prostu świetny. Czekam na next i Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. W końcu dowiedziałyśmy się troche więcej <3
    Mam nadzieje, że w końcu kiedyś Lana przebaczy Brunowi i bedą żyćdługo i szczęśliwie ;) :P :D jejku super się to czyta ! :D :* Świetnie piszesz, że aż sie oderwać nie da, więc nie pozostało mi nic tylko czekać na następny :* :D

    OdpowiedzUsuń