Poczułam jak nikłe smugi słonecznego złota delikatnie muskają moje powieki i leniwie się przeciągnąwszy otworzyłam oczy. Dopiero po chwili podniosłam się do pozycji siedzącej i rozejrzałam po pokoju, w którym się znajdowałam. Jeszcze chwilę próbowałam sobie przypomnieć, co wczoraj się wydarzyło po czym wstałam i ruszyłam do łazienki. Znacie zapewne ten moment kiedy po sporej imprezie stajecie przed lustrem z myślą : ,, Na pewno nie jest, aż tak źle...", a gdy patrzycie na swoje odbicie nasuwa się to pytanie : ,, To na pewno ja ?"
Przez moment patrzyłam na postać po drugiej stronie, po czym gwałtownym ruchem obmyłam twarz wodą...
Piętnaście minut później odświeżona i ponownie ubrana we wczorajszą kreację zeszłam na dół i wolnym krokiem zaczęłam przemierzać hol, korytarz i salon. Nagle przystanęłam i zwróciłam wzrok ku białemu narożnikowi.
- Bruno, wstawaj !
Krzyknęłam, a chłopak gwałtownie podniósł się do pozycji siedzącej. Podeszłam do niego i ostrożnie przysiadłam na mebel. Spojrzałam na Bruna , w tym samym momencie, w którym on zwrócił źrenice ku mnie i przez chwilę patrzyliśmy na siebie bez słowa.
- Too... co jest na śniadanie ?
Zapytałam na co chłopak obdarzył mnie szerokim uśmiechem.
- Raczej obiad... Jest wpół do czwartej kotku.
Po moim ciele przeszedł delikatny dreszcz.
- Nie pozwalaj sobie Mars.
Syknęłam i zerknęłam na duży zegar ścienny. Cholera ! Szybko zaczęłam szperać w swojej torebce, a potem w telefonie szukając numeru na taksówkę. W pewnym momencie usłyszałam śmiech Hawajczyka i nie przerywając poprzedniej czynności, mruknęłam :
- I z czego się tak cieszysz ?
Bruno ukrył rozbawienie za swoim zniewalająco białym uśmiechem, niczym z reklamy Blanx i odparł :
- Z ciebie, zabawnie jest na ciebie patrzeć, gdy jesteś w takim amoku.
Rzuciłam mu zabójcze spojrzenie i ruszyłam w stronę drzwi.
Brązowooki momentalnie stanął u mojego boku i gdy się odwróciłam stanęłam tak blisko iż, mało brakowało byśmy dotykali się czołami...
- Dziękuję za wczorajszy wieczór i za... przenocowanie.
Mruknęłam patrząc prosto w jego czekoladowe tęczówki.
- Nie ma za co, to ja dziękuję.
I znowu : szybsze bicie serca, dreszcze na plecach, ciepło w środku, zmniejszająca się odległość pomiędzy nami...
Kiedy już niemal czułam jego wargi na swoich do rzeczywistości przywołał mnie dźwięk nowego połączenia.
- Przepraszam, muszę odebrać. I przy okazji będę już lecieć.
To powiedziawszy wyłowiłam z torebki telefon i wyślizgnęłam się z domu. Idąc już w kierunku taksówki skarciłam się w myślach : ,, Ogarnij się dziewczyno, jesteś prawie mężątką ! I prawie całowałaś się ZNOWU ze swoim KLIENTEM !!"
Jednym dotknięciem wybrałam numer Jane i już po chwili po drugiej stronie usłyszałam rozhisteryzowany głos przyjaciółki :
Jane : Boże Lana ! Gdzieś ty do cholery była ?! Od rana wydzwania do mnie Artur i chce z tobą gadać bo, nie odbierasz od niego telefonów, po za tym wiesz jak się martwiłam ?
Lana : Spokojnie, ja ee... przenocowałam u... starej znajomej, z resztą mniejsza, o mnie, co powiedziałaś Arturowi ?
Jane : Że nocowałaś u mnie i że zalał ci się telefon...
Lana : Dzięki ! Ratujesz mi tyłek.
Jane : Dobra, dobra. Wpadaj to pogadamy i napiszę do Artura, żeby podjechał po ciebie.
Lana : OK. Zaraz będę, napisz mu, żeby był tak koło szóstej.
Jane : Nie wiem, co ty byś beze mnie zrobiła ?
Uśmiechnęłam się pod nosem i powiedziałam :
Lana : Ja tym bardziej !
Nie cały kwadrans później siedziałam na kanapie w salonie przyłaciółki i popijałam gorącą, aromatyczną kawę.
- To zdradzisz mi gdzie wczoraj przepadłaś, że znalazłaś się dopiero dzisiaj ?
Na mojej twarzy, na moment zagościł szeroki uśmiech, który po chwili zatuszowałam mocząc wargi w parującym napoju.
- Mówiłam ci, że wpadłam na mieście, na koleżankę ze studiów i wyciągnęła mnie na imprezę...
Niestety zbyt dobrze to ja nie kłamię i już po chwili, po minie dziewczyny poznałam, że mnie rozszyfrowała.
- A czy ta ,, koleżanka" przypadkiem nie jest niewiele starszym od ciebie chłopakiem ?
Prychnęłam, udając urażenie i powiedziałam :
- Jasne, że nie...
Już chciałam brnąć dalej w kłamstewko, gdy jednak zmieniłam zdanie... - Tak, dobra Bru... to znaczy Peter zaproponował, żebyśmy w ramach znajomości - delikatnie uwypukliłam ostatnie słowo- wybrali się na imprezę.
- I ?
- I tyle...- bąknęłam wymijająco i ponownie ze skupieniem wzięłam do rąk kubek z resztką kawy.
- Dobra, mniejsza, o to... Albo nie, Lana ! Ogarnij się ! Jesteś niemal, że mężatką, a zabawiasz się z jakimś niepoprawnym dilerem, gwiazdeczką, której zachciało się zabawy !
Aż się wzdrygnęłam.
- Nie zabawiam się z nim ! Po raz tysięczny ci powtarzam jestem jego prawniczką, a chyba niema nic złego w tym, że raz zaprosił mnie na imprezę, skoro Artura i tak wiecznie nie ma w domu !
Przyjaciółka przetarła twarz dłonią i powiedziała :
- OK. Nie obraź się, ale czy ty siebie słyszysz ?! Czemu nie chcesz, albo nie możesz zrozumieć, że on chce się tylko zabawić ?... Z resztą rób, co zechcesz...
Rzuciłam jej przelotne spojrzenie i dostrzegłam, że ma zamiar jeszcze coś powiedzieć, ale dźwięk klaksonu najwyraźniej zbił ją z tropu. Szybko wstałam, odniosłam kubek do kuchni i już miałam wyjść, gdy nagle stanęłam i powiedziałam tak cicho, że prawie bez głośnie :
- Dzięki, za krycie przed Arturem... I na przyszłość nie oceniaj osoby, której nie znasz.
Jane spojrzała na mnie wzrokiem, którego nie umiem rozczytać i powiedziała :
- Nie ma sprawy, ale... wiedz, że nie będę ci NIGDY WIĘCEJ ratować tyłka, jeśli w grę będzie wchodził Hernandez i pamiętaj, że ty znasz go również niewiele lepiej ode mnie, więc żebyś się tylko nie oparzyła...
Ignorując ostatnie parę słów, które wypowiedziała posłałam jej szeroki, wdzięczny uśmiech i wyszłam z domu.
Ledwo wsiadłam do samochodu, usłyszałam ,, stęskniony " głos mojego jakby to nazwała Jane ,,niemal" męża :
- Dzwoniłem.
- Tak mi też cię miło widzieć kochanie.- Powiedziałam kładąc nacisk na ostatnie słowo, które w naszym związku już dawno wyszło z użycia.
- Jane mówiła, że źle się czujesz więc jeśli chcesz, możemy podjechać do apteki.
Zarejestrowana reakcja na czułe określenie - brak.
- Nie ma potrzeby, wrócimy do domu, położę się i powinno mi przejść.
- Na pewno ?
Cóż... walnął się w głowę, czy co ?
- Na sto procent.
To mówiąc utkwiłam wzrok w punkcie przed nami i zacisnęłam usta, a ponieważ Artur nie drążył tematu do samego domu żadne z nas nie odezwało się ani słowem.
________________________________
Tak jak zapowiadałam nie musiałyście zbyt długo czekać :D
Co sądzicie ?
Już prawie, prawie, się coś zadziało, a jednak :D
Do ,, zobaczenia" w piątek !
Pozdrawiam <3
Prawie się coś zdarzyło... hm... szkoda, że prawie. Ja oczywiście czekam na kolejny odcinek i smutam, bo będzie dopiero w piątek.
OdpowiedzUsuńJej jej jej <3 Bruno wyrywa. Lana świruje. <3 Prawie, prawie, a znowu by się pocałowali :P Jej umrę do tego piątku :D
OdpowiedzUsuńArtur to taki niewdzięcznik. Jakby pytał, bo tak wypada. A tak na prawdę to miał to głęboko w poważaniu. :/
Alee mam zaległości muszę się brać zs nadrabianie ;)
OdpowiedzUsuń