poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Rozdział 30

  - Jane... ja naprawdę nie jestem w nastroju na wyprawy po klifach...
Odparłam ze znużeniem spoglądając na podekscytowaną przyjaciółkę.
Ta jednak pominęła moją uwagę milczeniem, co mówiąc szczerze jeszcze bardziej mnie zirytowało...- To może powiesz mi chociaż gdzie jedziemy ?
- Niespodzianka to niespodzianka.
Odparła zdawkowo i posyłając mi ciepły uśmiech ponownie utkwiła spojrzenie w punkcie przed nami.
- Ale, może chociaż...
- Nie.
- A...- nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć brunetka zupełnie nie reagując na kolejne już z rzędu pytanie, o tym samym typie co poprzednie, sięgnęła do srebrzącej się gałki i jednym sprawnym ruchem podgłośniła radio wyraźnie dając mi do zrozumienia, iż nie mam żadnych szans by, odkryć chociaż rąbek tajemnicy.
 Podczas jazdy jeszcze parę razy,podjęłam próbę wyciągnięcia od dziewczyny choćby najmniejszej wskazówki jednak za każdym razem słyszałam jedynie jak podśpiewuje pod nosem lub w milczeniu wystukuje na kierownicy rytm wydobywającego się z radia utworu.
W końcu najwyraźniej zmęczona moją niemal dziecięcą dociekliwością zajęła mnie pytaniami odnośnie stanu zdrowia i samopoczucia mojego ojca, który kilka dni wcześniej powrócił ze szpitala.

                                                        *      *      *
  Z podekscytowaniem czekałam, aż Jane znajdzie dogodne miejsce i w końcu zgasi silnik toteż gdy brunetka stając na parkingu oznajmiła iż mogę wysiąść zamarłam w bezruchu i zwróciwszy ku niej zdziwione spojrzenie zapytałam.:
- A ty ?
 Ta jedynie uśmiechnęła się radośnie i kiwając głową przecząco, znacząco spojrzała na klamkę od drzwi, na której chwilę temu zacisnęły się moje palce.
Nic już nie rozumiejąc podążyłam za jej milczącą sugestią, a gdy czarna Honda zniknęła za zakrętem rozejrzałam się dookoła.
Parking ze względu na porę dnia był opustoszały,
 nie bardzo wiedząc co począć po raz kolejny rozejrzałam się po otaczającym mnie skrawku niezalesionej ziemi, a dostrzegłszy niewielką dróżkę prowadzącą zapewne w stronę urwiska skierowałam się ku niej ze zdziwieniem zauważając iż ktoś kto najwidoczniej zawitał tu przede mną pokwapił się, o ułożenie ze znalezionych w lesie gałęzi małych, koślawych, ale w gruncie rzeczy uroczych strzałek.
 Nie wiele myśląc podążyłam, ów szlakiem i po dobrych kilku minutach przystanęłam oniemiała u wejścia na omiecioną wieczorną poświatą polanę na jednej ze skarp.
 Na przytulnym kocu zalegającym tuż na krawędzi pomimo nikłego światła dostrzegłam elegancką zastawę dla dwojga,
wokół dodając całości niesamowitego romantyzmu jaśniały dziesiątki, malutkich świeczek,
 a przyjemnie ciepłe powietrze przeszywały dźwięki piosenki : ,, I don't wonna miss a thing" -
zespołu Aerosmith.
Piosenki podczas, której wraz z Arturem zatańczyliśmy pierwszy taniec,
 piosenki w której akompaniamencie Szwajcar pewnego dnia poprosił mnie najpierw, o chodzenie, a kilka lat później, o rękę...
 Z szerokim uśmiechem na drżących ze wzruszenia wargach rozejrzałam się w poszukiwaniu bruneta, a w końcu go zauważając stąpając na palcach zbliżyłam się do niego i objąwszy go od tyłu w pasie zaciągnęłam się intensywną perfumą.
Ten najpierw ujął w dłonie moje ręce, a następnie odwróciwszy się do mnie przodem delikatnie wziął w ramiona.
- Przepraszam skarbie...
Szepnął składając mi na czubku głowy subtelny pocałunek,
nie umiejąc mu na to odpowiedzieć jedynie mocniej objęłam go w pasie pozwalając by, ciepło jego ciała przelało się również na mnie.- Przepraszam za wszystkie dni kiedy nie miałem dla ciebie czasu, za wszystkie wieczory które spędzałaś samotnie i za nasze kłótnie, których ostatnimi czasy...było zdecydowanie za dużo.
Wnet pod moimi powiekami ponownie zebrało się morze łez, dlaczego ?
Kiedy tak staliśmy w mocnym uścisku ciałem byłam przy Arturze lecz moje mimo iż zranione, wciąż zaparte w uczuciach serce rwało się do tego,
który jednym słowem rozszarpał je na strzępy...
Chcąc zagłuszyć nagły przypływ emocji przycisnęłam wargi do ust Szwajcara i przymykając oczy w pełni oddałam się ulotnej chwili tak rzadkiej w naszym związku bliskości...
- Wszystkiego najlepszego Słońce.
Mruknął nagle na moment rozłączając nasze usta, czując nagły przypływ gorąca odsunęłam się minimalnie i spojrzawszy mu w oczy poczęłam gorączkowo rozmyślać jakie święto mogło wypaść mi z głowy...- Żeby następne nasze wspólne lata były lepsze od minionych...
Rocznica !
 Dziś mijał trzeci rok naszej...
bliższej znajomości.
- Taak by, były lepsze.
Szepnęłam pozwalając by, pojedyncza łza w ciszy spłynęła po moim spłonionym policzku.

                                                            *      *      *

- Ależ one są piękne...
Jęknęłam patrząc na srebrzysty blask jaki roztaczał się na Mlecznej Drodze.
- Nie tak piękne jak ty.
Mruknął Artur delikatnie głaszcząc mój policzek.
Nie będąc  przygotowana na tego typu komplement z jego strony zachichotałam zawstydzona i nie znajdując słów by, jakkolwiek zareagować jedynie zerknęłam na niego z płonącymi policzkami i posyłając ku niemu kolejny tego wieczoru uśmiech splatając palce na jego karku poprowadziłam nasze języki w długim tańcu, który z każdą sekundą przeistaczał się w żarliwą potrzebę bliskości,  wymykając się spod mojej kontroli i na nowo rozbudzając we mnie to coś, co kiedyś pchnęło mnie w objęcia mężczyzny.
  Jeszcze krwawiące serce wnet przemówiło i gdy tylko jego palce znalazły się blisko sprzączki od stanika z trudem hamując oddech odepchnęłam go od siebie i przepraszająco spoglądając w ogień pod jego powiekami, szepnęłam.:
- Ja... Nie mogę...
 Brunet w jednej chwili oderwał się ode mnie, a powróciwszy na swoje miejsce zmierzył moją postać nic nierozumiejącym spojrzeniem, które jeszcze nasiliło uderzenia z jakimi do mojej świadomości powracała myśl, o konieczności wyznania mu całej prawdy.
- Jasne, rozumiem.
Skinął głową i rzucił mi pełne troski spojrzenie.
Przez chwilę siedząc po turecku tuż obok niego zastanawiałam się co miał na myśli, a zdając sobie z tego sprawę rozważyłam poważnie wymówienie się niedyspozycją.
Jednak tak szybko jak zaczęłam tak szybko również zakończyłam, ów rozmyślania i wziąwszy głęboki oddech zaczęłam.:
- Nie, to nie to...- bąknęłam zwracając ku sobie jego spojrzenie.- Długo nad tym myślałam,ale po wielu dniach... zrozumiałam, że powinieneś to wiedzieć...
Zamilkłam na chwilę by, móc dokładniej przyjrzeć się jego reakcji.
Nie był pewien do czego zmierzam, jego palce jeszcze bardziej zacieśniły się na mojej dłoni,  a on zdjęty niepewnością patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami.
- To znaczy ?
Wydusił w końcu, a ja nabierając w płuca powietrza, niemal niesłyszalnym szeptem, odparłam.:
- Kłamałam...
______________

A oto i on...
Nie mogę uwierzyć, że za nami już trzydzieści rozdziałów !
Tak szybko minęło...
Właśnie, rozdział, jak się podobał ?
Czytajcie, piszcie i wracajcie w czwartek !
<3
:*

4 komentarze:

  1. No to mnie zaskoczyłaś. Nie spodziewałam, że w tym odcinku Lana w końcu odważy się wyznać swojemu narzeczonemu prawdę, choć mam lekkie obawy czy aby na pewno uda jej się to wykrztusić. Takie rzeczy jednak trudne są do powiedzenia. Życzę jej powodzenia. Oby odwaga jej nie opuściła.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak mogłaś przerwać w takim kulminacyjnym momencie? xD Już chcę następny, żeby się dowiedzieć czy powie Arturowi prawdę. No nic muszę czekać. Rozdział genialny i podsysa chęć czytania następnego.
    Pozdrawiam ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Następny, następny!!! No w takim momencie? Uch...!!! W sumie, Artur nie jest taki zły. Bruno ostatnio mnie wkurzył, więc dziś kibicuję Arturowi :D :3 Mars musi niestety naprawić swój błąd ;P

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja myślałam,że to Mars wziął się do roboty.....

    OdpowiedzUsuń