poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Rozdział 27

    [...]
   Przetarłszy twarz ręką rzuciłem okiem na zalegający na szafce nocnej zegarek, a zdawszy sobie sprawę, iż nie usłyszałem dzwoniącego kilka godzin temu budzika z jękiem na powrót opadłem na poduszkę.
Od paru dni dręczyły mnie dziwne pytania, na które odpowiedź mogłem uzyskać tylko od jednej osoby, a ponieważ nasz kontakt urwał się... w zasadzie całkowicie każdego wieczoru dręczył mnie ogrom niedopowiedzeń i wątpliwości.
I chociaż bardzo bym chciał nie rozumiałem...
Wciąż nie rozumiem, nie umiem pojąć dlaczego dziewczyna tak łatwo się poddała i wróciła do codzienności, z której tak bardzo chciała się wyrwać, pomimo upływającego czasu również jej słowa tak jak tamtego dnia właściwie do mnie nie docierały...
W końcu pomimo wszechmocnie ogarniającej mnie niechęci powłócząc nogami powlokłem się do łazienki, a będąc już niemal w pełni przygotowanym na kolejny dzień narzuciłem na ramiona skórzaną kurtkę i w pośpiechu zgarniając z ławy dzieło jednej z kilku już bezsennych nocy wyszedłem z domu.
                                                             
                                                                  *      *      *
- Bruno !
Z odmętów zadumy wnet wyrwał mnie głos Erica, przestraszony aż podskoczyłem, a jako tako odzyskując trzeźwe myślenie spojrzałem po twarzach skupionych wokół mnie Hooliganów.
- Pytałem, czy wybierasz się z nami do klubu dziś wieczorem.
Przypomniał mężczyzna, a na mojej twarzy ponownie utkwiło kilka wyczekujących spojrzeń.
- Nie.
Mruknąłem po dłuższym zastanowieniu, czując że pierwszy raz w życiu świadomie i w pełnej zgodzie z każdą zachcianką, najzwyczajniej w świecie nie mam ochoty ani na imprezy, ani na jakąś większą zabawę. Czułem, że potrzebuję chwili...dla siebie.
Cholera, chyba się starzeję...
Mimo wyrażonej przeze mnie dezaprobaty żadna para oczu nie zaprzestała intensywnie wpatrywać się w mimikę mojej twarzy. Najwidoczniej wszyscy tutaj zebrani odebrali to jako żart...
- Nie idę.- Powtórzyłem, zastanawiając się jak ubrać w słowa wyjaśnienie ów decyzji.- Nie jestem ostatnio w...nastroju.
Bąknąłem w końcu mając nadzieję, że wypowiedz była wystarczająco zwięzła i zrozumiała.
I była.
Bez słowa patrzyłem jak studio pustoszeje, a gdy w końcu zostałem sam wyciągnąwszy z kieszeni kurtki poskładaną kartkę chwyciłem jedną z kilku stojących w rogu gitar akustycznych i usadowiwszy się na kanapie zerknąłem na rzędy nakreślonych nań liter.
Niewiele myśląc począłem subtelnie muskać struny instrumentu, pozwalając by pomieszczenie zalały przyjemnie kojące dźwięki gitary.
- If you ever leave me baby.
Leave some morphine at my door.
' Couse it would take a whole lot of medication
To realise what we used to have ,
We don't have it anymore .

 There's no religion that could save me.
No metter how long my knees are on the floor.
So keep in mind all the sacrifices I'm makin'
To keep you by my side
And keep you from walkin' out the door...
Wnet po pomieszczeniu rozniósł się przytłumiony trzask, a w uchylonych drzwiach dostrzegłem postać Lawrence'a
Instynktownie ściągnąłem z kolan instrument, a położywszy go po drugiej stronie kanapy spojrzałem na przyjaciela.
- Czegoś zapomniałeś ?
Zapytałem w nadziei, iż mężczyzna jedynie wpadł po jakąś rzecz i- co znając Phila było mało prawdopodobne -nie przysłuchiwał się moim wypocinom.
- Nie dokładnie.
Odparł w końcu i już po chwili usadowiwszy się obok mnie, wzbudzając we mnie poczucie dyskomfortu, bezwstydnie zaczął wpatrywać się w moje oczy.- Powiesz co się dzieje ?
Przełknąwszy głośno ślinę spuściłem wzrok.
- Nic.
- Coś nie bardzo mnie to przekonuje, słuchaj...pytam bo, i ja i reszta zauważyliśmy że ostatnimi czasy jakby nie jesteś sobą, odseparowujesz się od nas...- przerwał na moment by, zerknąć na leżącą przed nami kartkę, z tekstem piosenki, po czym kręcąc głową z aprobatą ponownie wbił wzrok we mnie.
-To,o nią chodzi, prawda ?
Nie bardzo wiedząc, co mam mu powiedzieć jedynie kiwnąłem głową i idąc w jego ślady zawiesiłem spojrzenie na pisadełku.- Rozstaliście się ?
- Nie byliśmy parą.
Odparłem, nazbyt oschle co jednak nie zniechęciło go do dalszej dedukcji.
- Tja...
- Phil, ona ma narzeczonego.
Upomniałem  dostrzegając, że jego oczy rozświetla blask rozbawienia.
- Narzeczonego ? To po jaką cholerę się w to pakowałeś ?!
Phil nie rozumiał co stało za tą sytuacją, bo i skąd wtajemniczeniu podlegał jedynie Ryan. On nie rozumiał, ja nie chciałem tłumaczyć dlatego po prostu zbyłem go tematem, jakiego faceci tykać nie lubią, czy też nie umieją.
- Zakochałem się w niej i...
- Aha no, no i postąpiłeś jak każdy prawdziwy facet, czyli pozwoliłeś jej odejść ?
- Nie. Ale nie bardzo nawet miałem jak ją zatrzymać, nie jest przecież moją własnością.
Na te słowa, ku mojemu zaskoczeniu na twarz przyjaciela wpełzło rozbawienie.
- Otwórz oczy stary ! Ta dziewczyna jest w ciebie wpatrzona jak w obrazek i gdyby mogła dała by, wszystko by, być twoja.
- Skąd niby to wiesz ?
- Bo, to widać.
- Widziałeś ją chyba raz na oczy !
Podniosłem głos, powoli przestając panować nad niewiadomego pochodzenia rozbawieniem.
- I tyle wystarczyło. Odeszła bo, coś ją do tego pchnęło, a dodatkowo ty pozostawiłeś jej wolną rękę, przyzwolenie.
I nagle zdałem sobie sprawę, jak wiele prawdy jest w tych słowach...
Lana nie była pokroju dziewczyn, które rzucają słowa na wiatr, ale czasami po prostu była zbyt krucha by, zdołać się komuś sprzeciwić...
Zbyt delikatna by, ten jeden pieprzony raz być egoistką.- Więc jeśli chcesz ją odzyskać to...musisz pokazać, że jesteś facetem i zawalczyć, o nią !
Zastanawiając się nad jego słowami jedynie kiwnąłem głową.
Jak mogłem być tak niedomyślny ?!
- A swoją drogą...To jak idziesz z nami ?
- Nie,chciałem jeszcze trochę nad tym...- uniosłem kartkę z tekstem potencjalnego,
nowego kawałka.- ...posiedzieć.
- Jasne, a skoro o tym mowa, naprawdę dobre...i jeślibyś się zgodził to myślę że mogło by, być...
Wiedząc do czego zmierza przerwałem mu.
- Wiesz...to dość osobiste.
- Rozumiem, ale mimo to zastanów się bo, to serio jest dobry materiał na singiel.
On nie odpuści...
- Zastanowię się.
Skwitowałem i kiwnąłem w jego stronę w geście pożegnania.                                    
Na powrót zostając sam w studiu usiadłem wygodniej na kanapie i zawiesiwszy wzrok na stropie zacząłem rozważać słowa jakie dzisiaj padły.
Nim postanowiłem, iż czas się zbierać na myśl przyszło mi jedno zdanie, które już kilka dni później postanowiłem wdrożyć w życie.
Najwyższy czas pokazać jej, co na prawdę dla mnie znaczy...
________________________________________________________
Ahhh te wakacje...
Wiem, nie dałam rady dodać tego odcinka w poprzednią niedzielę, ale byłam na wyjeździe, aż do tego piątku, który był, wczoraj natomiast wróciłam do Anglii...
W skrócie się porobiło, ale za to zapowiadam iż teraz odcinki będą tak jak zawsze !
Cieszycie się ??:D
A właśnie odcinek...
Pierwszy w pełni z perspektywy Bruna.
Co sądzicie ?
Komentujcie więc i wracajcie w środę !
( Tak tą środę co jest po jutrze ;)
:*
<3

3 komentarze:

  1. Według mnie odcinek jest świetny. Cały z perspektywy naszego Bruneckiego ;) Jeszcze na dodatek Phil, który w końcu uzmyslowil coś Brunowi.
    Hm... Także no... Do środy :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Wpadłam i przeczytałam całe opowiadanie aż do teraz. Strasznie mi się podoba ta historia i już nie mogę się odczekać środy. Odcinek z perspektywy Bruna jest naprawdę świetnym pomysłem. No nic czekam i Pozdrawiam serdecznie ♥
    Ps. Jeśli masz czas zajrzyj do mnie, dopiero zaczynam ;) http://bruno-opo.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. widzisz kochana wciąż tu jesteśmy :D nadrabiam,ogarniam się bo też się wakacjowałam a cooooo:D dzięki za obecność ;)

    OdpowiedzUsuń