piątek, 17 lipca 2015

Rozdział 24


   Spowitą przyjemnie gęstą ciemnością sypialnię wnet przeszył ostry, nieznoszący sprzeciwu dźwięk budzika. Jednak puściłam go mimo uszu i zamiast wstać natychmiast jak miałam to w zwyczaju, po prostu naciągnęłam na głowę kołdrę i jęcząc z niezadowoleniem zacisnęłam mocniej powieki.
Pomimo długich godzin przygotowań, zarówno psychicznych jak i ,,materialnych" od wczorajszego wieczoru towarzyszyło mi przekonanie, że to wszystko dzieje się za szybko, a minione dni najzwyczajniej przeciekły  przez moje palce, ponadto jakaś część mnie, która wiedziała iż ten dzień będzie...początkiem końca, po prostu wypychała go z mojej świadomości...
- Śniadanie na stole...- oznajmił kobiecy głos, tym samym nakładając mi na ramiona trud .
z jakim przyjdzie mi się zmierzyć w dniu dzisiejszym
 [...]
   Przecierając wciąż zaspane oczy stanęłam przed dużą, dębową szafą w rogu pokoju, a otworzywszy jej drzwi na oścież ze zniesmaczoną miną poczęłam przeglądać mieszczące się weń zasoby.
Jak zwykle, gdy się spieszyłam, czy też miałam przed sobą ważny dzień nic mi nie pasowało, nic  nie było wystarczająco dobre...
Taak, to właśnie jest kolejny problem codzienności kobiety...
 Gdy w końcu uznałam, iż wyglądam...jako- tako zeszłam na dół i dołączyłam do jedzących śniadanie rodziców.
Przez dłuższą chwilę panowała cisza, którą niebawem przerwał głos ojca :
- I jak samopoczucie przed rozprawą ?
Zapytał obdarzając mnie ciepłym uśmiechem, który z niewiadomych przyczyn sprawił mi...przykrość ?
- W porządku.- Skłamałam, wiedząc że jest to odpowiedź jaką chciał usłyszeć. Skłamałam bo, prawda była taka, że przez ostatnie kilka dni NIC nie było ,, w porządku", że nie chciałam by, ten dzień nadszedł ani dzisiaj, ani jutro ani... w ogóle, a wszystko przez to że najzwyczajniej w świecie oznaczał on rozejście się dróg- mojej i Bruna, oznaczał, że zostanę sama na lodzie, który ostatnimi czasy pojawił się pod moimi stopami, oznaczał koniec czegoś, co chociaż wypierałam ze swoich myśli stało się dla mnie...ważne.
Oznaczało powrót do rutyny, wyzutej z głębszych emocji rutyny dnia codziennego od której zdążyłam się już odzwyczaić...Oznaczało nadejście chwili, w której będę zmuszona otworzyć oczy...
- Ach ! Właśnie zapomniałbym, ja i mama mamy dla ciebie coś specjalnego, więc jeśli nie masz innych planów, może spędzisz wieczór ze staruszkami ?
Przełknęłam głośno ślinę, oczywiście, że chciałam, ale...
Zanim jednak odważyłam sama sobie podać powód, usłyszałam swój głos.:
- Tato przestań ! Wcale nie jesteście staruszkami...A co do wieczoru, w zasadzie nie miałam żadnych większych planów, więc bardzo chętnie.

                                                          *      *      *
- Proszę wstać sąd idzie.
Oznajmił oschle umundurowany mężczyzna stojący przy wejściu do sali.
Przeniosłam wzrok najpierw na kroczącego wolno sędziego, a potem na Bruna.
Jego oczy spokojnie sunęły za sylwetką mężczyzny w czarnej todze, ale z tak małej odległości z łatwością mogłam wyczytać jak silnie jest zestresowany.
Gdy więc ponownie usiedliśmy, chcąc dać mu ciche wsparcie uścisnęłam jego dłoń, a gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały niemal bezgłośnym szeptem powiedziałam.:
- Wygram to.
[...]
-... toteż uważam, iż zasądzona wcześniej kara jest nazbyt surowa.
Zakończyłam swoją wypowiedź i zwróciłam wzrok ku twarzy sędziego, który z zamyśleniem pokiwał głową.
- Jakim prawem ?!
Rozległ się wnet głos Posnera.- Proszę sądu z całym szacunkiem, ale uważam, iż oskarżony zasługuje na wymiar kary, jaki został mu już wcześniej wyznaczony, a takie względy jak to czy znaleziono w jego domu narkotyki, czy nie nie grają roli...- zanim jednak zdążył dokończyć jego zarzuty zagłuszył, nieznoszący jakichkolwiek sprzeciwów głos sędziego Dwain'a.
- Panie Posner, przypominam panu, iż nie w pana roli leży  osądzanie, czy argumenty przytoczone przez  panią adwokat są na miejscu, czy też nie, dlatego prosiłbym pana, o przyzwolenie mi na wykonywanie moich powinności.
Uciął mu krótko na co mężczyzna zacisnął szczękę i posyłając mi pełne złości spojrzenie nieznacznie skulił się na swoim siedzisku.- W takim bądź razie, jeśli nikt z tutaj obecnych nie ma już nic do dodania prosiłbym ławników, o udanie się na naradę.
Odparł stanowczo i wnet cała trójka udała się do wyjścia.
                                                         
                                                       *      *      *
  Z sercem podchodzącym do gardła wpatrywałem się w idealnie poważną, niewzruszoną, jakby pozbawioną jakichkolwiek emocji twarz sędziego, który już dobrą chwilę temu zawiesił wzrok, gdzieś na końcu sali.
- Decyzją sądu pierwszej instancji...- przemówił w końcu, co wprowadziło na moje plecy kolejne ciarki.-...oskarżony, o posiadanie dużej ilości kokainy- Peter Gene Hernandez, czy też Bruno Mars za przyznanie się do zarzucanego mu czynu jako karę zastępczą, zostaje skazany na dwieście godzin prac społecznych, oraz grzywnę w wysokości tysiąca trzystu funtów. Ponadto oskarżony ma obowiązek uczęszczania na zajęcia edukacji narkotykowej. -  Oznajmił, po czym spojrzał w moim kierunku i pozwoliwszy by, młotek upadł z charakterystycznym odgłosem na wyznaczone miejsce, dodał. : Sprawę oficjalnie uważam za zamkniętą.
                                                   *      *      *
   - To uraczysz mnie może chociaż małym rąbkiem tajemnicy, gdzież to mnie zabierasz ?
Zapytałam rzucając Mulatowi ukradkowe, ciekawskie spojrzenie.
- Jaka ty jesteś niecierpliwa.
Bąknął z uśmiechem, kiwając głową, najwyraźniej nie mając zamiaru owej odpowiedzi mi udzielić.
- A ty uparty.
Rzekłam z udawanym przekąsem krzyżując ręce na piersiach.
[...]
- Nie masz lęku wysokości ?
- Co ?
- Pytam, czy nie masz lęku wysokości ?
- Nie, czemu...- zanim jednak zdążyłam dokończyć zdanie chłopak zatrzymał się na elegancko oświetlonym parkingu, wysiadł z samochodu by, już po chwili niczym prawdziwy dżentelmen otworzyć drzwi i ująwszy delikatnie moją dłoń, pomóc mi wysiąść z samochodu.
 Po czym poprowadzić do równie eleganckiej restauracji.
Już przy wejściu zagadnął nas jeden z wielu krzątających się po...pięknym wnętrzu restauracji kelner.
- Jak sądzę pan Hernandez ?
Bruno jedynie skinął głową i delikatnie pociągając mnie za sobą ruszył za kelnerem, który już po chwili wyprowadził nas na dach budynku.
-  Gratuluję.
Mruknął Bruno, obejmując mnie w talii i składając na szyi
kilka gorących muśnięć.
- Nie masz czego to tylko moja praca.
Wybełkotałam czując jak każdy jego kolejny oddech powiększa gulę jaka od pewnego czasu zaczęła narastać w moim gardle.- Czyli...to już koniec.
Mruknęłam bardziej do siebie niż do niego, na co brązowooki momentalnie obrócił mnie twarzą w swoją stronę.
- Nie myśl, o tym skarbie.
Mruknął przybliżając swoją twarz do mojej by, już po chwili pozwolić mi na zasmakowanie w swoich ciepłych, słodkich ustach...- A skoro już mówimy, o gratulowaniu...
Odparł podając mi szkło wypełnione trunkiem.
- Cheers baby.
- Cheers.
 To mówiąc niemalże w tym samym momencie podnieśliśmy kieliszki, co wywołało falę dobrego humoru, który z każdą minutą wieczoru pozwalał mi zapomnieć, o fakcie iż jest to prawdopodobnie ostatni taki wieczór...
                                                         *      *      *

- Too... dziękuję za niesamowitą kolację.
Rzekłam spoglądając ponownie w głębokie źrenice Mulata.
- Ja dziękuję.
Odbił piłeczkę i nim zdążyłam zaprotestować nasze wargi na nowo się odnalazły, co w mgnieniu oka wprowadziło na moje ramiona i plecy  niezwykle przyjemne dreszcze.
 [...]
  Tak jak myślałam cały dom pogrążony był we śnie, ale w zasadzie nie przeszkadzało mi to bowiem miniony dzień dał mi się we znaki, co poczułam gdy tylko pierwsza kropla gorącej wody obmyła moje ciało.
 Po szybkim prysznicu z większą niż dotychczas radością ległam na wznak w łożu, stojącym w moim
pokoju i bardziej z przyzwyczajenia niż szczerej chęci zerknęłam na wyświetlacz telefonu, co natomiast sprawiło iż pomimo okrutnego wykończenia wydarzeniami dzisiejszego dnia na moją twarz wpełzł na nowo nieśmiały, ale radosny uśmiech.
Bruno : Miłych snów piękna.
Lana : Miłych snów.:*
Odpisałam, po czym odłożyłam telefon na stolik nocny i przyłożyłam głowę do miękkiej poduszki pozwalając by, zmorzył mnie upragniony, błogi sen...
_____________________________________________

Cześć kochani !
 Przepraszam za spóźnienie z rozdziałem, ale najzwyczajniej w świecie nie miałam pomysłu jak to wszystko co miało się w nim wydarzyć ubrać w słowa...
Alle... skoro już się pojawił to mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu :D.
Taa... Więc teraz sprawy mniej przyjemne, otóż od przyszłego tygodnia znów będę miała ograniczony dostęp do Internetu i kolejny natłok zajęć na głowie. :)

Co w praktyce oznacza niestety, iż ukaże się wtedy tylko jeden odcinek, oczywiście powiadomię Was, o jego ,, zaistnieniu ". :)
I kto wie może przy jakiejś okazji...ukażą się jakieś ,,, dodatkowe" ?
Hm, hm, hm zobaczymy, co będzie się dało zrobić. ;D
Piszcie proszę co sądzicie < tylko szczerze> :D i do zobaczenia w przyszłym tygodniu !
:*
<3

3 komentarze:

  1. Odcinek świetny ;) Bardzo dobrze, ze udało się Lanie wygrać ten proces i dobrze, ze Bruno nie wystawił jej po rozprawie, choć w sumie nie do końca, bo przez to musiała wystawić swoich rodziców ;( A ja czekałam na ten ich wspólny wieczór. ;( Cóż mówi się trudno i żyje się dalej. Do kolejnego :*

    OdpowiedzUsuń
  2. moje zdanie znasz a powtarzać się nie lubię :)
    mam nadzieję,że nie znikniesz nam na zawsze....baw się baw w końcu masz wakacje ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Odcinek świetny, bardzo przeżywałam tą rozprawę. Jak dobrze, że Lana wygrała. Czekam na cc :)

    OdpowiedzUsuń