Los nigdy nie jest łaskawy, serce tak naprawdę jest tym który wykłada karty, a umysł...jest po prostu omylny...
I choćbyś z tym walczył...
Jest coś czego nie zwalczysz nigdy, żadnym sposobem.- Emocje...
(...)
Od dłuższej chwili wpatrywałem się w anielską biel sukni, elegancko opinającej się na smukłym ciele szatynki, która teraz wolnym krokiem zmierzała do ołtarza, gdzie czekał na nią narzeczony. W końcu ksiądz zaczął wygłaszać swoją utartą formułkę, przyszli nowożeńcy złożyli przysięgę, kapłan zapytał zgromadzonych, czy ktokolwiek nie zgadza się na ślub, rozchyliłem wargi podejmując próbę wydobycia z gardła krzyku, lecz mój głos zamarł, gdzieś na wysokości krtani.
- Tak więc, ogłaszam was mężem i żoną...
- Nie !
Wrzasnąłem i gwałtownie rozchyliwszy powieki przetarłem zroszoną kroplami potu twarz. Po czym podźwignąwszy się na łokciach rozejrzałem się po pomieszczeniu, rozpaczliwie walcząc z wszechobecną czernią i powoli uspakajając drżący, urywany oddech.
- Bruno ?
Przez uchylone drzwi wnet wpadła srebrna smuga by, w następnej chwili pomieszczenie rozświetlił ostry snop białego światła.- Stary wszystko w porządku ?
Nie bardzo umiejąc odpowiedzieć jedynie westchnąłem przeciągle, po czym strząsając z siebie resztki minionego koszmaru ruszyłem ospale w jego stronę.
- Która godzina ?
- Masz jeszcze dwadzieścia minut...- Bąknął ciemnoskóry, a obdarzywszy mnie osobliwym spojrzeniem, dodał.: Jesteś pewien, że...
- Nigdy niczego nie byłem tak pewien, Phil.
Mruknąłem, ucinając krótko, a przetarłszy twarz ruszyłem ku masywnym drzwiom, oddzielającym studio od innych pomieszczeń.
* * *
W jednej chwili wszystkie światła zgasły, muzyka ucichła, ludzie przestali tańczyć.
Nie puszczając dłoni szatyna, z którym przetańczyłam ostatni kwadrans rozejrzałam się po ciemnej otchłani klubu, a mój wzrok utonął w niewielkim punkcie bieli gdzieś za parkietem.
Salę wnet wypełniły pierwsze nuty jakiegoś utworu, biel przysłoniła ciemna postać...
A w powietrzu uniosły się pierwsze słowa...
- If you ever leave me baby
Leave some morphine at my door.
' Cause it would take a whole lot of medication
To realize what we use to have,
We don't have it anymore...
( ścieżka dźwiękowa )
Czułam jak moje gardło się zaciska, jak pod powiekami wzbierają łzy, jak moje serce wydziera się z piersi.
Wrócił...
Stał tam, chociaż był tak daleko ode mnie czułam na sobie jego wzrok i wtedy pomimo ciemności nasze spojrzenia się odnalazły.Moje ciało przeszył ostry dreszcz.
- Bruno...
Jęknęłam cicho i w pośpiechu uwolniwszy się od dotyku Matta niemal na oślep, z trudem powstrzymując spazmy płaczu ruszyłam w stronę toalet by, już w następnej chwili zatrzaskując za sobą drzwi z rozdzierającym moje wnętrze szlochem opaść na zimną posadzkę tuż obok obszernego zlewu.
Myliłam się, myliłam się myśląc że zdołam się uwolnić, że zapomnę, że zacznę od nowa.
Bez niego.
Przyjęłam, że dam radę się pozbierać bo, chciałam żeby tak było, ale... byłam zbyt słaba by, okłamać własne serce.
W jednej chwili drzwi się otworzyły, a moje zmysły poczęły chłonąć najpiękniejszy zapach jaki kiedykolwiek poznały, walczyłam by, nie podnieść wzroku lecz poległam i pozwoliłam by, moje ciało zalała kolejna fala bólu.
Oto stał przede mną mężczyzna, któremu oddałam wszystko, który jednym słowem pozwolił mi się wykrwawić przez potok łez, a którego jednak nie umiałam odkreślić grubą linią...zostawić za sobą.
W końcu przetarłszy podpuchnięte oczy,z wolna podniosłam się z podłogi.
- Lana...
Szepnął brunet, z każdym ruchem zmniejszając dystans pomiędzy nami by, finalnie nasze ciała dzielił jedynie mały przesmyk.
Nie wiele myśląc po prostu wtuliłam się w jego tors, a on objąwszy mnie ściśle zatopił twarz w kaskadzie włosów, które spływając falą przez ramię oblepiały mokry szkarłat policzków.
- Przepraszam kochanie...zachowałem się jak...zwykły idiota, ale...
Zaczął, po czym delikatnie ujmując w palce moją twarz złączył nasze czoła i utopił mnie w odmętach kawy pod swoimi powiekami.
Moje serce drżało, moja szczęka pozostawała zaciśnięta, a moje ciało drżało od nadmiaru silnych emocji.
Nasze usta się odnalazły, a moje serce poczęło się łamać na nowo.
- Nie !
Szepnęłam gwałtownie go od siebie odpychając.- Nie masz prawa tak po prostu tu
przyjść i... Nie !
- Lana, proszę pozwól mi...
- Co ? Pozwolić ci na nowo złamać mi serce ? Za kogo ty się masz ?! Myślisz, że jesteś jakimś pieprzonym cudotwórcą ?! Jesteś nikim ! Rozumiesz ?! Nikim ! I dla mnie na zawsze pozostaniesz tylko i wyłącznie NIKIM !
- Uspokój się...
Szepnął, a pod moimi powiekami ponownie wezbrały łzy.
- Zostaw mnie.
Jęknęłam wyrywając się spod jego dotyku i biegiem wypadając z pomieszczenia.
(...)
- Lana !
Krzyknąłem łamiącym się głosem, ale jej już nie było.
Z głębokim westchnieniem oparłem czoło, o chłodne drzwi łazienki i przymknąłem oczy z całych sił starając się uspokoić dudniące w piersi serce.
W końcu z głębokim westchnieniem rozchyliłem powieki, a rzuciwszy szybkie spojrzenie na postać w lustrze wybiegłem z pomieszczenia.
* * *
Gdy dopadłem do drzwi klubu zatrzymała mnie czyjaś silna dłoń, z rozszalałym tętnem patrzyłem jak smukła szatynka znika gdzieś za zakrętem, a gdy zniknęła mi z oczu z rozpaczą zerknąłem na tego, który mnie powstrzymał.
- Dlaczego to zrobiłeś ?!
Warknąłem, obrzucając przyjaciela nienawistnym spojrzeniem.
- Stary...może lepiej by, było...spasować ?
Na dźwięk tych słów moje źrenice się rozszerzyły, a ciało stężało.
- Nie.
Odparłem stanowczo po czym wyszarpując się z jego uścisku pchnąłem skrzydło masywnych wrót.
(...)
Oddychając głęboko przekręciłam klucz w drzwiach domu i przestąpiwszy jego próg oparłam się o nie plecami, pozwalając by, płonące policzki po raz kolejny oblała fala piekących łez.
- Co tutaj robisz ?
Gwałtownie rozchyliwszy przymknięte powieki spojrzałam z bólem w źrenice Szwajcara.
- On...- zaczęłam, ale mój głos uwiązł w zaciśniętym rozpaczą gardle.
- On tam był...
Dokończył za mnie Artur, a ja jedynie skinęłam głową.
- Cholera...- jęknęłam, chowając twarz w zziębniętych dłoniach.- To boli...tak cholernie boli.
- Ale co ?
- Że wciąż...kłamałam....
- Co takiego ?
- Słyszałeś ! Kłamałam gdy przysięgałam, że to koniec...
Mężczyzna zamilkł na moment, po czym zaciskając pięści wrzasnął.:
- Ty cholerna szmato ! Kłamałaś od samego początku i nawet po wszystkim patrzyłaś mi w oczy pieprzyłaś te kłamstewka i nawet nie mrugnęłaś ! Mam tego dość !
Wykrzyczał po czym przepchnąwszy się do drzwi spojrzał na mnie pogardliwie i odparł.: Wierzyłem ci, jak cholerny idiota, wierzyłem w każde twoje słowo. To koniec, rozumiesz ?
- C-co ?
Jęknęłam gwałtownie skupiając na nim całą uwagę.
- Nie będzie żadnego ślubu !
Warknął po czym wyszedł zatrzaskując za sobą drzwi.
Moje serce...
Nawet nie drgnęło.
Jeszcze długi czas siedziałam pod drzwiami i podejmowałam próby ukojenia władającego moim ciałem bólu, a gdy choć na moment go poskromiłam wstałam na równe nogi i wykończona ruszyłam w stronę salonu.
W jednej chwili cały świat poszarzał, opustoszał...
Poczułam nagły ucisk w skroni, ziemia się osunęła, a potem pozostała już tylko ciemność...
______________________________
Oto jest !
Miał być wczoraj, ale nieplanowanie wybyłam z domu, a po powrocie byłam zbyt zmęczona by, napisać coś przyzwoitego... więc przepraszam za dzień zwłoki.
Jak Wam się podoba ?
Jak myślicie, to już ostateczny koniec ?
Piszcie Wasze opinie, bowiem jestem ciekawa.:D
I zapraszam Was niestety dopiero w przyszłą niedzielę...
Love you !
<3
(...)
Od dłuższej chwili wpatrywałem się w anielską biel sukni, elegancko opinającej się na smukłym ciele szatynki, która teraz wolnym krokiem zmierzała do ołtarza, gdzie czekał na nią narzeczony. W końcu ksiądz zaczął wygłaszać swoją utartą formułkę, przyszli nowożeńcy złożyli przysięgę, kapłan zapytał zgromadzonych, czy ktokolwiek nie zgadza się na ślub, rozchyliłem wargi podejmując próbę wydobycia z gardła krzyku, lecz mój głos zamarł, gdzieś na wysokości krtani.
- Tak więc, ogłaszam was mężem i żoną...
- Nie !
Wrzasnąłem i gwałtownie rozchyliwszy powieki przetarłem zroszoną kroplami potu twarz. Po czym podźwignąwszy się na łokciach rozejrzałem się po pomieszczeniu, rozpaczliwie walcząc z wszechobecną czernią i powoli uspakajając drżący, urywany oddech.
- Bruno ?
Przez uchylone drzwi wnet wpadła srebrna smuga by, w następnej chwili pomieszczenie rozświetlił ostry snop białego światła.- Stary wszystko w porządku ?
Nie bardzo umiejąc odpowiedzieć jedynie westchnąłem przeciągle, po czym strząsając z siebie resztki minionego koszmaru ruszyłem ospale w jego stronę.
- Która godzina ?
- Masz jeszcze dwadzieścia minut...- Bąknął ciemnoskóry, a obdarzywszy mnie osobliwym spojrzeniem, dodał.: Jesteś pewien, że...
- Nigdy niczego nie byłem tak pewien, Phil.
Mruknąłem, ucinając krótko, a przetarłszy twarz ruszyłem ku masywnym drzwiom, oddzielającym studio od innych pomieszczeń.
* * *
W jednej chwili wszystkie światła zgasły, muzyka ucichła, ludzie przestali tańczyć.
Nie puszczając dłoni szatyna, z którym przetańczyłam ostatni kwadrans rozejrzałam się po ciemnej otchłani klubu, a mój wzrok utonął w niewielkim punkcie bieli gdzieś za parkietem.
Salę wnet wypełniły pierwsze nuty jakiegoś utworu, biel przysłoniła ciemna postać...
A w powietrzu uniosły się pierwsze słowa...
- If you ever leave me baby
Leave some morphine at my door.
' Cause it would take a whole lot of medication
To realize what we use to have,
We don't have it anymore...
( ścieżka dźwiękowa )
Czułam jak moje gardło się zaciska, jak pod powiekami wzbierają łzy, jak moje serce wydziera się z piersi.
Wrócił...
Stał tam, chociaż był tak daleko ode mnie czułam na sobie jego wzrok i wtedy pomimo ciemności nasze spojrzenia się odnalazły.Moje ciało przeszył ostry dreszcz.
- Bruno...
Jęknęłam cicho i w pośpiechu uwolniwszy się od dotyku Matta niemal na oślep, z trudem powstrzymując spazmy płaczu ruszyłam w stronę toalet by, już w następnej chwili zatrzaskując za sobą drzwi z rozdzierającym moje wnętrze szlochem opaść na zimną posadzkę tuż obok obszernego zlewu.
Myliłam się, myliłam się myśląc że zdołam się uwolnić, że zapomnę, że zacznę od nowa.
Bez niego.
Przyjęłam, że dam radę się pozbierać bo, chciałam żeby tak było, ale... byłam zbyt słaba by, okłamać własne serce.
W jednej chwili drzwi się otworzyły, a moje zmysły poczęły chłonąć najpiękniejszy zapach jaki kiedykolwiek poznały, walczyłam by, nie podnieść wzroku lecz poległam i pozwoliłam by, moje ciało zalała kolejna fala bólu.
Oto stał przede mną mężczyzna, któremu oddałam wszystko, który jednym słowem pozwolił mi się wykrwawić przez potok łez, a którego jednak nie umiałam odkreślić grubą linią...zostawić za sobą.
W końcu przetarłszy podpuchnięte oczy,z wolna podniosłam się z podłogi.
- Lana...
Szepnął brunet, z każdym ruchem zmniejszając dystans pomiędzy nami by, finalnie nasze ciała dzielił jedynie mały przesmyk.
Nie wiele myśląc po prostu wtuliłam się w jego tors, a on objąwszy mnie ściśle zatopił twarz w kaskadzie włosów, które spływając falą przez ramię oblepiały mokry szkarłat policzków.
- Przepraszam kochanie...zachowałem się jak...zwykły idiota, ale...
Moje serce drżało, moja szczęka pozostawała zaciśnięta, a moje ciało drżało od nadmiaru silnych emocji.
Nasze usta się odnalazły, a moje serce poczęło się łamać na nowo.
- Nie !
Szepnęłam gwałtownie go od siebie odpychając.- Nie masz prawa tak po prostu tu
przyjść i... Nie !
- Lana, proszę pozwól mi...
- Co ? Pozwolić ci na nowo złamać mi serce ? Za kogo ty się masz ?! Myślisz, że jesteś jakimś pieprzonym cudotwórcą ?! Jesteś nikim ! Rozumiesz ?! Nikim ! I dla mnie na zawsze pozostaniesz tylko i wyłącznie NIKIM !
- Uspokój się...
Szepnął, a pod moimi powiekami ponownie wezbrały łzy.
- Zostaw mnie.
Jęknęłam wyrywając się spod jego dotyku i biegiem wypadając z pomieszczenia.
(...)
- Lana !
Krzyknąłem łamiącym się głosem, ale jej już nie było.
Z głębokim westchnieniem oparłem czoło, o chłodne drzwi łazienki i przymknąłem oczy z całych sił starając się uspokoić dudniące w piersi serce.
W końcu z głębokim westchnieniem rozchyliłem powieki, a rzuciwszy szybkie spojrzenie na postać w lustrze wybiegłem z pomieszczenia.
* * *
Gdy dopadłem do drzwi klubu zatrzymała mnie czyjaś silna dłoń, z rozszalałym tętnem patrzyłem jak smukła szatynka znika gdzieś za zakrętem, a gdy zniknęła mi z oczu z rozpaczą zerknąłem na tego, który mnie powstrzymał.
- Dlaczego to zrobiłeś ?!
Warknąłem, obrzucając przyjaciela nienawistnym spojrzeniem.
- Stary...może lepiej by, było...spasować ?
Na dźwięk tych słów moje źrenice się rozszerzyły, a ciało stężało.
- Nie.
Odparłem stanowczo po czym wyszarpując się z jego uścisku pchnąłem skrzydło masywnych wrót.
(...)
Oddychając głęboko przekręciłam klucz w drzwiach domu i przestąpiwszy jego próg oparłam się o nie plecami, pozwalając by, płonące policzki po raz kolejny oblała fala piekących łez.
- Co tutaj robisz ?
Gwałtownie rozchyliwszy przymknięte powieki spojrzałam z bólem w źrenice Szwajcara.
- On...- zaczęłam, ale mój głos uwiązł w zaciśniętym rozpaczą gardle.
- On tam był...
Dokończył za mnie Artur, a ja jedynie skinęłam głową.
- Cholera...- jęknęłam, chowając twarz w zziębniętych dłoniach.- To boli...tak cholernie boli.
- Ale co ?
- Że wciąż...kłamałam....
- Co takiego ?
- Słyszałeś ! Kłamałam gdy przysięgałam, że to koniec...
Mężczyzna zamilkł na moment, po czym zaciskając pięści wrzasnął.:
- Ty cholerna szmato ! Kłamałaś od samego początku i nawet po wszystkim patrzyłaś mi w oczy pieprzyłaś te kłamstewka i nawet nie mrugnęłaś ! Mam tego dość !
Wykrzyczał po czym przepchnąwszy się do drzwi spojrzał na mnie pogardliwie i odparł.: Wierzyłem ci, jak cholerny idiota, wierzyłem w każde twoje słowo. To koniec, rozumiesz ?
- C-co ?
Jęknęłam gwałtownie skupiając na nim całą uwagę.
- Nie będzie żadnego ślubu !
Warknął po czym wyszedł zatrzaskując za sobą drzwi.
Moje serce...
Nawet nie drgnęło.
Jeszcze długi czas siedziałam pod drzwiami i podejmowałam próby ukojenia władającego moim ciałem bólu, a gdy choć na moment go poskromiłam wstałam na równe nogi i wykończona ruszyłam w stronę salonu.
W jednej chwili cały świat poszarzał, opustoszał...
Poczułam nagły ucisk w skroni, ziemia się osunęła, a potem pozostała już tylko ciemność...
______________________________
Oto jest !
Miał być wczoraj, ale nieplanowanie wybyłam z domu, a po powrocie byłam zbyt zmęczona by, napisać coś przyzwoitego... więc przepraszam za dzień zwłoki.
Jak Wam się podoba ?
Jak myślicie, to już ostateczny koniec ?
Piszcie Wasze opinie, bowiem jestem ciekawa.:D
I zapraszam Was niestety dopiero w przyszłą niedzielę...
Love you !
<3
Cały odcinek boski,ale ten początek........GENIALNY!!!!!! Dziewczyno ja to czytam 15 raz(a to nie zdarza się często)
OdpowiedzUsuńJednak dobrze,że wczoraj nie miałaś weny bo to dzisiaj jest KOSMOS!!!!!
Ja mam cichą nadzieję,że jednak dodasz szybciej niż w niedziele....
Podpisuje sie pod slowami Iwony. Odcinek naprawde genialny <3 Odpowiadajac na twoje pytanie: Nie wierze zeby to byl koniec. Nie zwiazku Bruna i Lany. Wierze, ze jeszcze sie zejda :)
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny. Brak mi nawet słów na skomentowanie, po prostu cudo! Tak jak Paula, ja również wierzę, że Bruno i Lana się jeszcze zejdą. Mam ogromną nadzieję, że znów będą razem. Czekam na niedzielę i Pozdrawiam ♥
OdpowiedzUsuńcudowny *o*
OdpowiedzUsuńPodpisuję się pod dziewczynami :D
O matkoooo ♥ To jest wręcz very very zarypisty, prze cudny, prze boski odcinek. No poprostu brak słów.
OdpowiedzUsuńJa także podpisuję się pod resztądziewczyn ♥ :*